THE WARSAW INSTITUTE REVIEW
Data: 5 lipca 2019 Autor: Grzegorz Kuczyński
Pozorna rewolucja. Wybory prezydenckie na Ukrainie
Wynik wyborów prezydenckich na Ukrainie to nie tyle zwycięstwo Wołodymyra Zełenskiego, co porażka Petra Poroszenki. Prezydentowi Poroszence nie udało się uczynić z wyborów plebiscytu wojennego. Górę wzięła narracja Zełenskiego: referendum oceniającego obóz rządzący Ukrainą przez ostatnie pięć lat. Klęska Poroszenki oznacza jedynie przesunięcia wewnątrz systemu oligarchicznego, a nie jego porażkę. Ostateczny układ sił będzie znany dopiero po wyborach parlamentarnych, także w tym roku. Nowa prezydentura nie przyniesie większych zmian w polityce ukraińskiej z racji na niedoświadczenie i specyfikę zaplecza Zełenskiego, jak też silniejszą pozycję parlamentu. Nie należy więc też oczekiwać radykalnej poprawy w stosunkach Kijowa z Warszawą, a przede wszystkim Budapesztem.
W drugiej turze wyborów prezydenckich na Ukrainie 21 kwietnia 2019 r. Wołodymyr Zełenski zdobył 73,22 proc. poparcia. Na jego rywala, ustępującego prezydenta Petra Poroszenkę głosowało 24,45 proc. uczestników wyborów . Zełenski został zwycięzcą we wszystkich obwodach Ukrainy oprócz lwowskiego, gdzie wygrał Poroszenko. Ustępujący prezydent zwyciężył też w okręgu zagranicznym, gdzie poparło go 54,7 procent głosujących; prezydent elekt otrzymał tam 44,7 proc. głosów. Frekwencja w drugiej turze wyborów wyniosła 61,37 proc. – głos oddało ponad 18,4 mln obywateli. Należy pamiętać, że w wyniku okupacji rosyjskiej Krymu i części Donbasu, blisko 16 proc. wyborców ukraińskich zostało de facto pozbawionych możliwości głosowania . Imponujący wynik Zełenskiego jest nie tyle jego osobistym sukcesem, co klęską rywala. Poroszenko stał się w tym starciu uosobieniem „starego” establishmentu, a głosowanie.
21 kwietnia było referendum, w którym Ukraińcy wyrazili nieufność do obecnej klasy politycznej. W 2018 roku poziom nieufności, frustracji, zwątpienia i rozczarowania Ukraińców był najwyższy od 1991 roku. Zwycięstwo Zełenskiego to głos przeciwko zdradzie ideałów Euromajdanu przez Poroszenkę, symbol starego oligarchicznego systemu. Wybory przyniosły też kompromitację ukraińskiej inteligencji i kręgów opiniotwórczych, szeroko pojętej elity, która w zdecydowanej większości poparła Poroszenkę przeciwko „klaunowi” Zełenskiemu. Według sondaży dla 40 proc. wyborców głos na Zełenskiego był wyrazem protestu przeciwko obecnej klasie politycznej. Zagłosowali na niego zarówno zwolennicy bardziej śmiałych reform, rozczarowani stagnacją procesu modernizacji państwa, jak i elektorat socjalny i względnie prorosyjski.
Jeszcze przed pierwszą turą wyborów (31 marca 2019 roku) wielu ekspertów i publicystów lekceważyło sondaże wskazujące na dużą przewagę Zełenskiego. Tymczasem już wynik pierwszego starcia postawił aktora w niezwykle korzystnej sytuacji, zaś jego rywala w bardzo trudnej. Warto zauważyć, że z punktu widzenia wyborczej arytmetyki, trzy tygodnie między pierwszą a drugą turą wyborów zdecydowanie należy zapisać na korzyść Zełenskiego. Wystarczy zestawienie liczby zdobytych głosów przez obu rywali 31 marca i 21 kwietnia: Zełenski 5,7 mln – 13,5 mln, Poroszenko 3 mln – 4,5 mln. Co ciekawe, wynik zwycięzcy okazał się dużo lepszy niż prognozy sondażowe. Na dziesięć dni przed drugą turą, badanie przeprowadzone przez grupę socjologiczną Rating pokazywało, że Zełenskiego zamierza poprzeć aż 51 proc. Ukraińców. Poroszenko mógł liczyć na zaledwie 21 proc. To miażdżąca przewaga, a przecież inne dane z tego badania były dla prezydenta jeszcze bardziej pesymistyczne. Otóż w grupie osób pewnych, że pójdą do urn, przewaga Zełenskiego była jeszcze większa: aż 61 proc. do 24 proc. Zełenski prowadził we wszystkich grupach wiekowych oraz na południu, wschodzie i w centrum kraju. Na dodatek aż 61 proc. respondentów uważało, że wygra Zełenski, w sukces Poroszenki wierzyło tylko 17 proc. . Przez blisko dwa tygodnie po I turze prezydent nie zdołał zmienić biegu wydarzeń. Poparcie dla Zełenskiego wzrosło wyraźnie zarówno dzięki temu, że pokazał, iż może wygrać i jest faworytem, ale też dzięki przerzuceniu głosów większości innych kandydatów. W porównaniu z wynikiem z I tury Poroszenko nieznacznie zwiększył elektorat. I jeszcze jeden wynik badania był negatywny dla Poroszenki: aż 83 proc. Ukraińców uważało, że krajowi jest potrzebny wstrząs i radykalne zmiany. Kampania Zełenskiego i hasła wyboru między przeszłością i przyszłością lepiej odpowiadały tym oczekiwaniom.
