THE WARSAW INSTITUTE REVIEW

Data: 4 grudnia 2019    Autor: Witold Repetowicz

Turecka inwazja na Syrię i jej konsekwencje dla Europy

Turecka inwazja na Syrię Północno-Wschodnią obnażyła niemoc państw europejskich, które mimo wspólnego stanowiska nie były w stanie podjąć żadnych skutecznych działań. Będzie ona miała również dalekosiężne skutki wpływając na wzrost zagrożenia terrorystycznego, nowy kryzys humanitarny oraz zmianę równowagi geopolitycznej. Pogłębi się tez zależność Turcji od Rosji, a popełnione w Syrii zbrodnie wojenne wpłyną na wizerunek NATO.

© AREF TAMMAWI (PAP/EPA)

Pokonanie Państwa Islamskiego i niezadowolenie Turcji

Turcja rozpoczęła swoją inwazję 9 października ostrzeliwując zdominowane przez Kurdów tereny przygraniczne na całej długości od Eufratu do granicy z Irakiem. Główne uderzenie miało miejsce na odcinku Tell Abjad – Sere Kaniye, gdzie po dwóch tygodniach zaciętych walk Turcji i podległym jej oddziałom dżihadystów udało się zająć oba miasta. Stało się to m.in. dzięki intensywnym nalotom, w trakcie których zbombardowany został m.in. miejscowy szpital, a także wcześniejszemu demontażowi fortyfikacji granicznych przez broniące tych terenów Syryjskie Siły Demokratyczne (SDF).

Atak na Syrię Północno-Wschodnią (NES) był od dawna zapowiadany przez tureckiego prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana. NES to de facto autonomiczne terytorium stworzone na terenach opanowanych przez SDF – koalicję stworzoną z inicjatywy syryjskich Kurdów,do której należą jednak również oddziały arabskie oraz chrześcijańskie (asyryjskie). To właśnie SDF odegrało kluczową rolę w pokonaniu Państwa Islamskiego (IS) w Syrii . Większość terytorium NES była wcześniej pod okupacją IS. Przed inwazją turecką obszar NES obejmował około 27 % terytorium Syrii.

Skuteczna walka z IS w Syrii była możliwa dzięki ścisłej współpracy SDF i USA.

Jej początki sięgają końca 2014 r. gdy intensywne naloty amerykańskie na pozycje IS pod miastem Kobane doprowadziły do załamania się natarcia terrorystów i początku kontrofensywy kurdyjskiej. Intensyfikacja współpracy nastąpiła w 2016 r. W czasie bitwy o miasto Manbidż, a następnie kluczowej, trwającej prawie rok kampanii, mającej na celu wyparcie IS z jego głównej siedziby tj. Rakki, USA przekazywało SDF coraz większe ilości broni oraz sprzętu wojskowego. Jednocześnie zacieśniała się tez współpraca wywiadowcza. To właśnie dzięki wywiadowi SDF udało się namierzyć lidera IS Abubakra al-Baghdadiego i go zabić. Według niektórych źródeł Kurdowie przekazywali Amerykanom również dane wywiadowcze dotyczące działań Iranu oraz jego sojuszników na terenie Syrii.

Współpraca kurdyjsko-amerykańska od początku budziła niezadowolenie Turcji. Ankara nie postrzegała przy tym syryjskich dżihadystów z Al-Kaidy czy Państwa Islamskiego jako zagrożenie, lecz jako sojusznika w zwalczaniu Kurdów i SDF. Wiele faktów wskazuje wręcz na współpracę tureckich służb specjalnych MIT z IS. Zeznania w tej sprawie złożyli niektórzy wysoko postawieni funkcjonariusze IS wzięci do niewoli przez SDF. Świadczy o tym również ostatnia lokalizacja Baghdadiego – wioska znajdująca się kilka kilometrów od granicy tureckiej, w północno-zachodniej Syrii, na terenach kontrolowanych przez wspierane przez Turcję bojówki. Baghdadi jeszcze na początku 2019 r. przebywał w Baghouz położonym w prowincji Dajr az-Zaur w południowo-wschodniej Syrii. Baghouz było ostatnim bastionem IS i zostało zdobyte przez SDF w marcu 2019 r. Baghdadi nie mógł się stamtąd przedostać do swojej ostatniej bazy, w której został zabity, inaczej niż przez terytorium Turcji lub tereny przez nią kontrolowane w Syrii.

