RAPORTY SPECJALNE

Data: 19 listopada 2020

Z dziejów białoruskiej rewolucji

9 sierpnia 2020 r. w Białorusi miały miejsce sfałszowane wybory prezydenckie, które oficjalnie zwyciężył rządzący krajem od 1994 r. Aleksandr Łukaszenka. Można powiedzieć, był to swego rodzaju moment przełomowy, po którym społeczeństwo białoruskie stwierdziło dość. Na niespotykaną wcześniej skalę naród białoruski postanowił wyrazić swoje niezadowolenie, rozpoczynając bezprecedensowe w swojej historii protesty, które przyciągnęły wzrok całego globu. Z tego powodu 24 sierpnia 2020 r., czyli po 15 dniach protestów, Warsaw Institute uruchomiło specjalny program #BelarusAlert, który dzień po dniu śledził i opisywał sytuację w tym kraju. Przez kolejne 63 dni monitorowaliśmy aktualne wydarzenia, demonstracje, reakcje władz i społeczności międzynarodowej, aż do 27 października 2020, czyli 78. dnia kryzysu i porażki „ultimatum” postawionego przez kontrkandydatkę Łukaszenki w wyborach prezydenckich – Swiatłanę Cichanouską. Sprawie białoruskiej poświęciliśmy również liczne wydarzenia i debaty, z których najistotniejszą był „Okrągły Stół w sprawie Białorusi” zorganizowany 30 września 2020 r. wraz z czołowymi polskimi ośrodkami analitycznymi. Efektem i konkluzją naszej dotychczasowej działalności jest niniejszy Raport. Oprócz całości tekstów z cyklu #BelarusAlert oraz sprawozdania ze wspomnianej debaty, przedstawia on również naszą ocenę dotyczącą samych protestów, okoliczności które do nich doprowadziły, białoruskich przemian demokratycznych, przyszłości Aleksandra Łukaszenki oraz całego kraju.

PODSUMOWANIE

BIAŁORUSKA REWOLUCJA: POCZĄTEK I KONIEC (?)

Grzegorz Kuczyński

Masowe protesty po sfałszowanych wyborach prezydenckich okazały się największym w historii niepodległej Białorusi ruchem sprzeciwu wobec władzy. Choć Alaksandr Łukaszenka utrzymał stery rządów, stracił mandat społeczny i ma przeciwko sobie większość Białorusinów. Utrzymuje się u władzy tylko dzięki lojalności struktur siłowych oraz poparciu Rosji: politycznym i ekonomicznym. Protesty powyborcze oznaczają definitywny koniec tego modelu reżimu, który Łukaszenka budował od połowy lat 90. XX w. Modelu opartego na milczącej akceptacji większości dla jego rządów w zamian za stosunkowo niski, ale stabilny poziom życia i socjalnego bezpieczeństwa. To coraz widoczniejsza niewydolność gospodarczego modelu (tzw. Łukanomika) oraz katalizator, jakim była pandemia koronawirusa i polityka władz wobec tego problemu, wywołały wybuch społecznego niezadowolenia. Tak naprawdę kryzys polityczny zaczął się jeszcze przed samymi wyborami.