Wołodymyr Zełenski. Dlaczego wygrał?
Telewizja 1+1 nadała przemówienie Zełenskiego o zamiarze startu w wyborach 31 grudnia 2018 roku. Jednak kampania prezydencka Zełenskiego ruszyła dużo wcześniej, wcześniej nawet niż jego nazwisko zaczęło się pojawiać w prezydenckich sondażach (jesień 2018 roku). Operacja „Prezydent Zełenski” zaczęła się tak naprawdę już w 2015 roku, gdy na ekranach pojawił się serial „Sługa Narodu”, gdzie Zełenski gra rolę szkolnego nauczyciela, który przypadkowo zostaje prezydentem. Zełenski nie wygrał prezydentury w tygodniach między pierwszą a drugą turą. Nie wygrał ich nawet w przeciągu tych kilkunastu tygodni dzielących jego deklarację o starcie od ostatecznego głosowania. Osiągnięcie stanowiska głowy państwa było możliwe dzięki popularności zdobytej przez ostatnie dwie dekady w roli nie polityka, a aktora. Komik Zełenski bardziej przemówił do Ukraińców, niż polityk Poroszenko. Oczywiście wygrać udało się dzięki temu, że kampania Zełenskiego była prowadzona tak, by nie popsuć wirtualnego wizerunku „sługi narodu”.
Z pewnością w jego kampanii nowością było skupienie się – jeśli mowa o mediach społecznościowych – na Telegramie i Instagramie. Dotychczas bowiem ukraińscy politycy obecni byli głównie na Facebooku i Twitterze. Śledczy dziennikarze z Bihus.info napisali, że budżet Zełenskiego na reklamę internetową tylko przed drugą turą wyniósł 300 tys. dolarów. Szczególnie chodziło o finansowanie botów w mediach społecznościowych . Szef cyfrowej kampanii Zełenskiego, Mychajło Fiedorow zaprzeczył, jakoby ten sztab używał botów i powiedział, że na reklamę w Internecie wydano 200 tys. dolarów . I to przed obiema turami. Później okazało się jednak, że sztab Zełenskiego stworzył tzw. „The Mobile Online Group” złożoną z wolontariuszy koordynujących „ataki opinii” zwolenników Zełenskiego na rywali. Co ciekawe, dla udziału w grupie wystarczało mieć konto na Facebooku, co otwierało drzwi dla obcokrajowców, w tym Rosjan. Kampania Zełenskiego była niemal w stu procentach wirtualna. Żadnych wieców i bezpośrednich spotkań z wyborcami. Zamiast tego telewizyjne show w wykonaniu Kwartał 95. Zełenski unikał wyborców, jak się dało. Nie rozmawiał też z niezależnymi dziennikarzami. Pojawiał się tylko w telewizji 1+1, gdzie recytował przygotowane teksty. Z mediami rozmawiali zamiast niego jego doradcy, zapewniając, że wyrażają stanowisko Zełenskiego . Swoją „ekipę” przyszły zwycięzca przedstawił zaledwie dwa dni przed drugą turą. Zresztą sztab bardzo szybko przyznał się do taniego populizmu w czasie kampanii – kluczowy doradca polityczny prezydenta-elekta Dmytro Razumkow powiedział, że prezydent nie ma kompetencji by zmniejszać rachunki za opłaty komunalne i wsadzać do więzienia skorumpowanych urzędników . Zwycięstwo Zełenskiego dzięki mediom społecznościowym to mit. Wygrał dzięki telewizji. Tej prywatnej, związanej z Kołomojskim i swoim produkcjom, a nie zdobyciu serc młodych w mediach społecznościowych. Okazuje się, że w social mediach był niemal remis w liczbie postów przychylnych Poroszence i Zełenskiemu.
