THE WARSAW INSTITUTE REVIEW
Data: 12 marca 2018 Autor: Cezary Kaźmierczak
Polska gospodarka – trudności i perspektywy
Gospodarka jest nierozerwalnie związana z polityką. Wszyscy bowiem uczestnicy rynku, zarówno przedsiębiorcy, jak i konsumenci, funkcjonują w ramach ściśle określonych uwarunkowań prawnych, o których decyduje nie kto inny, tylko właśnie politycy.
Na życie gospodarcze wpływają również stosunki z innymi państwami na arenie międzynarodowej – w tych kwestiach inicjatywą dysponują też reprezentanci narodu zarządzający krajem. Ten bardzo ścisły związek między polityką a gospodarką jest znakomicie widoczny na przykładzie Polski. W tej chwili jest ona państwem bogatym, jeśli za punkt odniesienia przyjmiemy cały glob. Wystarczy jednak zawęzić perspektywę do państw europejskich albo tych, które w uproszczeniu nazywamy rozwiniętymi, by spostrzec, że Polska jest – w tej właśnie skali – państwem średniozamożnym. Jest to skutek oddziaływania wielu czynników – od tych niezwiązanych bezpośrednio z polityką, przez te wynikające z podejmowanych na szczeblu rządowym decyzji o charakterze stosunkowo doraźnym, aż do wielkich ruchów na geopolitycznej mapie świata. Zrozumienie procesów, które zachodziły w ciągu ostatniego stulecia w Polsce, jest konieczne, by móc pojąć nie tylko bieżącą sytuację gospodarczą naszego kraju, ale również przewidywać jego ewentualny potencjał.
Poziom zamożności Polski
Rozważania należy zacząć od twardych faktów. Według danych OECD za rok 2016, Polska jest piętnastą, pod względem wielkości (mierzonej PKB), gospodarką na świecie. Wyprzedzają nas nie tylko potęgi takie jak Stany Zjednoczone, Niemcy czy Wielka Brytania, ale również państwa znaczące, acz dalekie od pozycji mocarstwowej, choćby Hiszpania czy Australia. Polska ma oczywiście wyższy nominalny PKB niż państwa znacznie od niej zamożniejsze, takie jak np. Norwegia, co wynika naturalnie z większej liczby mieszkańców. Dużo gorzej jest, jeśli spojrzymy na przybliżony miernik poziomu zamożności państwa, tj. PKB per capita. Tutaj Polska zajmuje już pozycję średniaka (ok. 24,9 tys. dolarów w cenach stałych), i to raczej takiego, któremu grozi spadek na niższe pozycje, niż takiego, któremu wystarczyłby niewielki wysiłek, by dorównać najlepszym. Biedniejsze są m.in. Bułgaria, Rumunia, Łotwa czy Turcja, bogatsza jest zaś maleńka Estonia czy sąsiadujące z nami Czechy. Można byłoby zatem stwierdzić, że nie ma szczególnych powodów do zadowolenia, skąd w takim razie tezy, zgodnie z którymi Polska po roku 1989 osiągnęła ogromny gospodarczy sukces? I dlaczego co roku dowiadujemy się, że ponownie znajduje się w gronie państw o najszybszym wzroście gospodarczym w UE? Żeby odpowiedzieć na te pytania, należy, zgodnie z rekomendacją zawartą w pierwszym akapicie, przeanalizować procesy historyczne bezpośrednio wpływające na kondycję polskiej gospodarki w tym momencie.
Trzeba jasno zaznaczyć – Polska od 1989 r. cieszy się drugim, licząc od drugiej połowy XVIII w., a zarazem najdłuższym od tamtej pory okresem pełnej niepodległości. Pod koniec XVIII w. słabość ówczesnego państwa polskiego i jego niezdolność do reform, wynikające z rozpasania „szlacheckiej demokracji”, w połączeniu z przebiegłością polityczną i wrogim nastawieniem sąsiadów, pozwoliły Rosji, Prusom i Austrii na podzielenie się naszym terytorium. Polska w 1795 r. zniknęła z mapy świata i tylko dzięki postawie i harcie ducha Polaków substancja narodowa w postaci języka, kultury i tradycji przetrwała. Rozbiory wydarzyły się dawno temu, natomiast ich skutki ekonomiczne i społeczne widoczne są do dzisiaj. Potocznie mówi się bowiem o Polsce „A” i „B”, w ramach czego ta druga ma być tą o znacznie niższym poziomie rozwoju. Genezy tej dysproporcji doszukiwać się należy m.in. właśnie w rozbiorach – ziemie znajdujące się pod zaborem pruskim odznaczały się znacznie lepszą infrastrukturą i zagospodarowaniem niż tereny opanowane przez dwóch pozostałych zaborców. Nawet w tej chwili, jeśli spojrzymy na mapę z zaznaczoną siecią kolejową w Polsce, wyraźnie widać, że najgęstsza jest ona właśnie na terenach byłego zaboru pruskiego.
