THE WARSAW INSTITUTE REVIEW

Data: 15 maja 2018    Autor: Ksawery Czerniewicz

Suma wszystkich strachów. Putin 2018–2024

Car nie tłumaczy się poddanym, nie zabiega o ich poparcie. Car ma jedynie zapewnić bezpieczeństwo i spokój. Jak? Nieważne. Podczas tej kampanii prezydenckiej Władimir Putin nie przedstawił żadnego programu wyborczego, żadnych kompleksowych planów na czwartą kadencję.

Moskwa, Rosja, 23 grudnia 2004 r. Siedziba państwowej firmy naftowej Rosnieft w centrum Moskwy. © (PAP/EPA)

Bo i nie będzie żadnych większych reform, żadnej liberalizacji, ani politycznej, ani ekonomicznej. To będzie sześć lat nastawionych na utrzymanie status quo – bo Putin się boi. O władzę, o majątek, o życie. Jeśli więc nawet nastąpią jakieś zmiany, czy to ekonomiczne czy administracyjne, to tylko w celu konserwacji reżimu.

Pod względem długości panowania przebił Leonida Breżniewa, do którego coraz częściej się go porównuje. Ku czemu są zresztą podstawy. To, co łączy Putina z Breżniewem, to nie tylko długość rządów i konflikt z Zachodem. W dzisiejszej Rosji dostrzec można już to, co było charakterystyczne dla drugiej fazy panowania sekretarza generalnego KPZR: stopniowy upadek gospodarczy; brak reform, które by temu zapobiegły; odwrót od liberalizacji (Breżniew wycofał się z „odwilży” Chruszczowa, Putin cofnął kraj z drogi demokratycznych reform, jakie udało się jednak wprowadzić za czasów Jelcyna). Prędzej czy później reformy i liberalizacja będą jednak nieuniknione. Być może po Putinie przyjdzie nowy Gorbaczow. Ale to dla Federacji Rosyjskiej oznaczać będzie to, co pierestrojka zrobiła z ZSRR: rozpad. Polityka Putina będzie się więc sprowadzała do odłożenia w czasie jak najdalej momentu, gdy trzeba będzie pogodzić się z nieubłaganą logiką ekonomii. Problem z systemem stworzonym przez byłego oficera KGB jest taki, że w swej istocie nie jest zorientowany na rozwój i zmiany. Przypomina artykuł jednorazowego użytku – gdy przestanie działać, wyleci na śmietnik. Koniec panowania Putina będzie równoznaczny z końcem tego modelu rządzenia, jaki ukształtował się w zasadniczych zrębach w dwóch pierwszych kadencjach prezydenckich Władimira Władimirowicza.

Prognozując rozwój wydarzeń w najbliższych sześciu latach w Rosji, z pewnością dużo więcej znaków zapytania towarzyszy kwestiom międzynarodowym, niż polityce wewnętrznej – w której dużo więcej zależy od samego Kremla. A jaki będzie obrany kurs, już teraz jest raczej jasne. Czwarta kadencja prezydencka Putina będzie niewątpliwie kadencją niosącą najwięcej wyzwań. Na arenie międzynarodowej Kreml czeka ciąg dalszy konfrontacji z Zachodem, kłopot z rosnącym apetytem Chin oraz wciąż nierozwiązane problemy Krymu/Donbasu oraz Syrii. Na scenie wewnętrznej trzeba będzie uporać się z negatywnymi skutkami gospodarczej stagnacji, utrzymać stabilność nie ryzykując reform, a jednocześnie rozwiązać „Problem 2024”, czyli politycznej przyszłości Putina po zakończeniu kadencji. Na to ostatnie duży wpływ będzie miała sytuacja w obozie władzy. Nie ma wątpliwości, że wymienione wyżej czynniki zewnętrzne i wewnętrzne sprzyjały będą wzrostowi napięć wewnątrz elity rządzącej. Czy do tego stopnia, by wywołać otwarty konflikt domowy lub bunt części establishmentu przeciwko Putinowi? Jest to mało prawdopodobne, ale zupełnie takiej możliwości wykluczać się nie powinno. Przez sześć lat bowiem okoliczności mogą się naprawdę drastycznie zmienić.

I.