Sukces tego drugiego w wyborach możliwy był też dzięki populistycznym hasłom, jakie dużo łatwiej wysuwać pretendentowi, niż obrońcy stanowiska. Zełenski wskazywał sprzeczne cele. Mówił o dążeniu Ukrainy do NATO i UE, ale zarazem zastrzegał, że należy o tym decydować w referendum. Mówił o obniżeniu podatków dla biznesu, ale zarazem była mowa o podnoszeniu wydatków socjalnych. Mówił o zacieśnianiu współpracy gospodarczej z UE (z Polską na czele), ale jednocześnie wzywał do bliższych relacji z Rosją, bo „jej gospodarka jest ważna dla Ukrainy”. Deklarował „ani kroku w tył” w sprawie Donbasu i Krymu, a zarazem mówił, że nie ma sensu teraz podnosić sprawy Krymu, a najważniejsze jest wstrzymanie ognia i powrót żołnierzy do domu. Podczas kampanii udało się realizować taką strategię – choćby niemal do końca unikając debat. Ale już na urzędzie przyjdzie czas podejmowania (lub nie) decyzji. A to będzie oznaczało, że przy każdym wyborze Zełenskiego jakaś część wyborców będzie niezadowolona i rozczarowana.
Zełenski użył taktyki, którą wybitna ukraińska pisarka Oksana Zabużko nazwała „narysuj swojego własnego kandydata” . Zełenski poprosił zwolenników o napisanie pytań, które powinien zadać Poroszence, jak również napisać główne priorytety do jego programu. Od początku prezentował się jako kandydat ludu. „Każdy dostał kolorowe kredki, jak dzieci w przedszkolu. Narysuj swojego własnego prezydenta. I całe przedszkole, zamieszkałe przez miliony ludzi z różnym poziomem edukacji i społecznym doświadczeniem, całe to przedszkole rysuje…” – Zabużko uważa, że w ten sposób cynicznie wykorzystano nie tylko zaufanie ludzi, ale też ludzkie emocjonalne zasoby. Łatwiej jest jednoczyć ludzi wskazując wspólnego wroga, aniżeli wokół jakiejś pozytywnej idei. Taką taktykę wykorzystał Zełenski. Wrogiem był Poroszenko. Zaś głównym hasłem „zmiana”. Jaka zmiana? Przede wszystkim „nowe twarze”. Jakie twarze? To Zełenski zaczął ujawniać dopiero na finiszu kampanii i nie do końca było to wiarygodne. Zresztą część z tych nowych twarzy niegdyś należała do Partii Regionów obalonego prezydenta Wiktora Janukowycza.
Cała kampania Zełenskiego składała się z ciągłej krytyki błędów, wpadek i zaniechań Poroszenki wykorzystującej najbardziej oczywiste techniki populizmu . Było to tym łatwiejsze, że jak pokazał sondaż przeprowadzony przez Fundusz Inicjatyw Demokratycznych na tydzień przed pierwszą turą, wyborcy mają nikłą wiedzę na temat tego, za co prezydent jest odpowiedzialny i jakie są jego kompetencje i ograniczenia. Dla przykładu 32 proc. ankietowanych powiedziało, że prezydent odpowiada za podatki, pensje i emerytury. O niewiedzy wyborców świadczy też inne badanie, z kwietnia, przeprowadzone przez ośrodek KMIS, w który na pytanie, czego się oczekuje od prezydenta podczas jego pierwszy 100 dni kadencji, aż 39,1 proc. osób odpowiedziało, że zmniejszenia opłat komunalnych . Poroszenko postanowił być w kampanii profesjonalnym politykiem, mężem stanu, a nie populistą. Nie mówił o cenach gazu czy podatkach, bo nie jest to kompetencja prezydenta. Mówił o tym, za co prezydent realnie może odpowiadać: o bezpieczeństwie, wojsku, polityce zagranicznej. Również o decentralizacji i reformach sądownictwa. Przy jego bardzo dużym elektoracie negatywnym i ogólnym rozczarowaniu elitą polityczną, był skazany na porażkę. To Zełenski mówił o większości kwestii, którymi przejmują się ludzie. Gdy zapytano Ukraińców o trzy kwestie, które są ich zdaniem najważniejsze dla Ukrainy, najwięcej wskazań miały: konflikt militarny w Donbasie (41 proc.). korupcja w administracji państwowej (40 proc.), wzrost cen (27 proc.), opłaty komunalne (25 proc.), bezrobocie (23 proc.), służba zdrowia (20 proc.), niekompetencja władz (14 proc.). A na przykład rosyjska okupacja Krymu okazała się być jednym z najważniejszych problemów tylko dla 4 proc. ankietowanych . Jeszcze korzystniej dla Zełenskiego wyglądało to, gdy pytanie dotyczyło kwestii najważniejszych dla samego pytanego: wzrost cen (42 proc.), opłaty komunalne (38 proc.), wojna w Donbasie (25 proc.), korupcja (25 proc.), służba zdrowia (23 proc.), bezrobocie (21 proc.).
