THE WARSAW INSTITUTE REVIEW

Data: 4 grudnia 2019    Autor: Paweł Musiałek

Gazowe trójmorze. Czy to możliwe?

Współpraca w obszarze handlu gazem jest jednym z najbardziej obiecujących obszarów współpracy w ramach Trójmorza. Budowana infrastruktura będzie stanowić istotną integrację regionu. Niemniej należy pamiętać, że poszczególne państwa inaczej widzą swoją rolę w zintegrowanym rynku gazu, a proponowane projekty mają konkurencyjny charakter. Odegranie przez Polskę roli gazowego hubu jest możliwe tylko w przypadku zmiany logiki z paradygmatu bezpieczeństwa na paradygmat rynkowy. Zmiana ta jest możliwa i zasadna po roku 2022, kiedy zostanie zrealizowany plan rozbudowy połączeń gazowych, oraz wygaśnie kontrakt jamalski.

Terminal LNG im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Świnoujściu, Polska 24.04.2019. © Marcin Bielecki (PAP)

Czym Trójmorze… nie jest

Dyskusja o trójmorzu w Polsce często bywa absurdalna. Często bowiem dotyczy ona nie tego czym Trójmorze jest, ale czym to jedynie wydaje się być. Krytycy Trójmorza podkreślają, że to koncepcja zmierzająca do budowy geopolitycznego bloku o ostrzu antyniemieckim i antyrosyjskim, która ma rozsadzić Unię Europejską od środka. Podkreśla się, że konserwatywny rząd w Polsce tak bardzo nie lubi Brukseli, że wymyślił projekt planujący odejście z UE i zbudowanie alternatywnych, europejskich struktur. Często zestawia się ideę trójmorza do idei międzymorza, która w II RP faktycznie była planowana jako sojusz wojskowy. Krytycy wskazują, że taka koncepcja jest nie tylko niebezpieczna, ale i nierealna. Z dużą satysfakcją wymieniają różnice w podejściu poszczególnych państw Europy Środkowo-Wschodniej do polityki Rosji, czy Stanów Zjednoczonych. Ma to być dowodem, że idea jest zbudowana na niestabilnym gruncie.

Co ciekawe, w sukurs przeciwnikom trójmorza przychodzą… zwolennicy trójmorza. W debacie często podkreślają, że Polska musi zbudować antyniemiecki blok w naszej części Europy, ponieważ interesy Polski i Niemiec ze sobą kolidują, a naturalnymi sojusznikami są państwa Europy Środkowo-Wschodniej. Tak jak Polska są one „głodne” podmiotowości, która jest mocno krępowana przez Niemcy. Trójmorze jest więc zamaszystym pomysłem z gatunku „grand strategy”. Taka interpretacja wpisuje się w „geopolityczne przebudzenie”, które można zaobserwować w polskiej debacie publicznej, szczególnie tej internetowej, gdzie wszelkie pomysły na szukanie nowych wielkich koncepcji sprzedają się jak świeże bułeczki.

Czym w takim razie trójmorze jest?

Ku zmartwieniu jednych i drugich, trójmorze nie jest ani jednym, ani drugim. Czym ono zatem jest? Jest nieformalną platformą mającą na celu skoordynowanie współpracy regionalnej w kilku kluczowych obszarach, gdzie istnieje wartość dodana dla państw wchodzących w skład trójmorza. Tyle i aż tyle. Trójmorze powstało jako rama, którą wypełniają projekty, głównie o infrastrukturalnym charakterze, których celem jest zwiększenie integracji na linii Północ-Południe, a nie tylko Wschód-Zachód jak dotychczas. Koncentracja na współpracy infrastrukturalnej wynika z zapóźnienia rozwojowego, będącego efektem zaszłości historycznych – polityki Związku Radzieckiego polegającej na związaniu krajów regionu z centrum bloku, jakim był ZSRR, oraz uniemożliwienie nadmiernej integracji regionalnej.

Koordynacja współpracy w ramach trójmorza opiera się więc głównie na koordynacji projektów, oraz ich politycznym „dociążeniu”. Tak skrojone Trójmorze stanowi więc „ledwie” projektową współpracę, a nie zapowiedź budowy „Unii w Unii”. Zresztą od początku wszystkie deklaracje podkreślały komplementarny charakter wobec istniejących formatów współpracy tak w UE, jak i w regionie. Uczestniczące w trójmorzu państwa wybrały taką formułę, ponieważ jest ona dużo bardziej realna, niż mrzonki o budowie spójnego bloku, który w kluczowych sprawach polityki światowej będzie mówił jednym głosem. Pomysłodawcy Trójmorza słusznie kierowali się więc pragmatyczną zasadą „tisze jedziesz, dalsze budiesz”.