To był zawsze słaby punkt putinowskiej Rosji. Nawet boom z poprzedniej dekady Kreml mógł zawdzięczać nie tyle swojej polityce gospodarczej, co wysokim cenom ropy na świecie. Nie zmieni się to tym bardziej w najbliższych latach. Zwłaszcza, że z roku na rok spada wydolność modelu gospodarki opartego na eksporcie surowców. To model, który nie zapewni stabilnego wzrostu, i który powoduje, że gospodarka pozostaje zależna od wahań koniunktury surowcowej (a długoterminowe perspektywy nie wyglądają dla Rosji dobrze) i innych zewnętrznych czynników. Wystarczy wspomnieć, jaką panikę w Moskwie wywołał jeden tweet Donalda Trumpa z 20 kwietnia, w którym prezydent USA zżymał się na wysokie ceny ropy i zapewnił, że „nie będzie to tolerowane”. Polityka Waszyngtonu będzie z pewnością nadal bardzo ważnym czynnikiem wpływającym na sytuację gospodarczą Rosji – wystarczy wszak przypomnieć załamanie rynków finansowych w Moskwie po nałożeniu pakietu sankcji 6 kwietnia 2018. Amerykanie dysponują pod tym względem dużym arsenałem, który mógłby wręcz rozłożyć rosyjską gospodarkę (choćby odcięcie do systemu SWIFT). Zresztą problemy z sankcjami wpływają bardzo źle na klimat inwestycyjny, a niedobór zagranicznych inwestycji to jedna z przyczyn gospodarczego spowolnienia. Wywołuje choćby zacofanie w sektorze nowoczesnych technologii ograniczające możliwości gospodarcze, szczególnie boleśnie w sektorze strategicznym: wydobycia ropy i gazu. Utrzymanie zależności stabilności budżetu od cen ropy na świecie będzie stawiało Kreml w sytuacji bez dobrego wyjścia. Jeśli wyjdzie z porozumienia z OPEC i zacznie zwiększać wydobycie ropy na eksport, początkowo da to dużo większe wpływy do budżetu. Ale po pewnym czasie zwiększenie ilości surowca na rynku globalnym (trudno oczekiwać, że inni gracze będą się trzymać restrykcyjnej polityki produkcji, jeśli Rosja się wyłamie) spowoduje spadek cen ropy, a więc i zmniejszenie strumienia petrodolarów do kasy Federacji Rosyjskiej. Przy wszystkich wymienionych bolączkach, ograniczeniach i wyzwaniach dla rosyjskiej gospodarki, nie można zapominać jeszcze o dwóch czynnikach – demograficznym i politycznym – które musi uwzględnić Putin w najbliższej kadencji. Jeśli nie zdecyduje się na niepopularny ruch, czyli podniesienie wieku emerytalnego, Rosję czeka poważny kryzys już zbyt kosztownego systemu emerytalnego. Przy postępującym starzeniu się społeczeństwa, w 2030 roku już nawet co trzeci Rosjanin będzie emerytem. Jeszcze większym hamulcem może okazać się dominacja siłowików także w ekonomicznej sferze działania państwa. Zawsze byli ważnym głosem w określaniu polityki gospodarczej państwa, forsując państwowy kapitalizm i sprzeciwiając się wolnorynkowym reformom. Wraz z przyjęciem polityki ekspansji i agresji od 2014 roku zyskali też ogromny wpływ na całą politykę gospodarczą.

Moskwa, Rosja, 18 października 2011. Aleksiej Kudrin, Prezydent Międzynarodowej Gildii Finansistów (IFG). © Mitya Aleshkovsky (PAP/ITAR-TASS)