Jednym z haseł zwycięzcy było „Zełenski jednoczy kraj”. Poprzednie wybory na ogół oznaczały wybór między kandydatem prozachodnim, a prorosyjskim. Mapa poparcia biegła zazwyczaj wzdłuż historycznych i językowych linii podziału Ukrainy. Zełenski jest drugim w historii współczesnej Ukrainy kandydatem, który faktycznie może powiedzieć, że jednoczy elektoraty różnych części kraju. Dostał większość głosów we wszystkich obwodach oprócz lwowskiego na zachodzie Ukrainy. Poroszenko pięć lat temu był jeszcze lepszy – wygrał już w pierwszej turze we wszystkich obwodach. Oczywiście nie uwzględniając okupowanych Krymu oraz jednej trzeciej Donbasu. Stosując nowego rodzaju populistyczne chwyty, skupiając się na krajowych problemach i oczekiwaniach większości obywateli, Zełenski zdołał przełamać tradycyjny podział wyborczy Ukrainy. Nawet na zachodzie kraju, gdzie Poroszenko miał największe poparcie, urzędujący prezydent zdołał pokonać rywala tylko w obwodzie lwowskim. Najlepszy wynik Zełenski zanotował na południu i wschodzie: w rodzinnym obwodzie dniepropietrowskim oraz obwodach donieckim, ługańskim, zaporoskim, odeskim i charkowskim. Jak pisał w komentarzu redakcyjnym „The Financial Times”, „choć (mieszkańcy) okupowanego przez Rosję Krymu i wschodnich regionów nie mogli wziąć udziału (w kwietniowych wyborach na Ukrainie), Zełenski zwyciężył w każdym regionie poza najbardziej wysuniętym na zachód Lwowem, w dużej mierze likwidując podział na wschód i zachód, który charakteryzował poprzednie postsowieckie wybory”. Redakcja dziennika jednocześnie podkreślała, że na Ukrainie zarówno premier, jak i prezydent będą teraz pochodzenia żydowskiego, „co czyni bezsensownymi twierdzenia Moskwy, że krajem tym rządzić by miała neonazistowska junta”.
Petro Poroszenko. Dlaczego przegrał?
Poroszenko startował w sytuacji niemal wykluczającej jego wygraną. Na kilka tygodni przed pierwszą turą wyborów miał rekordowy wynik w notowaniach najmniej popularnych polityków (47,7 proc.) . Tylko 13,3 proc. ankietowanych mówiło, że nie zagłosuje na Zełenskiego w żadnej okoliczności. Inny sondaż wskazywał, że Poroszence nie ufa aż 69 proc. respondentów, zaś ufa tylko 24 proc. W przypadku Zełenskiego: 47 proc. do 43 proc. Poroszenko od początku był w dużo gorszej sytuacji, jednak niezależnie od tego, że przeciwko niemu przemawiał bardzo duży negatywny elektorat oraz utożsamienie jego osoby ze skorumpowanym oligarchicznym establishmentem (wyborcom nie przeszkadzały związki Zełenskiego z oligarchą Kołomojskim), to sztab prezydenta popełnił kilka poważnych błędów w kampanii. Po pierwsze, zbyt długo głównego rywala widziano w Tymoszenko i większość wysiłków poszła na walkę z byłą premier. Zełenskiego bardzo długo nie postrzegano jako poważnego konkurenta, sztabowcy Poroszenki ulegli temu samemu złudzeniu, co większość elit: że Ukraińcy deklarują chęć głosowania na telewizyjnego komika, ale gdy już przyjdzie dzień wyborów, albo nie pójdą głosować, albo zagłosują na kogoś innego, na „poważnego kandydata”. Sondaże Zełenskiego niemal wszyscy zgodnie uważali za przeszacowane, wskazując m.in. na to, że wśród zwolenników komika jest wielu młodych ludzi, zazwyczaj mało aktywnych politycznie. Gdy zakończyła się pierwsza tura i okazało się, że to złudne przewidywania, było już za późno.
Źle zdiagnozowano oczekiwania wyborców. Kampania pod hasłem „Armia, język, wiara”pozwalała nagłaśniać te obszary polityki, w których prezydent mógł się pochwalić jakimiś sukcesami: wzmocnienie sił zbrojnych, polityka wspierania ukraińskiego języka, ukraińskojęzycznej muzyki i kinematografii, uzyskanie autokefalii przez ukraińską Cerkiew prawosławną. Poroszenko puszczał też oko do nacjonalistycznych środowisk, choćby pozwalając na gloryfikację UPA/OUN i Bandery (działalność ukraińskiego IPN i Wołodymyra Wiatrowycza). To jednak mogło zmobilizować tylko twardy elektorat Poroszenki, co wystarczyło do przejścia do drugiej tury. Ale nie zrobiono nic, by powalczyć o wyborców z południa czy wschodu Ukrainy. Tych sztab Poroszenki de facto oddał Zełenskiemu walkowerem. Poroszenko dzielił wyborców, nawet nieświadomie, gdy akcentował rolę ukraińskiego języka, tradycji, historii, podczas gdy Zełenski unikał kategorycznych deklaracji w tych dziedzinach i odwoływał się do wszystkich mieszkańców Ukrainy, niezależnie od miejsca zamieszkania, używanego na co dzień języka, czy stosunku do Rosji i NATO oraz do tradycji banderowskiej czy sowieckiej. Między jedną a drugą turą Poroszenko miał już bardzo mało czasu, więc zaryzykował i postawił na kartę konfrontacji z Rosją. Przedstawiał się jako jedyny mąż stanu będący w stanie stawić czoła Putinowi, zaś z Zełenskiego robił mięczaka i nuworysza, który nie nadaje się na kierowanie krajem w czasie wojny, co więcej, mającego nawet jakieś podejrzane kontakty z Rosją.