Zagrożenie ze strony PKK czy plan czystek etnicznych?

Turcja kieruje się przy tym swoją tradycyjną wrogością do jakichkolwiek przejawów emancypacji Kurdów, bojąc się, że wzmocni to również Kurdów w Turcji. Dlatego Turcja nie chciała dopuścić by w północnej Syrii powstała jakakolwiek autonomia kurdyjska. Co więcej, w interesie Turcji jest też dokonanie czystek etnicznych w pasie przygranicznym (w którym mieszka większość populacji kurdyjskiej w Syrii) tak by oddzielić Kurdów syryjskich od ich rodaków w Turcji oraz Iraku. Służyć temu miałby tzw. „pas arabski” nazwany przez Turcję „strefą bezpieczeństwa” tj. przesiedlenie na te tereny 2-3 mln uchodźców syryjskich narodowości arabskiej mieszkających obecnie w Turcji. Problem w tym, że pochodzą oni z zachodniej Syrii. Ponadto czystki etniczne są zbrodnią przeciwko ludzkości.

Turcja twierdzi przy tym, że prowadzi „operację antyterrorystyczną”, a SDF (a także kurdyjskie oddziały YPG oraz główna partia PYD) to część Partii Pracujących Kurdystanu (PKK), która prowadzi od 40 lat w Turcji walkę partyzancką. W rzeczywistości jednak związki między SDF/YPG/PYD a PKK są bardzo luźne i sprowadzają się przede wszystkim do uznawania symbolicznego przywództwa Abdullaha Ocalana, więzionego od 20 lat w Turcji twórcy PKK. Ani SDF ani YPG nie podejmowało żadnych działań poza granicami Syrii, w tym w szczególności przeciwko Turcji. W 2013 r. PYD prowadziło nawet negocjacje z tureckimi służbami specjalnymi MIT oraz tureckim MSZ w sprawie uregulowania relacji, ale rozmowy te zostały zerwane przez stronę turecką. Wprawdzie PKK udzielała wsparcia YPG na początku działalności tej formacji, ale było ono wyłącznie wymierzone przeciw Państwu Islamskiemu. Podobne zresztą działania PKK podejmowała w Iraku np. ewakuacja tysięcy jezydów z oblężonej przez Państwo Islamskie góry Szengal w sierpniu 2014 r. W 2016 r., po stworzeniu SDF i zacieśnianiu się współpracy Kurdów syryjskich z USA, PKK podjęła decyzję o przecięciu wszelkich relacji z Kurdami syryjskimi, aby nie dawać Turcji pretekstu do ataku i nie utrudniać współpracy SDF-USA. Dlatego twierdzenia Turcji, że SDF/PYD stanowi zagrożenie dla jej bezpieczeństwa, jest pozbawione jakichkolwiek podstaw.

Rozpoczęta 9 października 2019 r. inwazja nie była pierwszą operacją zbrojną Turcji w północnej Syrii. W sierpniu 2016 r. Turcja przeprowadziła operację „Tarcza Eufratu”, formalnie wymierzoną w Państwo Islamskie, ale faktycznie mającą na celu niedopuszczenie do połączenia kurdyjskiego regionu Afrin w północno-zachodniej Syrii z resztą NES. Teoretycznie niezbyt skomplikowana operacja trwała aż 7 miesięcy. Natomiast w styczniu 2018 r. Turcja dokonała inwazji na Afrin, zajmując ten region po dwóch miesiącach walk. Kurdowie ostatecznie wycofali się, nie chcąc dopuścić do masakry ludności cywilnej w wyniku nalotów. Afrin opuściło wówczas większość mieszkańców tj. ok. 300 tys. osób. W czasie tej operacji Turcja po raz pierwszy korzystała z oddziałów dżihadystycznych bojówek (nazwanych przez nią Syryjską Armią Narodową), które dokonywały licznych zbrodni, porwań dla okupu, egzekucji i grabieży. Zostało to udokumentowane zarówno przez źródła lokalne jak i organizacje międzynarodowe.