Tylko przeprowadzenie strukturalnych reform pozwoliłoby zahamować zmniejszający się wciąż udział Rosji w globalnej gospodarce, ale na to nie należy liczyć. Mimo to Putin ma podobno planować zwiększenie wydatków na zdrowie, edukację i infrastrukturę o 160 mld dolarów w ciągu sześciu lat. Skąd na to wziąć środki? Wydatków na obronę nie da się znacznie ograniczyć, bo nie pozwolą na to wspomniani siłowicy. Pozostaje podwyżka podatków. Rząd ma rozważać zupełnie nowy, czteroprocentowy podatek od sprzedaży. Być może podniesiona zostanie stawka podatku liniowego z 13 do 15 proc. Podwyżki wywołają wzrost niezadowolenie społecznego. I znów wracamy do kluczowej roli siłowików. Bo to oni mają tłumić wszelkie niepokoje. A dodatkowe środki z podniesienia podatków nie pójdą wcale na szpitale czy szkoły, ale do kieszeni ludzi Putina lub na armię. Podczas dwóch pierwszych kadencji Putina wzrost gospodarczy sięgał nawet 8%. W 2014 roku zaczęły się jednak lata chude, recesja. Cóż z tego, że w 2017 r. znów było na plusie – to zaledwie 1,5%. I raczej lepszych wyników w najbliższych sześciu latach nie będzie. Ostatni wzrost Rosja zawdzięczała wyłącznie zyskom z eksportu ropy, gazu czy węgla. To krucha podstawa – wystarczy, że ceny ropy spadną. Rozwoju nie będzie, bo konflikt z Zachodem oznacza, że nie będzie inwestycji w gospodarce rosyjskiej, ograniczenie – coraz większe – w globalnej gospodarce oznacza brak nowoczesnych technologii. Bez nich nie da się uruchomić ogromnych rezerw węglowodorów w Arktyce. Izolacja gospodarcza to nie tylko efekt sankcji wynikających z agresywnej polityki zewnętrznej. To także skutek korupcji i dominacji siłowików w gospodarce. Jeśli decydujące słowo należy do Igora Sieczina, który zbudował potęgę Rosnieftu na niszczeniu kolejnych rywali biznesowych, od Jukosu i Chodorkowskiego poczynając, to trudno oczekiwać, że w takiej sytuacji jakiś zachodni koncern zdecydowałby się wejść z inwestycjami w Rosji. Koncentracja kapitału w ręku państwa i brak rządów prawa (sądy orzekają po myśli władzy i jej ulubieńców) skutecznie blokują rozwój gospodarki. Oczywiście w Moskwie są ludzie, którzy to dostrzegają. I nawet proponują Putinowi rozwiązanie. Twarzą „stronnictwa reform” jest były minister finansów, cieszący się podobno dużym zaufaniem prezydenta, Aleksiej Kudrin. Główny autor „Strategii rozwoju kraju w latach 2018–2024” namawia Putina do reform, do liberalizacji. Bez tego nie będzie wzrostu, a bez wzrostu nie będzie środków na realizację socjalnych obietnic. Pójście drogą proponowaną przez Kudrina – więcej wydatków na służbę zdrowia i edukację, zamiast na wojsko i bezpiekę – uderzyłoby w kluczowe komponenty obozu władzy. Reżim opiera się na aparacie bezpieczeństwa, armii, zbrojeniówce, państwowych molochach, które kontrolują około dwóch trzecich gospodarki rosyjskiej. Rywale Kudrina mówią, że najważniejsze jest za wszelką cenę utrzymać makroekonomiczną stabilność, niski deficyt, niską inflację. Nawet kosztem wzrostu. Zamiast rozwijać i modernizować gospodarkę, chcą oni kupować poparcie określonych grup społecznych, głównie emerytów. Utrzymanie dotychczasowej polityki zapewni stabilność, ale też stagnację. Nie należy też oczekiwać walki z korupcją na serio. Bo to nieodłączny element funkcjonowania reżimu. Z łapówek i złodziejskich państwowych kontraktów żyje zaplecze reżimu: biznesmeni, armia, przemysł zbrojeniowy, Gazprom i Rosnieft’ – oplecione przez pasożyty w postaci spółek kontrolowanych przez ludzi bliskich Putinowi.

II.

Choć ostatnio sukcesami na arenie międzynarodowej Putin nie mógł się pochwalić, to generalnie właśnie polityka zagraniczna zawsze była jego silną stroną. Większość Rosjan ocenia ją nie tylko jako skuteczną, ale też jako powód do dumy narodowej. Na ile przemawiają za tym fakty, a ile robi tu propaganda, to inna rzecz. W każdym bądź razie prezydent musi przede wszystkim utrzymać wśród rodaków przekonanie, że Rosja odrodziła się pod jego rządami jako wielkie państwo, z którym liczy się cały świat. Moskwa chce, żeby Zachód uznał strefę wpływów Rosji i zrezygnował z pomysłów przyjęcia w przyszłości Ukrainy, Mołdawii, Gruzji czy innej postsowieckiej republiki do NATO. Międzynarodowe kryzysy mają być regulowane wspólnie, pod egidą Rady Bezpieczeństwa ONZ. Rosja chciałaby jednocześnie przywrócenia normalnej współpracy ekonomicznej z Zachodem. Problem Donbasu powinien być rozwiązany na bazie porozumień mińskich z 2015, z udziałem misji pokojowej ONZ. Krym powinien zostać uznany za część Rosji. Tam, gdzie interesy Rosji z USA są zbieżne, Kreml oczekuje współpracy (szukanie porozumienia na takich płaszczyznach jak walka z terroryzmem czy Korea Północna). Spełnić te wszystkie oczekiwania w czwartej kadencji będzie jednak wyjątkowo trudno. Wyzwań nie brakuje.