ŹRÓDŁO: PEXELS/LINA KIVAKA

Początek kampanii wyborczej zbiegł się z wiosenną falą zachorowań na koronawirusa. Łukaszenka absolutnie zignorował pandemię. Polityka udawania, że wirusa nie ma, nie oznaczała, że ludzie na niego nie zapadali. W efekcie przyzwyczajeni do socjalnego modelu państwa Białorusini nagle poczuli się przez to państwo pozostawieni sami sobie. Dlatego protesty przybrały inny charakter, niż te po poprzednich wyborach. Stały się masowe, a demonstrantów o różnych poglądach politycznych, a nawet tych, którzy do tej pory w ogóle nie interesowali się polityką, połączył postulat odejścia Łukaszenki. Na nieszczęście prezydenta, to ogromne niezadowolenie mogło znaleźć sobie ujście na ulicy – właśnie z racji na rozpoczętą kampanię wyborczą. Pierwszym sygnałem ostrzegawczym dla Łukaszenki powinna być szokująco wysoka frekwencja na wiecach osób zamierzających ubiegać się o start w wyborach, w miejscach, gdzie zbierano podpisy na listach poparcia. Reżim uznał jednak, że uda się to zneutralizować stosując metody, które w przeszłości zdawały egzamin, czyli nie dopuszczając niektórych w ogóle do kandydowania, a niektórych wsadzając do aresztu pod różnego rodzaju zarzutami. To ostatnie dotknęło dwóch działaczy, których Łukaszenka mógł uznawać za najgroźniejszych rywali: WiktaraBabarykę, Walerija Cepkałę i Siarhieja Cichanouskiego. Wszystkich trzech postrzegał, nie bez racji, jako potencjalnych kandydatów mających jeśli nie wsparcie, to na pewno dobre kontakty w Moskwie. Należy bowiem w tym miejscu zaznaczyć, że kolejnym novum tegorocznych protestów, obok ich masowości, stało się pozytywne podejście demonstrantów, a już szczególnie ich liderów, do Rosji. Inaczej niż w poprzednich latach, opozycja nie ma narodowego, ocierającego się o nacjonalizm białoruski charakteru oraz jednoznacznej orientacji geopolitycznej (bliżej Zachodu, dalej od Rosji). Nic dziwnego, że niemal do końca kampanii Łukaszenka grał właśnie kartą rzekomego zagrożenia rosyjskiego, a nie zachodniego. Kulminacyjnym punktem było zatrzymanie 29 lipca 2020 w sanatorium pod Mińskiem kilkudziesięciu rosyjskich najemników. Zapewne udawali się oni, poprzez Białoruś, do jednego z krajów, gdzie działa Kompania Wagnera, a białoruskie służby doskonale o tym wiedziały. Jednak Łukaszenka postanowił przedstawić ich obecność jako przygotowania do puczu – pośrednio wskazując, że stoi za tym Moskwa. Prezydent zagrał va banque, chcąc zmusić Kreml do określenia faktycznego stosunku do wydarzeń na Białorusi. Krótki kryzys zakończył się rozmową telefoniczną Łukaszenki i Putina, podczas której białoruski przywódca zapewne usłyszał, że nie musi obawiać się niczego ze strony Rosji. Okazało się jednak, że eliminacja Cichanouskiego i Babaryki to za mało, choć wystawienie kandydatury żony blogera, czyli Swiatłany Cichanouskiej, Łukaszenka zlekceważył. Tymczasem na jej wiec w Mińsku 30 lipca przyszło ponad 60 000 ludzi. Frekwencja na spotkaniach kandydatów opozycji musiała wzmocnić obawy reżimu, bo jeszcze przed wyborami Łukaszenka wymienił rząd i szefów części struktur siłowych – wyraźnie przygotowując się na możliwość dużych powyborczych protestów.