Tureckie ataki a współpraca SDF-USA

Inwazja na Afrin nie wpłynęła na dalszą współpracę USA-SDF gdyż Amerykanie nie byli obecni w tym regionie i nigdy nie brali za niego odpowiedzialności. Inaczej sytuacja przedstawiała się w przypadku terenów na wschód od Eufratu oraz regionu Manbidż. W grudniu 2018 r. Donald Trump zapowiedział jednak wycofanie się ok. 2000 amerykańskich żołnierzy z Syrii. Wywołało to silną krytykę w USA i to zarówno ze strony Demokratów, jak i Republikanów. Argumentacja przeciwko wycofywaniu się USA z Syrii oparta była na trzech kwestiach. Po pierwsze wojna z Państwem Islamskim nie była wówczas jeszcze zakończona. Ponadto nawet po jej zakończeniu przewidywano, że wycofanie się USA spowoduje atak turecki i w konsekwencji zaangażowani w ten konflikt Kurdowie nie będą w stanie przeciwdziałać reaktywacji działalności IS. Nie było bowiem wątpliwości, że mimo militarno-terytorialnego pokonania IS, organizacja ta zachowała swój potencjał ideologiczny i stworzyła sieć ukrytych komórek. Po drugie opuszczenie lojalnego sojusznika, jakim jest SDF, nie byłoby dobrym sygnałem dla innych partnerów USA na świecie i stanowiłoby wodę na młyn rosyjskiej propagandy, która od dawna przekonywała Kurdów, że powinni oddać się pod jej patronat. Po trzecie wycofanie się USA mogłoby odblokować trasy tranzytowe, które Iran chciał wykorzystać do połączenia swojego terytorium z Morzem Śródziemnym. To z kolei nie byłoby korzystne dla takich partnerów USA jak Arabia Saudyjska i Izrael. Państwa te musiałyby polegać na Rosji by zablokować działania USA w Syrii.

Konsekwencje rozpoczętej 9 października inwazji już potwierdzają te obawy. Wydawało się jednak, że Trump zrezygnuje z planów wycofania wojsk amerykańskich z Syrii. We wrześniu Stany Zjednoczone wynegocjowały z Turcją i SDF wdrożenie tzw. „mechanizmu bezpieczeństwa”. W ramach tych ustaleń Kurdowie wycofali swoje siły z pasa przygranicznego o szerokości 5 km i usunęli fortyfikacje graniczne, aby udowodnić, że nie stanowią zagrożenia dla bezpieczeństwa Turcji. Pojawiły się tam natomiast wspólne patrole USA i Turcji, a także Turcja mogła przeprowadzić kilka lotów zwiadowczych. Kilka dni przed inwazją prezydent Trump nagle ogłosił jednak, że wobec planowanego ataku tureckiego wycofuje siły USA, otwierając tym samym drogę Turcji.

Rewitalizacja Państwa Islamskiego

SDF przed atakiem tureckim przetrzymywała w swoich więzieniach ok. 12 tys. terrorystów IS wziętych do niewoli, w tym ok. 1000 tzw. foreign fighters pochodzących w dużej mierze z Europy. Ponadto w obozach Ain Issa i al-Hol przebywało ok. 100 tys. członków ich rodzin, przeważnie bardzo zradykalizowanych, wiernych ideologii IS. Wśród nich około 8 tys. dzieci i 4 tys. kobiet pochodziło spoza Bliskiego Wschodu. Państwa europejskie odmawiały jednak współpracy z SDF w sprawie pochodzących z nich jeńców i członków ich rodzin. Niechęć do repatriacji tych ludzi była poniekąd zrozumiała ze względu na obawy co do zagrożenia terrorystycznego, jednak próba ignorowania problemu stwarzała rosnące ryzyko, że eksploduje on pod wpływem czynników zewnętrznych takich jak np. turecka inwazja na NES i nastąpi niekontrolowana migracja tych osób do Europy. I tak się też stało, choć skalę trudno jeszcze ocenić. W trakcie bombardowań tureckich z niektórych więzień uciekło wielu terrorystów, w obozie w al-Hol doszło do próby buntu, a w Ain Issa z obozu udało się wydostać około 750 osobom powiązanym z IS. Większość z nich próbowała dostać się następnie do Turcji, skąd wielu z nich mogło się następnie przedostać do Europy.

