Data: 4 maja 2021

Relacje saudyjsko-irańskie. Czy czeka nas przełom?

Rywalizacja pomiędzy Arabią Saudyjską a Iranem to jeden z głównych czynników kształtujących obraz dzisiejszego Bliskiego Wschodu. Ma ona wymiar zarówno religijny (odnoszący się do starej jak sam islam rywalizacji jego dwóch najważniejszych odłamów, sunnizmu oraz szyizmu), gospodarczy (oba kraje są jednymi z głównych eksporterów ropy naftowej) jak i polityczny, gdzie zarówno Rijad, jak i Teheran uznaje się za mocarstwa regionalne, które starają się rozszerzać swoje wpływy, co naturalnie prowadzi do konfrontacji.

ŹRÓDŁO: FLICKR

Także w układzie globalnym z jednej strony mamy jednego z najbliższych sojuszników Stanów Zjednoczonych, a z drugiej kraj, którego relacje z USA z pewnością można określić jako „nieprzyjazne”. Konflikt interesów Arabii Saudyjskiej oraz Iranu unaocznił się szczególnie po wydarzeniach tzw. Arabskiej Wiosny, które w znaczący sposób zmieniły układ sił w regionie oraz były powodem konfliktów wewnętrznych, w których Rijad oraz Teheran wspierały (i dalej wspierają) przeciwstawne strony. Wraz ze zmianą władzy w Białym Domu Saudowie musieli dokonać korekty swojej dotychczasowej polityki również względem Iranu, o czym mogą świadczyć doniesienia o niedawnych rozmowach przedstawicieli obu państw.

Wzajemne stosunki wyglądały o wiele lepiej za czasów przedrewolucyjnego Iranu, za rządów szacha Pahlawiego. Dalej oba kraje pod wieloma względami się ze sobą nie zgadzały (Iran uznawał wówczas państwo Izrael, sam szach krytykował Arabię Saudyjską za „brak modernizacji”) jednak relacje obustronne były generalnie pozytywne, a oba państwa zaliczane były do grona „sojuszników Zachodu” w regionie. Sytuacja zmieniła się po rewolucji w roku 1979, która obaliła rządy szacha i ustanowiła obecną Islamską Republikę Iranu pod rządami ajatollahów. Należy pamiętać, że na terenie państwa Saudów, znajdują się święte miejsca islamu Mekka i Medyna. Saudowie opierają swoją władzę w dużej mierze na bardzo konserwatywnej interpretacji islamu, dlatego postrzegają wszelkie inne ekstremistyczne ruchy religijne jako bezpośrednio uderzające w ich własny legitymizm. Tak też traktowali zarówno rewolucyjny zapał, jaki rozlał się również po innych krajach regionu, jak i postawę nowych władz irańskich, uznając je jako zagrożenie dla stabilności własnej decyzyjności. Dodatkowo, w wymiarze bezpieczeństwa polityka Rijadu opiera się na sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi. Nowe władze irańskie były natomiast skrajne antyamerykańskie i krytykowały Saudów za ten związek, korzystając przy tym z religijnej retoryki i konkurując z Rijadem o symboliczne przywództwo w świecie islamu. Z tego powodu Saudowie już od samego początku postrzegali rewolucyjny Iran jako zagrożenie dla stabilności regionu oraz legitymizmu swojej monarchii. Kiedy więc ówczesny przywódca Iraku Saddam Husajn postanowił wykorzystać rewolucyjny zamęt i pozorną słabość Iranu, najeżdżając go w roku 1980 i rozpoczynając ośmioletnią, wyniszczającą wojnę, Rijad przekazał ogromne nakłady finansowe na wsparcie Bagdadu, pomimo generalnie nienajlepszych stosunków z reżimem Saddama. Napięcia, jakie zaczęły się tworzyć między Saudami a rewolucyjnym Iranem, dały o sobie znać między innymi w roku 1987 w Mekkce podczas corocznych pielgrzymek muzułmanów, kiedy demonstracje pielgrzymujących Irańczyków przemieniły się w zamieszki i starcia z saudyjskimi siłami bezpieczeństwa, prowadząc do śmierci ponad 400 osób i tysięcy rannych.

Pomimo kilku incydentów, relacje obu krajów poprawiły się nieco w latach 90. i w pierwszej dekadzie XXI wieku. Ponownemu pogorszeniu zaczęły ulegać począwszy od roku 2011 i tzw. Arabskiej Wiosny do momentu, aż możemy mówić o otwartej wrogości pomiędzy Rijadem oraz Teheranem. Iran tworzył swoją sieć wpływów na Bliskim Wschodzie, wspierając szyickich sojuszników w Iraku, Syrii oraz Libanie, co uderzało w regionalne interesy i ambicje Saudów. Największą „kością niezgody” okazał się jednak Jemen. W toczącej się w tym kraju wojnie domowej jedną z głównych antyrządowych sił są tzw. Huti, polityczno-religijne ugrupowanie szyickie. W 2014 roku zajęli oni stolicę kraju Sanę, uzyskując bardzo silną pozycję. Arabia Saudyjska wzrost znaczenia szyickiego ugrupowania przy własnych granicach uznała za zagrożenie dla własnego bezpieczeństwa, jednocześnie oskarżając Iran o wspieranie Hutich. Obawiając się zamknięcia w „szyickim pierścieniu sojuszników Teheranu”, Rijad rozpoczął w roku 2015 interwencję militarną w Jemenie, która do dzisiaj odniosła umiarkowany sukces. Zamiast tego naraziła Saudów na krytykę ze strony społeczności międzynarodowej ze względu na częste ofiary cywilne swoich operacji wojskowych. Huti natomiast niejednokrotnie pokonywali znacznie liczniejsze oddziały saudyjskie oraz dokonywali ataków na terenie samej Arabii, w tym na infrastrukturę krytyczną związaną z przemysłem naftowym.