Wśród kluczowych obszarów wymienione są: biznesowa, gospodarcza, transportowa, a także współpraca energetyczna, w tym gazowa. Spotdata w raporcie o potrzebach inwestycyjnych państw trójmorza oblicza, że potrzeby inwestycyjne tylko w infrastrukturę drogową, kolejową, transportu wodnego i lotnicza regionie sięgają 290 mld euro, a na infrastrukturę energetyczną 87 mld euro, w tym o znaczeniu regionalnym 28 mld euro.

Trójmorze poza pomocą wyboru projektów regionalnych o wspólnej wartości dodanej służy także pozyskiwaniu finansowania. Nieprzypadkowo członkami Trójmorza są jednak tylko państwa UE, a nie np. Ukraina. Jednym z głównych narzędzi wykorzystywanych do realizacji wybranych projektów są właśnie unijne środki, ale nie tylko. W tym celu powstał Fundusz Trójmorza, który ma być finansową dźwignią dla wybranych projektów. Tym samym wpisuje się w globalny trend poszerzania źródeł finansowania inwestycji infrastrukturalnych, gdzie 30-40% jest finansowane ze środków publicznych, a reszta z prywatnych. Fundusz Trójmorza ma więc za zadanie łączyć finansowanie publiczne i prywatne.

Współpraca gazowa

Współpraca gazowa jawi się jeden z potencjalnie najbardziej atrakcyjnych obszarów znajdujących się pod „parasolem” jakim jest Trójmorze. Wśród projektów zidentyfikowanych jako „multilateral project”, przyjętych na szczycie w Bukareszcie w 2018 r., znajduje się m.in. interkonektor Polska-Litwa, interkonektor Bułgaria-Rumunia-Węgry-Austria, gazociąg Eastring, połączenie Rumunia-Węgry-Słowacja, gazociąg adriatycki, gazociąg Baltic Pipe wraz z rozbudową gazociągów w Polsce i połączeniem Polska-Słowacja i Polska-Czechy, terminal LNG na wyspie KRK. Wszystkie projekty mają umożliwić swobodny przesył gazu między państwami EŚW, w tym głównie na linii Północ-Południe. Budowa łączników gazowych nieprzypadkowo jest jednym z priorytetów współpracy regionalnej od wielu lat. Region cechuje bowiem wciąż niski poziom integracji. O ile wcześniej głównym zagrożeniem jaki z tego wynikało było zwiększenie zależności od rosyjskiego gazu, o tyle obecnie główną konsekwencją jest niemożność skorzystania z dobrodziejstw wspólnego rynku gazu, jaki tworzy się w UE. O ile poziom ujednolicenia rynku, w tym cen gazu, w Europie Zachodniej jest mocno zaawansowany, o tyle w Europie Środkowo-Wschodniej postępuje on znacznie wolniej. Najważniejszą konsekwencją są wciąż wyższe ceny gazu, jaki płacą odbiorcy w państwach EŚW, ale podkreślmy, że dziś ta różnica jest znacznie mniejsza niż jeszcze kilka lat temu.