Fałszowaniu wyborów sprzyjał oczywiście sposób ich przeprowadzenia – głosy oddawać można już było od 4 sierpnia do 8 sierpnia. Centralna Komisja Wyborcza ogłosiła 7 sierpnia, że frekwencja przekroczyła już 30 proc. Głównym dniem wyborów był 9 sierpnia. Startowało pięcioro kandydatów, ale od początku było wiadomo, że liczy się tylko dwójka: Łukaszenka i Cichanouska. Oficjalnie Łukaszenka dostał aż ok. 80 proc. głosów, zaś Cichanouska ok. 10 proc. (przy frekwencji 84 proc.). To oznaczało rozstrzygnięcie wyborów już w pierwszej turze. Oczywiście wszyscy spodziewali się sfałszowania wyników, ale skala poparcia, jakie rzekomo dostał Łukaszenka, była szokująco duża, wyglądało to wręcz na prowokację i jedynie wzmocniło protest. Reżim był przygotowany na demonstracje i w pierwszych dwóch dniach po głosowaniu bardzo brutalnie próbował stłumić protesty. Scenariusz miał być podobny jak przy poprzednich wyborach, gdy władze skutecznie dusiły protesty w największych miastach, głównie w Mińsku. Jednak tym razem to nie zadziałało. Brutalność milicji zmobilizowała ludzi jeszcze bardziej i już po kilku dniach okazało się, że siłowicy nie mają takich możliwości, by rozpędzać wielotysięczne tłumy. Co więcej, protesty okazało się masowe także w sensie geograficznym, ludzie wychodzili na ulice także w małych miasteczkach, nie tylko na zachodzie Białorusi, ale też w obwodach sąsiadujących z Rosją, dotychczas postrzeganych przez reżim jako „bezpieczne”. Okazało się, że Łukaszenka nie dysponuje takimi siłami, żeby zapanować nad protestami w całym kraju – tym bardziej, że do Mińska ściągnięto wcześniej wiele jednostek z innych rejonów. W tej sytuacji reżim musiał zmienić taktykę – milicja przestała atakować demonstrantów, siłowicy musieli przyjąć pasywną postawę. Co gorsza dla Łukaszenki, milczała Moskwa. Przez kilkanaście sierpniowych dni reżim dosłownie stał na skraju przepaści. Decydujące były dwie telefoniczne rozmowy Łukaszenki z Putinem (15-16 sierpnia) po których Rosja zadeklarowała pełne wsparcie dla białoruskiego reżimu włącznie z opcją wprowadzenia na Białoruś sił rosyjskiego MSW. Najwyraźniej doszło do porozumienia prezydentów. Z jednej strony Łukaszenka zatrwożony skalą protestów, zapewnił, że pójdzie na różne ustępstwa wobec Moskwy, z drugiej strony Putin też był zaniepokojony kryzysem u sąsiada i obawiał się, że sytuacja wymknie się spod kontroli, a nie mógł pozwolić na to, by władzę w sojuszniczym postsowieckim kraju zmieniała ulica – nawet gdyby ta władza wciąż była prorosyjska (jak choćby dwa lata temu w Armenii).

ŹRÓDŁO: FLICKR/NATALLIA RAK (CC BY-NC 2.0)