Wraz z końcówką drugiej dekady XXI wieku relacje pomiędzy Arabią Saudyjska a Iranem osiągnęły najgorszy stan w historii. Kontakty dyplomatyczne zostały zerwane w 2016 roku po tym, jak ambasada saudyjska w Teheranie została zaatakowana przez protestujący tłum. Powodem zamieszek była egzekucja przez władze saudyjskie Nimra al-Nimra, jednego z najbardziej popularnych duchownych szyickich w kraju (wschód Arabii Saudyjskiej zamieszkują znacząca mniejszość wyznająca ten odłam islamu). Niewykluczone jednak, że do zamknięcia ambasad i zerwania oficjalnych relacji i tak by doszło, bo zarówno wcześniej, jak i później dochodziło do napięć na wielu innych polach – chociażby 2015 roku, kiedy to w trakcie corocznych pielgrzymek do Mekki z nieznanych przyczyn w tłumie wybuchł popłoch, w skutek którego zadeptano wielu pielgrzymów, przy czym najwięcej ofiar było wśród Irańczyków. Władze w Teheranie wprost zarzuciły wówczas Saudyjczykom, że nie są w stanie zadbać o bezpieczeństwo wiernych odwiedzających święte miejsca. W międzyczasie oba państwa nie szczędziły sobie również ostrych słów na najwyższych szczeblach – w 2017 roku następca tronu saudyjskiego Muhammad bin Salman nazwał irańskiego Najwyższego Przywódcę Alego Chameneiego „Hitlerem Bliskiego Wschodu”.

Najnowsze doniesienia, jakoby na początku kwietnia doszło do spotkania przedstawicieli obu państw w Bagdadzie, sugerują, że może dojść do złagodzenia napięć na linii Rijad-Teheran. Szczególnie że wraz ze zmianą władzy w Waszyngtonie Arabia Saudyjska utraciła sojusznika w postaci Donalda Trumpa, który przymykał oko na wiele działań Rijadu, udzielając monarchii pełnego wsparcia w rywalizacji z Iranem. Administracja Joe Bidena przybrała odmienne od Trumpa podejście w kwestii polityki bliskowschodniej, dystansując się od działań rodu Saudów oraz zapowiadając podjęcie dialogu z Teheranem na wzór tego, jaki miał miejsce za czasów Baracka Obamy. Rijad, nie mając najlepszego PR’u wśród Demokratów z powodu, chociażby podejścia do praw człowieka, wojny w Jemenie czy sprawy zamordowanego dziennikarza Dżamala Chaszukdżiego, był więc zmuszony dokonać korekty swojej dotychczasowej polityki i poprawy wizerunku u kluczowego sojusznika, jakim są Stany Zjednoczone. Pierwszym tego przejawem było porozumienie z Katarem i zakończenie kryzysu dyplomatycznego w Zatoce Perskiej, a następnie wyrażenie chęci podjęcia dialogu z Huti w Jemenie i pokojowego zakończenia konfliktu w tym kraju. Doniesienia o rozmowach w Bagdadzie należy więc traktować jako kolejny krok mający na celu pokazanie się w oczach Białego Domu jako strony dążącej do deeskalacji napięć w regionie. Czy możemy się więc spodziewać kolejnego przełomu na miarę „porozumień Abrahama”?

„Przełom” to raczej za mocne słowo, ale przynajmniej chwilowe zmniejszenie napięć jest bardzo prawdopodobne. Saudowie zrozumieli, że ich dotychczasowa, konfrontacyjna polityka nie przyniosła spodziewanych efektów i wraz z utratą bezwarunkowego wsparcia ze strony Białego Domu muszą dokonać jej rewizji. Konflikty interesów i rywalizacja obu państw jednak nie znikną, jedynie mogą się toczyć, póki co, w mniej otwarty sposób. Fiasko „polityki maksymalnej presji” wobec Iranu to również, poniekąd, porażka polskiej polityki bliskowschodniej, jeżeli o takiej w ogóle można mówić. Jeżeli ponownie dojdzie do otwarcia na linii Iran-Zachód na podobieństwo tego, jakie miało miejsce w 2015 roku, Teheran dalej będzie pamiętał, że to w Warszawie odbył się określany jako „antyirański” szczyt bliskowschodni w 2019 roku, a Polska aktywnie wspierała politykę Donalda Trumpa.

Autor: Maciej Śmigiel
Absolwent arabistyki i islamistyki na Uniwersytecie Warszawskim, w trakcie studiów odbywał stypendia naukowe w Egipcie oraz Maroko. Obecnie doktorant w Szkole Doktorskiej Nauk Humanistycznych UW (nauki o kulturze i religii). Doświadczenie zawodowe zdobywał m.in. na praktykach w Centrum Antyterrorystycznym ABW, Ambasadzie RP w Kairze oraz Biurze Bezpieczeństwa Narodowego.

All texts published by the Warsaw Institute Foundation may be disseminated on the condition that their origin is credited. Images may not be used without permission.

Powiązane wpisy
Top