Rozwój gospodarczy państwa w dwudziestoleciu międzywojennym
Jak już wspomniano, w roku 1918 Polska odzyskała niepodległość. Państwo przejęte zostało od zaborców w kiepskim (poza ziemiami zaboru pruskiego) stanie gospodarczym i infrastrukturalnym. Poza postawą zaborców na taki stan rzeczy wpływ miała również I wojna światowa, podczas której – wskutek licznych grabieży – Polska straciła wiele dóbr. Dwudziestolecie międzywojenne (bo tak nazywamy okres następujący od odzyskania niepodległości do wybuchu II wojny światowej) było, w sensie gospodarczym, poświęcone przede wszystkim na odbudowę przemysłu, a realizowane programy ekonomiczne cechowały się ogromnym rozmachem (np. zbudowanie portu w Gdyni i uczynienie go największym na Bałtyku, zbudowanie zamieszkanego przez 6 mln ludzi Centralnego Okręgu Przemysłowego, którego zadaniem miało być zwiększenie potencjału przemysłowego Polski). W 1938 r. Polska była państwem zamożniejszym (PKB per capita) od krajów takich jak Portugalia, Hiszpania czy Grecja.
Konsekwencje zniszczeń II wojny światowej i gospodarki centralnie planowanej
Rozwój II Rzeczypospolitej został skutecznie zahamowany przez wybuch II wojny światowej, w czasie której Polska poniosła ogromne straty zarówno ludzkie, jak i gospodarcze. Według szacunków Biura Odszkodowań Wojennych, wielkość strat powstałych w wyniku niemieckiej okupacji wynosi ok. 650 mld dolarów (mniej więcej dwukrotność rocznego PKB Norwegii). Po wojnie Polska znalazła się w strefie wpływów Związku Sowieckiego. Nie dość zatem, że trzeba było odbudowywać infrastrukturę, zakłady, a niekiedy niemal całe miasta (tak jak w wypadku Warszawy), to dodatkowo socjalistyczny ustrój wiązał się z wprowadzeniem gospodarki centralnie planowanej, nacjonalizacją przemysłu, walką z inicjatywami prywatnymi. Dopiero w 1989 r., a konkretnie 4 czerwca, wskutek porażki komunistów w wyborach do sejmu kontraktowego w Polsce skończyła się epoka realnego socjalizmu. Niestety, naznaczyła ona polską gospodarkę na następne lata. Członkowie demokratycznej opozycji przejęli władzę nad państwem, w którym szalała hiperinflacja, panowała gospodarka niedoboru, a państwowe zakłady przemysłowe stawały się coraz bardziej niewydolne. W związku z transformacją polityczną niezbędna była również transformacja ekonomiczna – w Polsce przeprowadzono zatem bezprecedensowy zabieg polegający na zmianie systemu gospodarczego o 180 stopni, w warunkach parlamentarnej demokracji. Wiele wolnorynkowych i stabilizujących kurs waluty reform spowodowało intensywny rozwój gospodarki, nie obyło się jednak bez społecznych kosztów.
Po odzyskaniu niepodległości
Od 1990 do 2015 r. polski PKB per capita wzrósł ponad siedmiokrotnie i jest to wynik zdecydowanie najlepszy w Europie. Jednocześnie zarówno w momencie przeprowadzania reform, jak i w latach następujących później pojawiły się strukturalne problemy gospodarcze związane z przekształceniem gospodarki. Jednym z nich było wysokie bezrobocie – sięgające od kilkunastu procent w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych do niemal dwudziestu procent na początku XXI w.