Po zmianie taktyki, ostatecznie Łukaszence udało się opanować sytuację. W pierwszej fazie milicja nadal unikała brutalności i ostrych represji wobec demonstrantów, aż w końcu skala protestów zaczęła się zmniejszać i jedynie w niedziele jeszcze było widać możliwości mobilizacyjne przeciwników reżimu. Jednocześnie władza rozprawiła się z dopiero formującym się kierownictwem ruchu protestów. Najszybciej pozbyto się z kraju Cichanouskiej, którą KGB zmusiło do emigracji na Litwę. Później uderzono w Radę Koordynacyjną, czyli powołany przez różne opozycyjne środowiska organ mający reprezentować przeciwników Łukaszenki w rozmowach z reżimem. Część członków kierownictwa wsadzono do aresztu, innych, jak na przykład Pawła Łatuszkę, zmuszono do wyjazdu z Białorusi. Następnym etapem było stopniowe zaostrzanie represji wobec ulicznych demonstracji, które niewątpliwie przyczyniło się do tego, że frekwencja na niedzielnych marszach zaczęła wyraźnie maleć. Wydaje się, że do wygranej Łukaszenki, przynajmniej taktycznej i na czas jakiś, przyczyniły się też błędy popełniane przez opozycję. Podkreślanie, że ruch sprzeciwu wobec Łukaszenki nie jest ruchem prozachodnim, a w Putinie demonstranci widzą wręcz protektora przed represjami reżimu, nic nie dało. Kreml i tak wspiera bratni autorytarny reżim, za to dla Zachodu (nie licząc może tylko Polski i Litwy) był to jasny sygnał, że nie warto zbyt mocno angażować się w tę sprawę. Właściwie sama Cichanouska dała alibi Berlinowi czy Paryżowi, żeby zbyt mocno nie naciskać na Łukaszenkę i potwierdziła, że Białoruś należy do rosyjskiej strefy wpływu – co tzw. stara Europa demonstracyjnie uszanowała (dowodem rozmowy telefoniczne Angeli Merkel czy Emmanuela Macrona z Putinem na temat Białorusi w początkowej fazie kryzysu). Wydaje się, że drugim poważnym błędem była niechęć do radykalizacji działań – zwłaszcza w tym czasie, gdy Łukaszenkę realnie można było obalić – a następnie mocno spóźnione „ultimatum”, jakie Cichanouska postawiła dyktatorowi. Zakończyło się ono spektakularną porażka, co było do przewidzenia, gdyż pod koniec października strajk generalny, który miał być odpowiedzią na niespełnienie przez Łukaszenkę postulatów opozycji (w tym podania się przez niego do dymisji), był zupełnie nierealny. Reżim zdążył wcześniej – wszak miał dużo czasu – zdusić próby oporu w dużych zakładach przemysłowych. To w sierpniu, najpóźniej we wrześniu była szansa na masową akcję strajkową, i to faktycznie mogłoby wywołać upadek tej władzy. Ale ówczesnych akcji strajkowych odpowiednio nie skoordynowano i nie wsparto. Za to Łukaszenka doskonale wiedział, że groźniejszy jest dla niego paraliż gospodarki, niż cykliczne wielotysięczne uliczne marsze.

ŹRÓDŁO: FLICKR/NATALLIA RAK (CC BY-NC 2.0)

Fiasko ultimatum Cichanouskiej można uznać za symboliczny koniec fali protestów związanych ze sfałszowaniem wyborów. Oczywiście do demonstracji będzie wciąż dochodziło, można oczekiwać różnych akcji pokazujących sprzeciw społeczny wobec Łukaszenki, a z drugiej strony coraz bardziej brutalnych działań milicji. Pokazując z jednej strony „chuliganów” opłacanych jakoby przez zachodnie służby, Łukaszenka będzie prowadził „dialog” z „konstruktywną” częścią opozycji. Zapowiedzią tego była zaskakująca wizyta dyktatora w areszcie KGB, gdzie spotkał się z częścią osadzonych tam działaczy opozycji. To zapewne przygotowanie pod uruchomienie procesu „reformy konstytucyjnej”, czego oczekuje od Łukaszenki Rosja. Zapewne białoruski przywódca będzie chciał jednak tu jak najdłużej imitować zmiany i opóźniał wypuszczenie na wolność działaczy, w których widzi potencjalnych „kandydatów Kremla” na jego następców. Można oczekiwać gry na czas Łukaszenki z Putinem, który chciałby w pewnej czasowej perspektywie doprowadzić jednak do zmian na Białorusi. Tyle, że dziś pozycję Łukaszenka wobec Moskwy ma nieporównanie słabszą, niż przed obecnym kryzysem.