Zdjęcia przedstawiają czołowe osobistości rosyjskiego biznesu. Od góry (od lewej do prawej): Oleg Deripaska – prezes rosyjskiego giganta aluminiowego United Company Rusal, rosyjski miliarder – Suleyman Kerimov, rosyjski miliarder – Wiktor Vekselberg, Kirill Shamalov – członek zarządu rosyjskiego przetwórcy ropy i produktów petrochemicznych Sibur, Alexey Miller – przewodniczący Komitetu Zarządzającego Gazpromu i Andrey Kostin – prezes zarządu VTB Bank. Znajdują się w grupie siedmiu wiodących rosyjskich biznesmenów. Dwanaście spółek, które kontrolują lub są ich właścicielami oraz 17 urzędników państwowych, według doniesień z 6 kwietnia 2018 r., zostali umieszczeni na liście sankcji przez Departament Skarbu Stanów Zjednoczonych Urzędu Kontroli Aktywów Zagranicznych (OFAC) w porozumieniu z Departamentem Stanu USA . Departament Skarbu oświadczył, że rosyjski rząd „działa na nieproporcjonalną korzyść oligarchów i elit rządowych” i „angażuje się w szereg złośliwych działań na całym świecie, tj. ciągłe zajmowanie Krymu i podżeganie do przemocy we wschodniej Ukrainie, dostarczanie reżimowi Assada materiałów i uzbrojenia, próbując obalić zachodnie demokracje i złośliwe działania cybernetyczne „. © STAFF (PAP/EPA)

Przede wszystkim jest to konflikt z Zachodem, którego dynamika wskazuje, że prędzej niż zniesienia sankcji, należałoby oczekiwać ich zaostrzenia. Przy skrajnie niskim poziomie wzajemnego zaufania trudno będzie cokolwiek zmienić na tej płaszczyźnie. Administracja Trumpa nie spełniła oczekiwań Kremla, prędzej już można spodziewać się prób układania dobrych relacji z częścią krajów UE. Swoimi agresywnymi poczynaniami (aneksja Krymu, wojna w Donbasie, udział w wojnie w Syrii, ingerowanie w procesy demokratyczne w krajach zachodnich) Putin przyczynił się do zjednoczenia świata zachodniego. Co gorsza, cała zachodnia flanka Rosji znalazła się pod wpływem Zachodu, nie licząc tylko Białorusi. Na początku kadencji Putin znajduje się w gorszym położeniu jeśli chodzi o Ukrainę, Gruzję i Mołdawię, niż w 2012 roku. Z drugiej strony rośnie potęga Chin – już nie tylko gospodarcza. Pekin ma wielkie ambicje polityczne i militarne. Rosja odczuwa to na własnej skórze choćby w Azji Środkowej. W Azji wciąż pozostaje też kwestia Kuryli, zaś ostatnie ocieplenie między Koreami też jest złą wiadomością dla Kremla, który grał na militaryzmie Pjongjangu.

Kolejne wyzwanie to uregulowanie problemu ukraińskiego – najlepiej poprzez plan pokojowy ONZ z uwzględnieniem dominacji rosyjskiej. Putin nie może przyznać się do błędu, jakim była agresja wobec Ukrainy, bo to by podważało historyczny krok, jakim była aneksja Krymu. To jednak oznacza, że problem ukraiński nie zostanie rozwiązany w tej kadencji. A to oznacza, że nie ma szans na naprawienie relacji z Zachodem. Zaś długotrwały konflikt z Zachodem może dla Rosji zakończyć się tylko tak, jak zimna wojna: porażką. Drugim obok Ukrainy odziedziczonym po trzeciej kadencji problemem jest kryzys syryjski. Sytuacja nie jest tak różowa, jak przedstawiał to pod koniec 2017 roku Putin. Problemem jest daleko idąca rozbieżność interesów uczestników konfliktu. Do tego problemem jest Asad, którego nie zamierza odchodzić. Opozycja zaś nie chce go widzieć. Utrzymanie reżimu Asada nie oznacza realizacji celów polityki rosyjskiej. Są tam inni potężni gracze, Iran i Turcja. Jest Izrael, są monarchie Zatoki i, last but not least, USA.