Osłabienie kontroli nad aktywnością IS (w wyniku wycofania się USA i zajęcia się walką z inwazją turecką przez SDF) ma znacznie większy wpływ na zdolności operacyjne IS niż likwidacja Baghdadiego. Warto przy tym przypomnieć, że apogeum dżihadystycznej aktywności terrorystycznej w Europie były lata 2015-2017. Późniejszy spadek liczby skutecznych ataków spowodowany był dokonaną przez SDF likwidacją centrum dowodzenia tymi operacjami, które znajdowało się w Rakce. Koincydencja czasowa między wyparciem IS przez SDF z Rakki a radykalnym spadkiem liczby skutecznych ataków terrorystycznych w Europie nie jest przypadkiem. Już jednak po miesiącu od rozpoczęcia inwazji tureckiej widać było wyraźnie wzrost aktywności ukrytych komórek IS na terenie Syrii Północno-Wschodniej. W ciągu pierwszych 21 dni doszło do 38 ataków IS, w tym do dwóch poważnych zamachów bombowych w Kamiszlo. W atakach tych zginęło łącznie 51 osób. Radykalnie zmniejszyła się natomiast liczba wspólnych ataków USA-SDF na kryjówki IS.

Państwa europejskie zdawały sobie sprawę z zagrożenia, jakie wiąże się z agresją turecką dla reaktywacji IS, jednak nie podjęły żadnych działań by temu przeciwdziałać. Po grudniowej zapowiedzi Donalda Trumpa wycofania wojsk amerykańskich z Syrii tylko niektóre państwa europejskie zadeklarowały gotowość swojej symbolicznej obecności militarnej na tych terenach (Wielka Brytania i Francja już wcześniej miały niewielkie kontyngenty w Syrii). Np. Niemcy całkowicie wykluczyły możliwość wysłania tam swoich sił. Zignorowano też apele SDF o stworzenie międzynarodowego trybunału, który miałby osądzić terrorystów IS, a także nie podjęto współpracy sądowej z instytucjami NES. To ostatnie motywowane było obawą przed protestami Turcji przeciwko wchodzeniu w relacje na szczeblu oficjalnym z instytucjami NES, co mogłoby prowadzić do stopniowego uznania ich podmiotowości.

© AREF TAMMAWI (PAP/EPA)

Nieskuteczna reakcja Europy

Dwa dni po inwazji tureckiej pięć państw europejskich, wchodzących w skład Rady Bezpieczeństwa ONZ (Wielka Brytania, Francja, Belgia, Niemcy i Polska), próbowało przeforsować rezolucję potępiającą działania Turcji i podkreślającą zagrożenie jakie niosą one dla rewitalizacji IS. Rezolucja została jednak zablokowana przez zgodne działanie supermocarstw: Rosji, USA i Chin. Była to spektakularna porażka Europy na tym forum. Warto dodać, że Rada Bezpieczeństwa dysponuje narzędziami, które mogłyby rozwiązać kryzys. Chodzi o wprowadzenie pokojowych sił międzynarodowych na tereny NES na podstawie rozdziału VII Karty Narodów Zjednoczonych. Skoro Turcja twierdzi, że problemem dla niej jest rzekoma aktywność PKK w północnej Syrii zatem siły ONZ mogłyby zweryfikować i ewentualnie zablokować takie zagrożenie. Fakt, że Rada Bezpieczeństwa nie jest w stanie podjąć takiej decyzji świadczy jednak o tym, że zainteresowane strony mają zupełnie inne intencje, a nie stabilizację tych terenów.

Erdogan, w reakcji na krytykę jego działań ze strony Europy, sięgnął po klasyczny argument tj. szantaż dokonania ataku demograficznego na Europę przy użyciu 3,5 mln uchodźców syryjskich przebywających na terenie Turcji. Turecki prezydent zażądał również dostosowania używanej przez europejskich polityków retoryki do terminologii używanej przez propagandę turecką. Chodzi w szczególności o zmuszenie polityków i media europejskie do nieużywania pojęć takich jak inwazja, czystki etniczne, a także niemówienie o zbrodniach wojennych i przeciw ludzkości. Podporządkowanie się tym żądaniom oznaczałoby całkowity upadek Europy, która w takim wypadku pod wpływem szantażu zrezygnowałaby z jednego z jej fundamentów czyli wolności słowa.