Z racji na ścisłe związki Białorusi z Rosją, jest naturalne, że to właśnie ten zewnętrzny aktor odgrywa największą rolę w wydarzeniach białoruskich. Szczególnie, że inni poważni gracze akceptują fakt, iż Białoruś należy do rosyjskiej strefy wpływów. Sytuacja wygląda tu więc inaczej, niż miało to miejsce chociażby w przypadku Ukrainy w 2014 roku. Z tego też powodu rozwojem stanu rzeczy głównie zainteresowane są kraje sąsiednie. Oprócz nieukrywającej bezpośredniego zaangażowania po stronie Łukaszenki Rosji, przede wszystkim Litwa i Polska, jak też Ukraina. Co z innymi? Choćby Niemcami czy USA? Jeśli mowa o Berlinie, to próba otrucia Aleksieja Nawalnego wywołał tam większe oburzenie, niż sfałszowanie wyborów i represje Łukaszenki (obok setek aresztowanych i torturowanych także kilka ofiar śmiertelnych reżimu). Zresztą Merkel już na początku dała do zrozumienia, że uważa Białoruś za wyłączną strefę wpływów Rosji. Co do USA, to brak zaangażowania wynikał chyba bardziej z kampanii wyborczej w Ameryce oraz poczucia porażki polityki odwilży prowadzonej w ostatnich dwóch latach przez amerykańską dyplomację wobec Łukaszenki (choćby wizyta Mike’a Pompeo). Jeśli mowa o Zachodzie jako całości, to reakcja UE była mocno spóźniona i słaba. Początkowo nałożono tylko sankcje personalne na grupę urzędników białoruskich bezpośrednio odpowiedzialnych za fałszerstwa i represje. Zresztą i w tym wypadku był kłopot z decyzją, którą blokował Cypr. Dopiero w drugiej turze sankcji – uzgodnionej na początku listopada – zdecydowano się na czarną listę wciągnąć również samego Łukaszenkę.

Naturalne jest, że największe znaczenie dla sytuacji na Białorusi miała, ma i mieć będzie polityka Rosji. Tylko dzięki Kremlowi Łukaszenka przetrwał najgorszy kryzys. Polityką Moskwy wobec sąsiada kieruje kilka ważnych czynników. Jednym z nich jest oczywiście rodzaj solidarności autorytarnych przywódców (nawet jeśli osobiście Putin i Łukaszenka za sobą nie przepadają), ale kluczowa jest… geografia. Białoruś jest buforem oddzielającym Rosję od wschodniej flanki NATO, a więc i odsuwającym potencjalne zagrożenie od samej Moskwy. Białoruś jest kluczowym sojusznikiem Rosji na kierunku zachodnim. Lojalnym członkiem zdominowanych przez Moskwę postsowieckich struktur wojskowych, politycznych i gospodarczych, takich jak Państwo Związkowe Rosji i Białorusi, Organizacja Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (OUBZ), Eurazjatycka Wspólnota Gospodarcza czy Wspólnota Niepodległych Państw. Pod względem wojskowym Białoruś jest w istocie częścią przestrzeni strategicznej Rosji. Utrzymanie Białorusi jest dla Moskwy ważne z powodu obwodu kaliningradzkiego. Gdyby w Mińsku doszły do władzy siły dążące do integracji z Zachodem lub nawet opowiadające się za neutralnym statusem, znacząco pogłębiłoby to izolację najdalej na zachód wysuniętego regionu Federacji Rosyjskiej. Skomplikowałoby też wojenne plany Moskwy, która straciłaby atut w postaci grożenia NATO zajęciem „korytarza suwalskiego”. Wzmocniłoby to natomiast bezpieczeństwo państw bałtyckich i jest to na pewno jeden z powodów zdecydowanie antyłukaszenkowskiej i wspierającej opozycję polityki Litwy. Prawdopodobnie rosyjski plan dla Białorusi przewidywał, że wybory wygra Łukaszenka, ale będzie bardzo osłabiony dobrym wynikiem opozycji, a więc bardziej skłonny do ustępstw. Skala protestów zaskoczyła Kreml podobnie jak Łukaszenkę. Dopiero 27 sierpnia Rosja zadeklarowała jednoznacznie wsparcie, także siłowe dla reżimu. Po serii telefonicznych rozmów, 14 września doszło do pierwszego po białoruskich wyborach spotkania Putina z Łukaszenką (Soczi) – wtedy zapadły główne ustalenia odnośnie warunków dalszej współpracy.