III.

Daleko posunięta personalizacja władzy (wszystko jest uzależnione od osoby Putina; słabość innych poza prezydentem instytucji państwa) z jednej strony zapewnia bieżącą stabilność, z drugiej zaś utrudnia poważnie wszelkie zmiany mające usprawnić rządy i znaleźć rozwiązanie dla problemu odejścia Putina. To będzie zwiększało wewnętrzną, ukrytą w dużym stopniu, konkurencję w obozie rządzącym. Sakralizacja władzy Putina, jego odsunięcie się od „przyziemnych spraw” niesie niebezpieczeństwo, że przestanie być skutecznym arbitrem w różnych konfliktach wewnątrz elity. W nowej kadencji Putin będzie coraz szerzej stawiał na nowe pokolenie biurokratów. Bardzo ważną jego częścią będą dzieci „przyjaciół Putina”, ludzie tacy jak Kirył Szamałow, Igor Rotenberg, Dmitrij Patruszew czy Siergiej Iwanow junior. To oni przejmują zarządzanie majątkiem ukradzionym w pierwszych kilkunastu latach ery putinowskiej przez ich ojców. Tak powstaje nowa arystokracja rosyjska, młodzi bojarzy. Ale zaliczają się do nich również nuworysze tacy jak Anton Wajno, Aleksiej Diumin czy Denis Manturow. Zakulisowe walki z użyciem służb mogą okazać się dla reżimu groźniejsze niż przejrzysta demokratyczna rywalizacja o schedę po Putinie. Tym bardziej, że w siłę ciągle rośnie radykalnie antyzachodni obóz w Moskwie, zwolennicy twardego kursu, „jastrzębie”. Jeśli Putin postanowi pójść drogą wskazywaną przez Kudrina, partia wojny może zareagować prowokacją, choćby na Ukrainie, aby doprowadzić do eskalacji napięcia na linii Rosja-Zachód. W wersji skrajnej nie można nawet wykluczyć puczu wojskowego. Stopniowo zaostrzająca się rywalizacja wewnątrz elity władzy będzie wynikała z dwóch zasadniczych powodów. Po pierwsze, kurczą się zasoby, z których można korzystać, co prowokuje wzrost rywalizacji o państwowe zlecenia, a przy tym władzy nie stać na rekompensowanie strat wynikających z sankcji wszystkim poszkodowanym firmom i oligarchom. Po drugie, różne klany i grupy wpływów będą chciały zająć dobrą pozycję lub nawet wpływać na sposób rozwiązania tzw. problemu 2024 roku.