Realizacja korytarza północ-południe

Korytarz północ-południe składa się z wielu elementów. Część z nich jest już zbudowana, część jest w fazie realizacji, reszta wciąż w fazie planowania. Po polskiej stronie kluczową inwestycją było oddanie terminala LNG w Świnoujściu w 2015 r. W 2022 r. oddana ma zostać druga strategiczna inwestycja, czyli gazociąg Baltic Pipe wraz z pozostałymi komponentami towarzyszącymi, które umożliwią rozprowadzenie gazu norweskiego po całym kraju, a także przesłanie go dalej do południowej granicy Polski. Ponadto planowana jest rozbudowa terminalu LNG w Świnoujściu oraz rozważana instalacja nowego terminalu pływającego w Gdańsku. W 2019 r. oficjalnie rozpoczęto budowę połączenia ze Słowacją (Strachocina-Velke Kapusany) i ma być ono zakończone w 2021 r. W tym roku pozwolenie na budowę zdobył także gazociąg Polska-Litwa, trwają także zaawansowane rozmowy w sprawie połączenia Polska-Ukraina. Jedynym problematycznym połączeniem jest interkonektor z Czechami (Stork II), mimo iż planowany równolegle z gazociągiem Polska-Słowacja, to od 2015 r. jest w impasie. Polska strona nie ukrywała, że jest zainteresowana budową połączenia z Czechami, ale dopiero po oddaniu Baltic Pipe, czyli po 2022 r. Oddanie rury wcześniej rodzi obawę, że do Polski trafi rosyjski gaz, który do Czech ma trafić z gazociągu Nord Stream 2 i lądową odnogą jaką ma być gazociąg Eugal biegnący wzdłuż polsko-niemieckiej granicy i docierający do Czech. Wstrzymanie budowy połączenia z Czechami oznacza, że główną „bramą” dla przesyłu gazu z Polski na południe Europy ma być Słowacja. Tak przynajmniej planuje polska strona i tak również formalnie sytuację ocenia strona słowacka, która podkreśla, że będzie ono służyć jako dodatkowa polisa na wypadek wstrzymania przesyłu rosyjskiego gazu przez Ukrainę, który zasila również słowacki system przesyłowy. Kilka dni po inauguracji budowy słowacki operator Eustream przedstawił jednak studium wykonalności projektu Eastring, który ma łączyć Słowację z Węgrami i dalej Rumunią i Bułgarią i którego elementem jest polsko-słowacki interkonektor. Eastring według Eustremu miałby stać się podstawą dywersyfikacji gazu w Europie Środkowo-Południowej. Projekt ten jest próbą ratowania przez Słowację pozycji ważnego miejsca przesyłu gazu ze Wschodu na Zachód po zamknięciu przesyłu rosyjskiego gazu przez Ukrainą, a zatem także Słowację. Warto dodać, że w tej koncepcji niekoniecznie kierunek przepływu gazu będzie biegł z Północy na Południe, ale całkiem realną alternatywą jest kierunek odwrotny. Co więcej, gaz wtłaczany do Bułgarii i zmierzający do Słowacji via Rumunia i Węgry byłby gazem rosyjskim tłoczonym nowo budowanym gazociągiem Turkish Stream. Okazuje się więc, że współpraca gazowa w naszym regionie mimo wspólnego mianownika, jakim jest deficyt infrastruktury nie jest łatwa, z uwagi na konkurencyjne do pewnego stopnia projekty zgłaszane przez poszczególne państwa.

Kto będzie głównym przesyłowym?

Jeśli tak miałoby się stać to połączenie Polska-Słowacja napotka na ten sam problem, jaki zidentyfikowano przy połączeniu Polska-Czechy. Jego istota sprowadza się do tego kto ma być eksporterem a kto importerem gazu? Wedle koncepcji polskiego rządu, a zatem także kontrolowanego przez rząd operatora, połączenia z Czechami i Słowacją mają służyć eksportowi gazu z Polski w stronę południową (a także wschodnią – w tym celu planuje się budowę połączenia z Ukrainą). W ten sposób narodowy operator, czyli Gaz System, mógłby zarabiać na usłudze przesyłu czy to z terminalu LNG czy z Baltic Pipe, a polski rynek zyskałby płynność i dodatkowe profity w postaci możliwości obniżenia opłat przesyłowych dla polskich odbiorców. Problem w tym, że również nasi południowi sąsiedzi mają aspiracje do budowy pozycji gazowych eksporterów, szczególnie że przez długie lata taką rolę pełnili znacznie efektywniej niż Polska, ponieważ zarabiali na przesyle znacznie więcej od nas. Na domiar złego, import przez Polskę gazu z Czech i Słowacji jest niemile widziany, ponieważ te kraje nie posiadają własnego gazu i jedynym gazem jakim mogą dysponować jest gaz rosyjski. Polski rząd nie po to chce budować nowe połączenia, aby dostać gaz z tego samego źródła.