ŹRÓDŁO: KREMLIN.RU

Właśnie tych ustaleń najbardziej obawiają się Litwa czy Polska. Z punktu widzenia Wilna i Warszawy, głównym kryterium oceny wydarzeń na Białorusi jest wzmocnienie lub osłabienie tam wpływów rosyjskich. Obecna sytuacja wskazuje na to drugie. Dlatego Polska i Litwa, lobbując na forum unijnym na rzecz pomocy opozycji i za sankcjami wobec reżimu, również samodzielnie są bardzo aktywne. To te dwa kraje stały się schronieniem dla liderów opozycji. Należy pamiętać o historycznych sentymentach łączących Litwę, Polskę i Białoruś (ale też Ukrainę w pewnej mierze), ale jednak kluczowe są kalkulacje dotyczące bezpieczeństwa militarnego. Powolne wchłanianie Białorusi przez Rosję, a nawet samo zwiększenie obecności wojskowej Moskwy na białoruskim terytorium musi wpływać na militarne plany NATO. Jednak pojawienie się dużych sił rosyjskich na Białorusi najbardziej pogorszyłoby strategiczne położenie Ukrainy, wydłużając znacznie potencjalny front konfliktu z Rosją. Kijów widzi w kryzysie białoruskim groźbę zwiększenia wpływów rosyjskich w tym kraju, a co za tym idzie, wzrost zagrożenia dla państwa ukraińskiego. Do tej pory Ukrainie udawało się utrzymywać całkiem dobre stosunki z Łukaszenką, który postanowił grać rolę mediatora między Kijowem a Moskwą. Jednak obecny kryzys na Białorusi wpłynął na pogorszenie relacji reżimu białoruskiego z Ukrainą. Choć początkowo Kijów zachowywał daleko posuniętą wstrzemięźliwość wobec wydarzeń u północnego sąsiada, szybko się to zmieniło – gdy Łukaszenka nie wydał zatrzymanych wcześniej wagnerowców ściganych przez Ukrainę za udział w walkach w Donbasie, a następnie zaczął krytykować władze w Kijowie. W efekcie Ukraina de facto przyłączyła się do wspólnego frontu państw unijnych odrzucających legitymację wyborczą Łukaszenki. Jednak Niemcy czy Francja po ukraińskich doświadczeniach nie chcą mieć kolejnego „wschodniego” problemu na głowie. Stąd od początku kryzysu konsultacje z Putinem i chęć uzyskania gwarancji, że nie będzie rozlewu krwi i wkroczenia Rosjan na Białoruś. Wydaje się, że tylko na tym zależy większości zachodnich liderów. Choć z czasem także oni zaczęli dostrzegać, że nie ma już powrotu do czasów, gdy na Białorusi był taki spokój, że w wielu miejscach Europy wręcz zapomniano o istnieniu reżimu Łukaszenki.

Już nic na Białorusi nie będzie bowiem takie samo, jak jeszcze pół roku temu. Obecna fala protestów, choć stłumiona przez Łukaszenkę, jest początkiem końca tego reżimu. Jedyna niewiadoma dotyczy długości trwania reżimu. Łukaszenka stracił definitywnie poparcie większości białoruskiego społeczeństwa i może rządzić już wyłącznie dzięki sile. Doskonale zdaje sobie z tego sprawę Rosja. To stawia Kreml przed niełatwym wyborem. Obalenie autokratycznego sojusznika byłoby złym przykładem dla innych i dowodem na nieskuteczność polityki rosyjskie i to w najbliższym sąsiedztwie. Z drugiej strony podtrzymywanie Łukaszenki oznacza coraz większe koszty polityczne i ekonomiczne dla Rosji. Z pewnością więc to stanowisko Moskwy będzie miało największy wpływ na to, jak długo jeszcze Białorusią rządził będzie Alaksandr Łukaszenka. Rządził zaś będzie zapewne dopóty, dopóki Moskwa nie zbuduje dla niego alternatywy. To z kolei otwiera szanse dla Polski czy Litwy, by już teraz szukały w białoruskiej opozycji, ale też obecnej nomenklaturze mniej lub bardziej jawnych sprzymierzeńców. To się przyda, gdy trzeba będzie układać relacje z nową władzą na Białorusi.