Pięć lat prezydentury zużyło politycznie Poroszenkę. W maju 2014 roku wygrał już w pierwszej turze, a zaraz po wyborach miał aprobatę 55 proc. rodaków. Pod koniec kadencji było to już zaledwie 9 proc. W październiku 2018 roku aż 50,5 proc. wyborców mówiło, że nigdy nie zagłosuje na Poroszenkę, a tylko 6,5 proc., że zagłosuje (sondaż KMIS, Centrum Razumkowa, Rating Group). W kwietniu 2019 r. negatywny elektorat Poroszenki wzrósł do 58 proc. – a więc nawet kampania wyborcza nie pomogła. Zełenski był dla wielu wyborców „anty-Poroszenką” . Nie można też zapominać o ukraińskiej tradycji politycznej: podczas przeszło 27 lat niepodległości tylko jeden z pięciu prezydentów zdołał uzyskać reelekcję. Zresztą Leonid Kuczma wygrał w 1999 roku II turę tylko dlatego, że za rywala miał komunistę Petra Symonenkę (mamy tutaj pewne podobieństwo do wyborów w Rosji w 1996 roku, gdy wielu Rosjan z zaciśniętymi zębami skreślało przy urnie nazwisko zapijaczonego i chorego Jelcyna tylko dlatego, że alternatywą był komunista Giennadij Ziuganow).
Na zamkniętym spotkaniu z deputowanymi frakcji Bloku Petra Poroszenki już po drugiej turze wyborów prezydent przyznał, że do jego porażki przyczyniły się problemy z komunikacją i złe personalne wybory . Dopiero po pierwszej turze Poroszenko zaczął dokonywać zmian personalnych i usuwać urzędników będących dla niego największym obciążeniem, choćby szefa obwodowej administracji w Chersoniu, kluczowego podejrzanego w sprawie zabójstwa aktywistki obywatelskiej Kateryny Handziuk. Poroszenko zapłacił za swój konserwatyzm w polityce kadrowej. Jak pisał już w 2016 roku analityk Taras Berezowiec o prezydencie, „jego osobiste zaufanie zamiast profesjonalizmu kandydata jest często kluczowym czynnikiem wpływającym na nominację. Jeśli nie ma zaufania, nie ma nominacji”. Kolejną cechą charakteryzującą rządy Poroszenki, a mającą ostatecznie wpływ na przebieg wyborów, była utrata szeregu politycznych sojuszników. Na przykład czołowych reformatorów w rządzie, Abromaviciusa i Danyluka, którzy nie dostali dostatecznego wsparcia prezydenta i odeszli z obozu rządzącego, by teraz znaleźć się w obozie Zełenskiego. Nie można też zapominać o Micheilu Saakaszwilim, którego Poroszenko uczynił gubernatorem Odessy mającym przeprowadzić radykalne reformy jako przykład dla całego kraju. Szybko okazało się, że w sporach ze „starymi” politykami i urzędnikami niechętnymi zmianom, Poroszenko stanął po ich stronie, a nie Saakaszwilego. W efekcie ten ostatecznie zerwał z prezydentem, a ostatnio popierał Zełenskiego licząc na powrót. Ale nie tylko narastające kłopoty z reformatorami wpłynęły na złą ocenę Poroszenki jako prezydenta, który miał zrealizować nadzieje tłumów demonstrujących na kijowskim Majdanie na przełomie 2013 i 2014 r. Podejrzanie wyglądały jego relacje z pewnymi oligarchami i politykami wywodzącymi się z obozu Partii Regionów. Choćby z Rinatem Achmetowem czy Wiktorem Medwedczukiem.
Pomimo oczywistych błędów i porażek Poroszenki, Ukraina za jego rządów poczyniła postępy. Nie można zapominać o autokefalii dla Cerkwi prawosławnej, umowie bezwizowej z UE, stabilizacji gospodarki, wsparciu międzynarodowym w wojnie z Rosją (szczególnie zwiększanie pomocy USA). Poroszenkę krytykuje się za zbyt powolne reformy. To zaś, co się udało, z czasem częściej uznawano za zmianę zaszłą nie dzięki prezydentowi, a wbrew niemu. To akurat nie do końca trafiony zarzut. To jednak Blok Petra Poroszenki stale popierał ważne zmiany legislacyjne w parlamencie. Bez głosów BPP i koalicyjnego Frontu Ludowego nie udałoby się przyjąć żadnej ustawy. Szczególnie ostro krytykowany Poroszenko jest za nieudolność czy wręcz niechęć do walki z korupcją. Zresztą to właśnie było jednym z motorów sukcesu Zełenskiego. Tymczasem twarde dane pokazują, że nie jest to tak jednoznaczny obraz. Otóż według Instytutu Badań Ekonomicznych i Doradztwa Politycznego, podjęte w latach 2014-2018 kroki zwiększające transparentność i deregulację Ukraina zaoszczędziła rocznie 6% PKB (6 mld dolarów) . Faktem jest spadek korupcji, choć na pewno oczekiwania były większe.