Właśnie wtedy kończy się kadencja prezydencka Putina, druga z rzędu, a więc zgodnie z konstytucją, oznacza to niemożność ubiegania się przez niego o fotel głowy państwa po raz trzeci. Możliwe są cztery warianty rozwoju sytuacji. Putin może chcieć utrzymać stanowisko, ale to będzie oznaczało konieczność zmiany konstytucji. Może odejść na sześć lat, powtarzając manewr z 2008 roku – tyle że to mało prawdopodobne, by chciał zostać premierem w wieku 72 lat i potem starać się o powrót na Kreml w wieku 78 lat. Opcja numer trzy to przejście na inne stanowisko, z którego nadal będzie rządził państwem – ale to również wymaga zmiany konstytucji. No i pozostaje scenariusz jelcynowski – to na wypadek, gdyby Putin już teraz chciał jednak się wycofać. Chodzi o znalezienie kogoś, kto zagwarantuje bezpieczeństwo jemu i jego Familii. Byłoby to o tyle łatwiejsze, że w przeciwieństwie do ludzi Jelcyna, świeżo wzbogaconych i łatwych do eliminacji (vide Bieriezowski czy Gusinski), za sześć lat Familia putinowska będzie nieporównanie silniejsza i na dobre wrosła w gospodarkę i politykę Rosji. Jelcyn i jego otoczenie mieli za sobą niecałe dziewięć lat, zbyt mało, by utrwalić pozycję. Putin i jego dwór w 2024 roku będą mieli za sobą ćwierćwiecze rządów i zalegalizowane majątki przekazane w ręce kolejnego pokolenia. Pod tym względem więc będą mogli się mniej obawiać, niż Familia jelcynowska. Jeśli w 1999 roku głównym celem do realizacji było zabezpieczenie oligarchów i krewnych prezydenta, a w mniejszym stopniu samego Jelcyna, to w 2024 roku będzie na odwrót: najważniejsze będą gwarancje spokoju i bezpieczeństwa dla Putina, bo jego dworzanie poradzą sobie. Kiedy zacznie się decydować sprawa sukcesji? Na pewno nie w pierwszej części kadencji – Putin nie będzie chciał dawać nawet najmniejszych sygnałów w tej sprawie. Po pierwsze, żeby unikać roli tzw. lame duck. Po drugie, utrzymywanie elity w niepewności jest korzystne dla rządzącego. Jeśli można więc w ogóle mówić o sukcesji, to nie o przekazaniu władzy przez prezydenta Putina nowemu prezydentowi, ale o transferze władzy od prezydenta Putina do Putina na nowym stanowisku. Putin stał się zakładnikiem systemu, który zbudował. Jest już tak spersonifikowany, że odejście jest niemożliwe. A gdyby nawet próbował, to są siłowicy. W 2008 roku Sieczin i jemu podobni nie byli w stanie zablokować zmiany na Kremlu. Dziś – wręcz przeciwnie. Zbyt wiele znaczą i za bardzo jest od nich uzależniony Putin – wojenny kurs w polityce zagranicznej dał im pełnię władzy. Obawy przed rewolucją w kraju i wynikająca z tego rozbudowa wewnętrznego aparatu opresji – również. Nawet wymiana w 2024 gospodarza Kremla na wzór tej z 2008 roku będzie miała zupełnie inny charakter. Jeśli „preemnik” Putin będzie stosunkowo młody, może okazać się trwałym następcą na Kremlu.

Petersburg, Rosja, 25 lutego 2012 r. Demonstranci niosą plakat przedstawiający premiera Władimira Putina, stylizowanego na starszego przywódcę sowieckich komunistów, Leonida Breżniewa, podczas masowego protestu przeciwko rządowi Putina. Kilka tysięcy osób wzięło udział w marszu, domagając się sprawiedliwych wyborów i protestując przeciwko rządom premiera Putinowa. Putin ubiegał się wówczas o trzecią kadencję podczas zbliżających się wyborów prezydenckich zaplanowanych na 4 marca 2012 r. © ANATOLY MALTSEV (PAP/EPA)

Bez reform ukierunkowanych na ekonomiczną modernizację kraju trudno będzie wyjść ze stagnacji. To oznaczałoby rozwój nowoczesnej edukacji i ochrony zdrowia, rozwój gospodarki cyfrowej, zdjęcie moratorium z niepopularnych posunięć w rodzaju podniesienia wieku emerytalnego. Ale na to środków nie będzie, jeśli państwo utrzyma priorytet bezpieczeństwa, czyli wysokie wydatki na obronę i aparat bezpieczeństwa. Czynnikiem redukującym prawdopodobieństwo reform jest wszechobecna korupcja i ogromny wpływ siłowików na gospodarkę. Na niekorzyść zmian przemawia też stanowisko większości społeczeństwa niechętnej zmianom. Skoro Putin nie przeprowadził reform w latach tłustych czy to ekonomicznie (naftowa prosperity poprzedniej dekady) czy politycznie (ogromny entuzjazm społeczny po aneksji Krymu), to tym bardziej nie zrobi tego teraz. Liberalizacji systemu nie będzie, gdyż jest na Kremlu postrzegana jako zagrożenie dla stabilności reżimu (kompleks pierestrojki, czyli próby modernizacji ZSRR, zakończonej jego upadkiem). Fatalne tygodnie po wyborczym zwycięstwie (tylko na scenie krajowej pożar w centrum handlowym w Kemerowie i społeczne protesty w Wołokamsku i innych miastach obwodu moskiewskiego przeciwko składowaniu odpadów) odbiły się na popularności Putina. Poziom zaufania do niego zmniejszył się przez miesiąc o 7 punktów procentowych: z 55,3 do 48,3 proc. Sześć lat wcześniej, przez pięć tygodni po wyborach, ten wskaźnik rósł. To pokazuje, jak trudną może okazać się ta kadencja.

Wszystkie teksty (bez zdjęć) publikowane przez Fundacje Warsaw Institute mogą być rozpowszechniane pod warunkiem podania ich źródła.

TAGS: 

 

Powiązane wpisy
Top