ŹRÓDŁO: PEXELS/ARTEM PODREZ

OKRĄGŁY STÓŁ W SPRAWIE BIAŁORUSI:

SPRAWOZDANIE Z DEBATY

Warszawa, 30.09.2020

ŹRÓDŁO: WARSAW INSTITUTE

Obserwując bieg toczących się w Białorusi wydarzeń, 30 września 2020 r. Fundacja Warsaw Institute zorganizowała „Okrągły Stół w sprawie Białorusi”. Przedstawiciele wiodących polskich ośrodków analitycznych i think-tanków spotkali się, by omówić kwestie kluczowe dla Polski i Europy Środkowo-Wschodniej w świetle wydarzeń za wschodnią flanką NATO oraz przeanalizować możliwości wpływu organizacji międzynarodowych na wsparcie ruchów prodemokratycznych. W debacie udział wzięli:

  • Janusz Tomaszewski, przedstawiciel Biura Bezpieczeństwa Narodowego
  • Ambasador Jerzy Marek Nowakowski, były przedstawiciel Rzeczypospolitej Polskiej na Łotwie oraz w Armenii, afiliowany przy Instytucie Studiów Wschodnich
  • Jan Strzelecki, analityk Polskiego Instytutu Ekonomicznego
  • Marek Wróbel, Prezes Fundacji Republikańskiej
  • Anna Dyner, analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych
  • Wojciech Konończuk, Zastępca Dyrektora Ośrodka Studiów Wschodnich
  • Paweł Musiałek, Dyrektor Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego
  • Tomasz Grosse, ekspert Warsaw Institute, wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego;
  • Grzegorz Kuczyński, Dyrektor Programu Eurasia w Warsaw Institute

Specjaliści omówili zarówno kwestie bezpieczeństwa militarnego Polski i regionu wobec zwiększającej się obecności wojsk rosyjskich w Białorusi, możliwości jakimi dysponuje Polska w zakresie wsparcia białoruskich ruchów demokratycznych oraz mocne i słabe strony organizacji międzynarodowych wobec dynamicznej sytuacji na wschodzie Europy.

ŹRÓDŁO: WARSAW INSTITUTE

Pierwszy blok debaty zatytułowany „Sprawa białoruska a bezpieczeństwo militarne Polski i regionu”poruszył następujące kwestie:

  • Reakcja polskich sił zbrojnych oraz armii państw Grupy Wyszehradzkiej i NATO na coraz agresywniejszą retorykę Aleksandra Łukaszenki
  • Przerzut wojsk białoruskich na granicę z Polską
  • Wspólne ćwiczenia wojskowe z Rosją
  • Możliwość militarnej interwencji Władimira Putina

Podsumowując pierwszą część spotkania, eksperci zarekomendowali, by Polska oraz Unia Europejska poparły Stany Zjednoczone w jednoznacznym sprzeciwie wobec stałych baz armii rosyjskiej na terenie Białorusi. Powinno się to jednak odbyć przy zachowaniu pełnej równowagi dyplomatycznej, by nie dawać Rosjanom pretekstu do powtórzenia scenariusza krymskiego. Ponadto, eksperci przestrzegli przed użyciem sankcji ekonomicznych wobec reżimu Łukaszenki, gdyż sankcje nałożone na Białoruś w pewnym sensie byłyby obciążeniem również dla Rosji, która w konsekwencji musiałaby zwiększyć subsydia dla Mińska; oznaczałoby to zbędną prowokację wobec Władimira Putina. Stwierdzono, iż zwiększone zaangażowanie Rosji w politykę białoruską nieuchronnie oznacza jej zwiększoną aktywność militarną w regionie. Polska powinna zatem przygotować się na pojawienie nie tylko pogranicznych prowokacji o charakterze wojskowym, lecz również zagrożenia cybernetycznego i hybrydowego. Polska nie powinna jednak demonstracyjnie dążyć do wykorzystania obecnego kryzysu za wschodnią granicą do rozbudowy potencjału czy infrastruktury wojskowej NATO na swoim terytorium, ponieważ Łukaszenka i Putin wykorzystaliby to do wzmacniania obecności militarnej Rosji na Białorusi.