Poroszenko nie spełnił obietnicy szybkiego zakończenia wojny w Donbasie – ale tutaj nie można mu stawiać zarzutu. Klucz do zakończenia konfliktu leży bowiem na Kremlu, a nie w rezydencji przy ul. Bankowej. Na pewno sukcesem było wzmocnienie potencjału obronnego Ukrainy – przynajmniej udało się zapobiec dalszym stratom. Tak naprawdę armię trzeba było budować od podstaw, nie należy zapominać, że w lutym 2014 roku, gdy Rosja anektowała Krym, w ukraińskich siłach zbrojnych było maksymalnie 5 tys. zdolnych do natychmiastowego wysłania do walki żołnierzy. Dynamikę kampanii między pierwszą a drugą turą mogła już chyba zmienić tylko poważna eskalacja konfliktu z Rosją. Wszystkie badania pokazywały bowiem, że jedynym obszarem, gdzie Poroszenko jest postrzegany lepiej niż Zełenski, jest właśnie obronność, armia, konflikt z Rosją. Do eskalacji wojny jednak nie doszło. Inne desperackie działania Poroszenki nie pomogły: głębokie zmiany w jego własnej ekipie, szereg decyzji pokazujących, że Poroszenko wyciągnął wnioski z głosu ludu – np. usunięcie najbardziej skompromitowanych urzędników i zainicjowanie radykalnych zmian legislacyjnych, przede wszystkim takich, które wykażą, że władza niepozoruje walki z korupcją.
Perspektywa relacji z Węgrami i Polską
Nowy prezydent Ukrainy nie zna się na polityce zagranicznej, a wśród oficjalnych ekspertów w jego otoczeniu wyraźnie brakowało osób doświadczonych w dziedzinie dyplomacji czy stosunków międzynarodowych . Największym wyzwaniem w polityce zagranicznej i bezpieczeństwa będzie Donbas. Podczas kampanii Zełenski dawał na ten temat różne, czasem wręcz sprzeczne sygnały. Rosja będzie chciała wykorzystać brak politycznego doświadczenia nowego prezydenta i próbować grać na tym, że Zełenski zapewniał rodaków, że priorytetem dla niego jest ostateczne zakończenie przelewu krwi na południowym wschodzie Ukrainy. Kreml stosuje tu klasyczną metodę kija i marchewki. Z jednej strony deklaruje gotowość rozmów z Kijowem, z drugiej zaczęł wydawać masowo paszporty rosyjskie mieszkańcom okupowanej części Donbasu i wstrzymaa eksport ropy i paliw na Ukrainę. Na działania Zełenskiego w polityce zagranicznej na pewno wpływ będą miały oczekiwania jego zwolenników. 37 proc. elektoratu Zełenskiego popiera członkostwo Ukrainy w NATO, podczas gdy 37 proc. jest za neutralnością, zaś 8 proc. za bliskimi relacjami z Rosją.
W tym wypadku widać wyraźny podział geograficzny: ci, którzy chcą wejść do NATO pochodzą głównie z zachodniej Ukrainy, ci opowiadający się za neutralnością, z południowo-wschodniej części kraju . To oznacza, że Zełenski nie będzie tak radykalnie prozachodni, jak jego poprzednik. Zarazem jednak można oczekiwać jeśli nie poprawy, to co najmniej zatrzymania złej tendencji, jaką w ostatnich latach kadencji Poroszenki stało się pogarszanie relacji dwustronnych z sąsiadami z Zachodu: Polską, a szczególnie Węgrami. W przeciwieństwie do poprawnych stosunków z dwójką innych członków Grupy Wyszehradzkiej: Słowacją i Czechami (tutaj mimo prorosyjskich poglądów kolejnych prezydentów, teraz Miloša Zemana, wcześniej Vaclava Klausa). W przypadku Pragi i Bratysławy nie ma większych potencjalnych pól konfliktu, jak to jest z relacjami ukraińsko-polskimi (gł. kwestie historyczne) i ukraińsko-węgierskimi (status mniejszości węgierskiej na Zakarpaciu). Fatalne relacje z Budapesztem odbijają się na współpracy Ukrainy z NATO, bowiem Węgry od jesieni 2017 r. blokują posiedzenia NATO-Ukraina na wysokim szczeblu w związku z przyjęciem przez parlament w Kijowie nowej ustawy oświatowej. Budapeszt twierdzi, że godzi ona w prawa mniejszości węgierskiej na ukraińskim Zakarpaciu, gdyż ogranicza prawo do nauczania w języku ojczystym. Kryzys pogłębił się po ujawnieniu potajemnego wydawania węgierskich paszportów na Ukrainie. Na nagraniu wykonanym w konsulacie Węgier w zakarpackim mieście Berehowe jego pracownicy proszą nowych posiadaczy paszportów, by ukrywali przed władzami ukraińskimi fakt uzyskania drugiego obywatelstwa. Podwójne obywatelstwo jest na Ukrainie nieuznawane, więc Kijów wydalił węgierskiego konsula. Budapeszt w rewanżu wyrzucił konsula ukraińskiego. W lutym 2018 roku doszło do ataku na biuro Zakarpackiego Węgierskiego Stowarzyszenia Kulturalnego w Użhorodzie. Władze węgierskie wielokrotnie wspominały, że nie spodziewają się poprawy stosunków dwustronnych przy obecnym rządzie Ukrainy.