Plan czystek etnicznych i jego konsekwencje dla Europy

Erdogan domagał się zresztą by Europa sfinansowała jego projekt rozbudowy infrastruktury w strefie okupacyjnej po przesiedleniu tam uchodźców z Turcji. W ten sposób Europa uczestniczyłaby w tureckim planie czystek etnicznych. Póki co żądania te zostały odrzucone, ale na początku listopada doszło do spotkania Erdogana z sekretarzem generalnym ONZ Antonio Guterresem, po którym ten ostatni zapowiedział, że ONZ przestudiuje plan przesiedleń ludności w północnej Syrii. Warto przy tym przypomnieć, że już turecka inwazja na Efrin zmusiła 300 tys. mieszkańców tego regionu, w większości Kurdów, do opuszczenia swoich domów. Po miesiącu od rozpoczęcia inwazji na północną Syrię z terenów objętych atakiem tureckim uciekło kolejnych 300 tys. osób. Łącznie jest to prawie ¼ całej populacji kurdyjskiej w Syrii. Przy czym wśród osób objętych czystkami etnicznymi znajdują się nie tylko Kurdowie, ale i chrześcijanie. Chodzi przy tym o wariant minimum, tj. objęcie czystkami etnicznymi wyłącznie terenów, na których turecka okupacja została uzgodniona na spotkaniu Putin-Erdogan. Jest to pas o długości około 100 km i głębokości 32 km, ciągnący się między miastami Tell Abjad i Serekanije. Otwartą kwestią jest przy tym pytanie, czy obejmie on również chrześcijańskie Tell Tammer (odległe o 35 km od granicy), co oznaczałoby zniszczenie jednego z ostatnich regionów chrześcijańskich w północnej Syrii. Nie ulega bowiem wątpliwości, że chrześcijanie nie będą mogli zostać na tych terenach jeśli znajdą się one pod okupacją Turcji i wspieranych przez nią dżihadystów. Jeśli jednak Turcja zrealizuje swój plan stworzenia ponad 400-kilometrowej strefy okupacyjnej, liczba uciekinierów z tych terenów wzrośnie do co najmniej 800 tys., a chrześcijaństwo w północnej Syrii zostanie ostatecznie zlikwidowane.

Przeprowadzenie czystek etnicznych na tak gigantyczną skalę to nie tylko zbrodnia przeciw ludzkości, ale również działanie, które może wywołać poważne konsekwencje w Europie. Chodzi po pierwsze o groźbę migracji znacznej liczby Kurdów do Europy. Wprawdzie w ciągu pierwszych 2 tygodni od inwazji granicę z Irakiem przekroczyło tylko 12 tys. Osób, ale ta liczba może szybko wzrosnąć. Warto też pamiętać, że w irackim Kurdystanie już przebywa około 200 tys. Kurdów syryjskich. Ponadto nasilające się prześladowania Kurdów tureckich mogą również wpłynąć na ich migrację. Choć jest mało prawdopodobne by skala tej migracji osiągnęła wartość przekraczającą kilkadziesiąt tysięcy osób, jednak napływ tych ludzi do Europy może spowodować zamieszki na europejskich ulicach. Już obecnie dochodzi do starć między uczestnikami prokurdyjskich manifestacji a tureckimi nacjonalistami. Kilkakrotnie rozpędzone samochody wjeżdżały w tłum protestujących Kurdów. Napływ znacznej liczby ofiar tureckiej inwazji i czystek etnicznych z całą pewnością doprowadzi do radykalizacji nastrojów i może spowodować, w takich krajach jak Niemcy czy Holandia, wybuch regularnej wojny ulicznej między PKK, a terrorystycznymi organizacjami tureckimi takimi jak gangi Osmanen Germania. Zwalczanie tych ostatnich jest w Europie bardzo rachityczne z uwagi na ich powiązania z tureckimi władzami i obawą rządów państw europejskich przed skandalem dyplomatycznym i reakcją Turcji.