Szczyt Inicjatywy Trójmorza w Bukareszcie, Rumunia, 18.09.2018. © Leszek Szymański (PAP)

Podstawowy dylemat – bezpieczeństwo czy rynek

I tu dotykamy kluczowego dylematu, jaki wiąże się z potencjalną rolą Polski jako gazowego hubu w Europie Środkowo-Wschodniej i roli w niej Trójmorza. Jeśli Polska będzie różnicować gaz ze względu na pochodzenie, trudno będzie jej zbudować pozycję gazowego hubu, ponieważ takie podejście mocno zakłóca zasady współpracy, jakie chcą przyjąć choćby pozostałe państwa V4. Niechęć do importu rosyjskiego gazu jest w Polsce zrozumiała i wynika także z planów dywersyfikacji gazu. Budowa terminala LNG czy połączenia z Norwegią wymagały podpisania wieloletnich kontraktów, które były niezbędnym zabezpieczeniem pod kredyt inwestycyjny. To oznacza, że w połączeniu z kontraktem jamalskim obowiązującym do 2022 r. polski lider gazowy PGNiG posiada w swoim portfelu zamówień dużą ilość gazu, którą musi sprzedać, żeby nie płacić kar. W konsekwencji otwarcie polskiego rynku na innych dostawców, przynajmniej do 2022 r. rodziłoby ryzyko, że PGNiG nie uplasuje zakontraktowanego gazu. Dlatego polskie władze w myśleniu o współpracy gazowej z państwami ościennymi myślą w kategoriach przede wszystkim „wypchnięcia” gazu, a nie jego importu. Taki jest efekt działania w logice bezpieczeństwa energetycznego, które każe podporządkować wolnorynkową współpracę, aby zrealizować plan budowy infrastruktury, która nie postałaby na wolnym rynku, a która jest niezbędna do osiągniecia optymalnego poziomu bezpieczeństwa dostaw gazu.

Stworzenie w Polsce hubu gazowego, czyli miejsca obrotu gazem dla całego regionu wymaga pełnego otwarcia polskiego rynku gazu, a więc traktowania gazu jako zwykłego towaru („commodity”), a nie strategicznego zasobu poddanego silnej regulacji. Tylko wtedy, kiedy gaz nie będzie różnicowany i będzie mógł swobodnie krążyć w obydwie strony między Polską a jej sąsiadami, nasz kraj masz szanse zarabiać na zwiększonym obrocie. Podkreślmy, że bezprecedensowy rozwój infrastruktury gazowej w Polsce jaki nastąpił w ostatnich latach zdecydowanie wzmocnił polskie bezpieczeństwo energetyczne. Tworzy to więc realną przestrzeń na zmianę paradygmatu z logiki bezpieczeństwa energetycznego na logikę czysto rynkową. Symbolicznym zakończeniem tego pierwszego etapu będzie rok 2022. Wówczas kończy się wieloletni kontrakt jamalski, na podstawie którego Polska odbierała rosyjski gaz. W 2022 r. ma być gotowy i rozbudowany terminal LNG w Świnoujściu, połączenie ze Słowacją, Litwą, Ukrainą i gazociąg Baltic Pipe.  Dodatkowo planowany jest dodatkowy terminal pływający w Gdańsku. Po zakończeniu tych inwestycji Polska będzie mieć modelową dywersyfikację szlaków dostaw, bo nie tylko zagwarantuje bezpieczeństwo energetyczne, ale będzie stanowiło realny zasób do odegrania istotnej roli w obrocie gazem w regionie. Polska będzie mieć bowiem zdolność pozyskania 50 mld m3 gazu rocznie, podczas gdy konsumpcja dziś wynosi 18 mld m3.