Ta antywęgierska zdaniem Budapesztu polityka trwała niemal do końca kadencji Poroszenki. 25 kwietnia ukraińska Rada Najwyższa przyjęła kontrowersyjną ustawę o języku ukraińskim. Przewiduje ona obowiązkowe używanie tego języka w instytucjach państwowych, organach samorządowych oraz w innych dziedzinach życia publicznego (nie dotyczy obrzędów religijnych ani języka używanego w sferze prywatnej). Szef węgierskiej dyplomacji Peter Szijjarto ocenił, że ustawa narusza prawa węgierskiej mniejszości na Ukrainie. „Uważam, że nasi węgierscy partnerzy świadomie wybrali linię konfrontacji” – tak zareagował na to szef MSZ Ukrainy Pawło Klimkin, przyznając jednocześnie, że ukraiński parlament powinien przyjąć oddzielną ustawę o językach mniejszości narodowych . Tyle że już niecały miesiąc później Klimkin zrezygnował ze stanowiska, zaś Zełenski, podkreślając, że ukraiński jest jedynym językiem państwowym, oznajmił, że jest zwolennikiem rozwoju języka ukraińskiego drogą zachęcania do jego używania, a nie regulacji prawnych. Dlatego po objęciu urzędu dokona „szczegółowej analizy tej ustawy, by przekonać się, czy odpowiada ona zasadom konstytucyjnym i interesom wszystkich obywateli Ukrainy” . Taka zapowiedź Zełenskiego została dobrze przyjęta na Węgrzech, choć od deklaracji do czynów droga daleka. Jednak Budapeszt i węgierskie organizacje na Zakarpaciu wychodzą z założenia, że gorzej niż za Poroszenki być nie może. Biorąc pod uwagę pochodzenie Zełenskiego, jego poglądy i elektorat, nie wydaje się, by miał on kontynuować nacjonalistyczną linię poprzednika. W miejscowościach zamieszkanych przez Węgrów 90 proc. ludności zagłosowało na Zełenskiego. „Proszę pozwolić, że niniejszym pogratuluję Panu wspaniałego zwycięstwa w wyborach prezydenta Ukrainy” – napisał w depeszy gratulacyjnej premier Viktor Orban, podkreślając, że rząd Węgier będzie nadal działać na rzecz rozwoju stosunków ukraińsko-węgierskich. Zakarpackie Węgierskie Stowarzyszenie Kulturalne w Użhorodzie z zadowoleniem przyjęło wygraną Zełenskiego, wyrażając nadzieję, że Kijów zaprzestanie teraz „antywęgierskiej polityki”. Stowarzyszenie liczy na to, że wraz z objęciem stanowiska przez Zełenskiego Kijów „porzuci politykę celowej asymilacji Węgrów” i „zgodnie z konstytucją oraz dokumentami międzynarodowymi” zapewni mniejszości węgierskiej pełne prawo do korzystania z języka oraz prawo do oświaty od przedszkola do uniwersytetu. Stowarzyszenie wyraziło też nadzieję, że Zełenski stworzy mniejszościom, w tym węgierskiej, możliwość posiadania reprezentacji w parlamencie i władzach lokalnych, a drogą dwustronnych rozmów przyczyni się do przeobrażenia stosunków ukraińsko-węgierskich i zalegalizowania instytucji podwójnego obywatelstwa . Już teraz można jednak zakładać, że większości z tych postulatów Zełenski nie spełni z prostej przyczyny: nie był to w kampanii istotny motyw i nie będzie prezydent kruszył o to kopii z wyborcami i politykami opowiadającymi się za zdecydowaną politykę w kwestiach języka ukraińskiego. Tym bardziej, że wciąż nie wiadomo, jaki będzie układ sił w nowym parlamencie.