Problem wizerunkowy NATO i wzmocnienie Rosji

Wbrew dość rozpowszechnionemu poglądowi Europa nie jest bezsilna wobec tureckiego szantażu. Największym partnerem handlowym Turcji są Niemcy, a zarówno import jak i eksport do i z Europy to ponad połowa tureckich obrotów handlowych z zagranicą. Turecka gospodarka jest przy tym niezwykle słaba i wrażliwa na wstrząsy. Pokazały to m.in. sankcje nakładane na Turcję przez Rosję (po zestrzeleniu SU-24), a następnie USA (w związku z więzieniem pastora Brunsona). Nałożenie przez UE na Turcję embarga w bardzo szybkim czasie doprowadziłoby do gigantycznego kryzysu w tym kraju i zmusiłoby Turcję do wycofania się ze wszystkich agresywnych działań. Niestety Europa nie jest zdolna do podjęcia takich działań. Po agresji tureckiej na Syrię politycy Unii Europejskiej zapowiadali nałożenie na Turcję sankcji, ale finalnie nie doszło do żadnych realnych działań skutecznie uderzających w turecką gospodarkę.

Towarzyszące tureckiej inwazji zbrodnie wojenne mogą być też bardzo kłopotliwe zarówno dla Europy jak i dla NATO, którego Turcja jest członkiem. Już w pierwszych dniach działań wojennych ujawnione zostały nagrania egzekucji jeńców oraz cywilów dokonywanych przez pozostających pod dowództwem tureckim dżihadystów. Jedna z grup zbrojnych dokonała też zasadzki na samochód wiozący Hevrin Khalef, jedną z czołowych polityków kurdyjskich w Syrii, a następnie w sposób bestialski ją zamordowała. Turcja była też oskarżana o użycie broni chemicznej (białego fosforu), przy czym inspektorzy międzynarodowi odmówili dokonania weryfikacji tych zarzutów mimo zebrania próbek. Bombardowane były również szpitale i atakowane ambulanse. Trzech sanitariuszy Kurdyjskiego Czerwonego Półksiężyca zostało porwanych, a następnie zamordowanych. Zbrodnie te spowodowały pojawienie się głosów o konieczności pociągnięcia tureckiego przywództwa, z Erdoganem na czele, do międzynarodowej odpowiedzialności karnej. Pogląd taki wyraziła m.in. Carla Del Ponte, b. główna prokurator Międzynarodowego Trybunału Karnego dla Rwandy Międzynarodowego Trybunału Karnego dla byłej Jugosławii. Nic jednak nie wskazuje na to, by ktokolwiek został pociągnięty do odpowiedzialności, łącznie z bezpośrednimi sprawcami, którzy już wcześniej popełniali podobne zbrodnie. Odciśnie to piętno na całym Sojuszu Północnoatlantyckim, stanowiąc rażący kontrast pomiędzy deklarowanymi przez NATO wartościami oraz praktyką jednego z członków.

Ostatnie wypadki w Syrii to również potężne wzmocnienie Rosji. To Putin podyktował ostateczne warunki zawieszenia broni i Turcja się do nich dostosowała mimo, że były dla niej mniej korzystne niż ustalenia dokonane wcześniej z wiceprezydentem USA Mikiem Pencem. To również od Rosji zależy obecnie jak daleko pozwoli ona posunąć się Turcji. Skłonność Turcji do podporządkowywania się rosyjskim wytycznym widoczna była m.in. na przykładzie natychmiastowego zwolnienia (na żądanie Rosjan) grupy jeńców syryjskiej armii rządowej (wspierających SDF w walce z siłami tureckimi) i przekazanie ich Rosjanom. Ponadto tureckie patrole w pasie przygranicznym o szerokości 10 km jeżdżą pod rosyjską eskortą i (na zadanie Rosjan) bez tureckiego oflagowania. Rosja może również przejąć kontrolę nad szlakami tranzytowymi i od niej będzie zależało to czy blokada Iranu będzie skuteczna. W ten sposób zyska większe możliwości nacisku na Izrael czy Arabię Saudyjską, a także kartę przetargową w rozmowach z USA. A to również może mieć swoje konsekwencje dla Europy, zwłaszcza jej wschodniej części.

 

Wszystkie teksty (bez zdjęć) publikowane przez Fundacje Warsaw Institute mogą być rozpowszechniane pod warunkiem podania ich źródła.

TAGS: 

 

Powiązane wpisy
Top