Drugi blok dyskusji – „Wsparcie Białorusi w obliczu przemian demokratycznych” – skupił się na następujących zagadnieniach:

  • Metody wsparcia ruchów demokratycznych oraz pobudzenie białoruskiej gospodarki
  • Integracja Mińska z Zachodem
  • Nieefektywność kluczowych organów międzynarodowych w obliczu narastających sporów na Białorusi
  • Konflikt interesów członków Unii Europejskiej
  • Międzynarodowe mechanizmy nacisku

Eksperci zarekomendowali oficjalne sporządzenie nowego Planu Marshalla adresującego kwestie ekonomiczne Białorusi oraz implementację rządowego programu wsparcia polskich firm działających w tym kraju, by przyczynić się do rozpędu lokalnej gospodarki. Celem zwiększenia aktywności przedsiębiorczej Polaków na Białorusi, rząd powinien brać na siebie część ryzyka w ramach np. subsydium pomocowego. Eksperci pozytywnie ocenili również dotychczasowe działania Polski, takie jak otwarcie granic, czy zapraszanie studentów. Powinno się jednak dodatkowo poszerzać współpracę regionalną o praktyki, które funkcjonowały w przeszłości – takie jak nauka nowoczesnej kultury medialnej. Należy też podkreślać, w jaki sposób Białoruś może zyskać na zacieśnionej współpracy z Zachodem, szczególnie w kwestiach politycznych oraz gospodarczych. Bliższe relacje zaplecza intelektualnego i akademickiego są również wskazane – jako pierwszy krok zasugerowano wsparcie ruchu Ciechanouskiej w sporządzeniu programu przemian demokratycznych. Specjaliści zaproponowali także uczestnictwo Białorusi w formatach takich jak Grupa Wyszehradzka, Inicjatywa Trójmorza, Trójkąt Lubelski czy Partnerstwo Wschodnie, celem większej integracji ze społecznością międzynarodową, kładąc nacisk na formę obserwatora.

Reasumując, uczestnicy obrad doszli do wniosku, że Polska powinna wykorzystać swoją pozycję jednego z głównych celów emigracji Białorusinów poprzez umacnianie integracji sfery instytucjonalnej, akademickiej oraz naukowej. Co więcej, jako bezpośredni sąsiad oraz jeden z głównych partnerów handlu międzynarodowego, Polska ma szansę odegrać kluczową rolę w kształtowaniu kultury wolnego rynku na Białorusi. Współpraca oraz pomoc powinny skupiać się na zacieśnianiu relacji zarówno społecznych, politycznych, jak i gospodarczych, jednak zawsze z poszanowaniem woli Białorusinów o zachowaniu odrębności instytucjonalnej oraz kulturowej.

#BelarusAlert

REWOLUCJA DZIEŃ PO DNIU

ŹRÓDŁO: WARSAW INSTITUTE

Poniżej przedstawiamy zbiór tekstów wchodzących w skład naszego dedykowanego programu analitycznego #BelarusAlert, będącego efektem pracy ekspertów Warsaw Institute, którzy począwszy od 24 sierpnia 2020 przez ponad 60 dni śledzili białoruskie protesty, reakcje opinii międzynarodowej oraz działania reżimowych władz.

Koncepcja opracowania analitycznego powstała dzięki dofinansowaniu ze środków Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich 2019.

 

Ten materiał powstał dzięki współpracy z Narodowym Instytutem Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.

 

 

All texts published by the Warsaw Institute Foundation may be disseminated on the condition that their origin is credited. Images may not be used without permission.

Powiązane wpisy
Top