Zresztą z podobnych powodów nie należy oczekiwać przełomu w relacjach z Polską. Na obecnym etapie to Kijów powinien jako pierwszy wykonać gesty i podjąć konkretne decyzje służące odbudowie zaufania. Dlaczego? Tłumaczyła to szefowa kijowskiego ośrodka analitycznego Centrum Nowa Europa Alona Hetmanczuk na swoim blogu na portalu Ukrainska Prawda. Po pierwsze, ukraińskie kierownictwo nie traktuje Polski tak priorytetowo, jak Polska traktuje Ukrainę. Po drugie „doszło do pewnego zmniejszenia wagi Polski, która z wieloletniego adwokata Ukrainy stała się krajem między Kijowem i Berlinem”. Poza tym „ukraińskie elity polityczne niepoważnie odniosły się do objęcia władzy w Polsce przez partię Prawo i Sprawiedliwość”, traktując ją jak „coś tymczasowego, co należy po prostu przeczekać”. Urzędowanie Jana Piekły na stanowisku ambasadora RP w Kijowie nic nie dało – strona ukraińska de facto odtrącała wyciągniętą rękę tak długo, aż doczekała się usztywnienia stanowiska Warszawy. Symbolem było wysłanie na zaprzysiężenie Zełenskiego szefa MSZ, a nie wizyta samego prezydenta Polski.
Pytanie, co Zełenski może zrobić dla poprawy relacji z Polską? Na pewno ważnym gestem byłaby wizyta w Warszawie jako jedna z pierwszych podróży zagranicznych nowego prezydenta. Także osłabienie nacjonalistycznych tendencji w polityce państwa ukraińskiego, od polityki edukacyjnej po historyczną. Bandera z pewnością nie należy od idoli Zełenskiego. Tyle że znów pojawia się kwestia tego, co prezydent może i co mu się opłaca forsować, a co pomijać we współpracy z parlamentem. No i jest kwestia walki Zełenskiego o poparcie rodaków na zachodzie kraju. Tych z centrum i południa ma za sobą, więc może podjąć decyzje (lub nie) mające pozyskać Ukraińców z Galicji. Dochodzą do tego kwestie formalne. Na przykład szefa ukraińskiego IPN mianuje i zwalnia rząd. Więc odejście (jeśli w ogóle) Wołodymyra Wiatrowycza nie jest przesądzone. Poważnym czynnikiem, mającym wpływ nie tylko na relacje z Polską, ale w ogóle kwestie zagraniczne, będzie faktyczna siła nowego prezydenta. Wiele wskazuje na to, że będzie najsłabszym prezydentem od 1991 roku. Przy systemie parlamentarno-prezydenckim Zełenski musiałby mieć bardzo silną pozycję w Radzie Najwyższej. A to pozostaje wielkim znakiem zapytania. Bo nawet gdyby jego partia Sługa Narodu zdecydowanie wygrała, to i tak będzie potrzebowała koalicjantów, a i sama wewnętrznie może być zróżnicowana (kto wie, ile szabel będzie de facto należało do Kołomojskiego?). Witalij Portnikow, ukraiński komentator i przewodniczący ukraińskiej części Polsko-Ukraińskiego Forum Partnerstwa działającego pod egidą ministrów spraw zagranicznych dwóch krajów, wskazuje też, że większość spraw, wokół których toczy się polsko-ukraiński spór historyczny, nie odnosi się do kompetencji władz państwowych, lecz władz na szczeblu regionalnym i lokalnym. „To oczywiste, że ukraiński prezydent nie wpływa na decyzje władz regionalnych, a co więcej, mogą one stać się o wiele ostrzejsze, by pokazać swoją samodzielność i niezależność od Kijowa” – podkreślił Portnikow .
* * *
Co w praktyce oznacza miażdżące zwycięstwo Wołodymyra Zełenskiego? Można powiedzieć, że Ukraińcy dali zwycięzcy wolną rękę w realizacji radykalnych reform i oczyszczenia aparatu państwa ze starej elity. Problem w tym, że w republice parlamentarno-prezydenckiej byłoby to możliwe tylko przy sojuszu prezydenta z większością w Radzie Najwyższej i z rządem odzwierciedlającym swym składem personalnym sojusz prezydenta z parlamentem. Obecnie jest to niemożliwe, bo w Radzie Najwyższej dominują przeciwnicy Zełenskiego. Nie wiadomo też, jak bardzo układ sił zmieni się po wyborach. Zełenski obiecywał więc w kampanii rzeczy, których może nie móc zrealizować. Ale to było wiadomo już wtedy. Podobnie jak skupianie się na zagadnieniach niebędących w kompetencjach prezydenckich. Mimo wszystko Ukraińcom to nie przeszkadzało, by oddać głos na Zełenskiego – co jest tylko kolejnym dowodem na to, że to było bardziej głosowanie „przeciwko”, niż „za”. Bez silnej reprezentacji w parlamencie i udziału w koalicji rządzącej wpływ Zełenskiego jako głowy państwa na procesy polityczne w kraju będzie niewielki ze względu na ograniczenia konstytucyjne. Oznacza to, że nowy prezydent będzie starał się prowadzić politykę niekontrowersyjną, a prawdopodobny konflikt z parlamentem będzie służył jako wytłumaczenie braku reform , jak też braku poprawy stosunków z takimi sąsiadami jak Polska i Węgry.
Wszystkie teksty (bez zdjęć) publikowane przez Fundacje Warsaw Institute mogą być rozpowszechniane pod warunkiem podania ich źródła.