By zdolności przesyłowe były wykorzystane na eksport potrzebne jest jednak nie tylko zakończenie wspomnianych inwestycji, czy w pełni otwarcie polskiego rynku na import (dziś istotnym utrudnieniem jest ustawa magazynowa). Kluczowym pytaniem jest kwestia, czy polski system przesyłowy będzie bardziej atrakcyjny od konkurencyjnego – niemieckiego, gdzie istnieje płynna giełda gazu skąd można zaopatrywać się w gaz. Należy bowiem pamiętać, że zarówno Czechy, Słowacja, Ukraina, Węgry, Austria, jak  inne państwa na południu Europy będą mieć możliwość importu gazu nie tylko z Polski, ale również przez połączenia z naszym zachodnim sąsiadem, który budując gazociągi najpierw Nord Stream, a potem Nord Stream 2, ma ambicje do odegrania roli gazowego hurtownika dla dużej części europejskich odbiorców. O wyborze szlaku przesyłowego, przez który odbiorcy i hurtownicy gazu będą się zaopatrzać nie będzie decydowało to czy płynie w nim rosyjski czy inny gaz, ale przede wszystkim cena. Na cenę będzie się składać cena samego surowca, jak i opłat przesyłowych, czyli de facto „myta”, jakie firmy gazowe płacą za przesył punktu wejścia i wyjścia z systemu w ramach danego systemu przesyłowego gazu jego operatorowi. Szczególnie ta druga kwestia będzie istotnym problemem, ponieważ na opłaty przesyłowe wpływają przede wszystkim koszty, jakie ponosi operator przesyłowy odpowiedzialny za budowę gazociągów. Im więcej inwestycji, tym bardziej rosną koszty ponoszone przez operatora, co następnie przerzucane jest dla użytkowników sieci – firmy handlujące gazem – a ci przerzucają naturalnie na finalnych odbiorców. Kluczowe pytanie o atrakcyjność pozyskania gazu z Polski wiąże się z pytaniem jak bardzo wzrosną opłaty przesyłowe po wybudowaniu wszystkich planowanych inwestycji. Można przypuszczać, że Polska nie będzie atrakcyjnym miejscem zbycia gazu dla Czech czy Austrii, które mają dobrze rozwinięte połączenia z Niemcami i mogą importować gaz bezpośrednio z tego kraju. Bardziej realny jest eksport gazu na Słowację i Ukrainę, szczególnie po zamknięciu rosyjskiego przesyłu przez Ukrainę. Taki scenariusz oznacza, że wstrzymanie interkonektora Stork II może być ad calendas grecas, ponieważ nie będzie uzasadnienia ani z punktu widzenia bezpieczeństwa, ani rynkowego.

Należy podkreślić, że istotnym czynnikiem wpływającym na finansowy bilans inwestycji, jakie przeprowadza Gaz System, będzie zapotrzebowanie na gaz w regionie. Jeśli faktycznie znacząco ono wzrośnie, szanse na reeksport gazu z Polski będą realne. Jeśli tak się nie stanie, to istnieje ryzyko, że wybudowane rury będą „suche” i będą pełniły rolę jedynie dodatkowej polisy ubezpieczeniowej, która będzie kosztować polskich odbiorców gazu.

Podsumowanie

Przez ostatnie 30 lat głównym celem polityki gazowej Polski była dywersyfikacja dostaw, ponieważ byliśmy uzależnieni od dostaw z Rosji. To powodowało, że wstrzymywana była liberalizacja rynku, a priorytet otrzymały inwestycje w bezpieczeństwo energetyczne budowane przez polskiego operatora, ale gwarantowane wieloletnimi kontraktami polskiego lidera gazowego PGNiG. Już teraz Polska nie jest zależna od rosyjskiego gazu, a pełny komfort będzie odczuwać w 2022 r. kiedy to planowane jest oddanie budowanych połączeń międzysystemowych z sąsiednimi państwami. To oznacza, że od 2022 r. który zbiega się z zakończeniem kontraktu jamalskiego pojawia się możliwość zmiany paradygmatu i rozpoczęcie traktowania gazu jako zwykłego towaru. Jeśli planowane inwestycje w gazociągi wpisujące się w korytarz Północ-Południe mają się choćby częściowo spłacić, konieczne jest zbudowanie lepszej opinii Polski jako potencjalnego miejsca obrotu gazu, co wymaga pełnego otwarcia rynku gazu oraz zakończenia różnicowania gazu ze względu na pochodzenie. Należy jednak dodać, że podjęcie wszystkich niezbędnych kroków nie daje gwarancji, że Polska będzie zarabiać na przesyle. Po pierwsze, staje w rywalizacji z mającymi dużo silniejsze zasoby Niemcami. Po drugie, w regionie EŚW powstają, do pewnego stopnia, konkurencyjne projekty gazowe, które różnią się rozkładem korzyści. Nie jest przesądzone, że polska wizja współpracy w regionie okaże się najbardziej atrakcyjna, choć trudno mówić, że jesteśmy na straconej pozycji.

Wszystkie teksty (bez zdjęć) publikowane przez Fundacje Warsaw Institute mogą być rozpowszechniane pod warunkiem podania ich źródła.

TAGS: migration crisis, NATO, Belarus, Russia

 

Powiązane wpisy
Top