W tej chwili Polska cechuje się gospodarką wolnorynkową, rekordowo niskim bezrobociem (6,9 proc. we wrześniu 2017 r.), stabilnym tempem wzrostu PKB (wg szacunków ok. 3,7 proc. w 2017 r.) i dobrymi perspektywami na najbliższą przyszłość. Podstawową siłą rodzimej gospodarki jest prężnie rozwijający się sektor mikro, małych i średnich przedsiębiorstw, który odpowiada za wytwarzanie ponad 60 proc. polskiego produktu krajowego brutto. Według Eurostatu, polski PKB wytwarzają przede wszystkim przedsiębiorstwa handlowe i transportowe, przemysłowe oraz budownicze. Stosunkowo niski jest udział rolnictwa (3,4 proc.), ale również przedsiębiorstw działających w sektorze takim jak informacja i komunikacja (3,5 proc.). Nasi przedsiębiorcy chętnie handlują z partnerami z zagranicy (możemy pochwalić się nadwyżką w bilansie handlu międzynarodowego), a polskie produkty są doceniane na świecie. Wydaje się zatem, że dysponujemy wszelkimi atutami, by w ciągu najbliższych kilkudziesięciu lat dogonić najzamożniejsze państwa w Europie. A taka jest podstawowa ambicja Polaków, zwłaszcza po przystąpieniu do Unii Europejskiej, gdy cała rzesza młodych ludzi mogła w końcu zacząć bez przeszkód podróżować na Zachód i porównywać poziom swojego życia do poziomu życia rówieśników z innych państw.
Strukturalne problemy polskiej gospodarki
Niestety, Polska gospodarka wciąż zmaga się z kilkoma podstawowymi problemami strukturalnymi, które w perspektywie najbliższych lat mogą mieć kluczowe (negatywne) znaczenie dla jej rozwoju. Po pierwsze, znajdujemy się w fatalnej sytuacji demograficznej. Jest to kłopot wspólny dla państw Unii Europejskiej, w Polsce jednak wyczuwalny przede wszystkim. Nie tylko dlatego, że mamy jeden z najniższych współczynników dzietności na świecie, ale również dlatego, że nie dysponujemy odłożonym kapitałem, który mógłby złagodzić koszty większych obciążeń budżetowych związanych z wydatkami na system emerytalny.
Po drugie, polska gospodarka jest w znacznym stopniu przeregulowana. Powstaje u nas zbyt wiele prawa, które jest całkowicie niepotrzebne dla zdrowego funkcjonowania rynku, a jedynie krępuje ruchy przedsiębiorców, którzy chcieliby się rozwijać jeszcze dynamiczniej, muszą jednak spędzać długie godziny na czytaniu kolejnych nowelizacji ustaw.
Po trzecie w końcu, istnieje poważne ryzyko wpadnięcia w pułapkę średniego rozwoju, spowodowane tym, że w konkurencji z innymi państwami (a konkurencja w warunkach globalizacji odbywa się nie tylko o ręce do pracy, ale również o całe firmy, ergo – wpływy budżetowe z tytułu płaconych przez nie podatków), nie sięgamy po jedyne atuty, którymi możemy dysponować. Jak przedstawiono wyżej – gdy państwa Zachodu bogaciły się i korzystały z dobrodziejstw boomu spowodowanego wprowadzeniem w życie podstawowych zasad gospodarki wolnorynkowej, Polska albo nie istniała jako byt polityczny, albo swoją państwowość musiała budować, albo była niszczona w trakcie wojny, albo znajdowała się w sowieckiej strefie wpływów. W takiej sytuacji nie mamy jak konkurować kapitałem, know-how czy wynalazkami – nie było kiedy tych zasobów w Polsce wytworzyć i zakumulować.
Jedyne, co możemy zrobić, to konkurować prawem i instytucjami, tak by ludzie chcieli się w Polsce osiedlać oraz by firmy dostrzegały korzyści wynikające z przeniesienia swojej działalności do Polski. Dogonienie Zachodu pod względem poziomu zamożności będzie możliwe jedynie wówczas, gdy te trzy problemy zostaną rozwiązane, chociaż tak naprawdę dwa pierwsze są konsumowane przez trzeci. Jeśli Polska umiejętnie zidentyfikuje potencjalne przewagi konkurencyjne względem innych państw, a następnie przystąpi do ich konsekwentnego wykorzystywania, istnieje duża szansa, że w ciągu najbliższych dekad dołączy do grona najbogatszych państw w Unii Europejskiej. A wziąwszy pod uwagę to, że jeszcze dwadzieścia osiem lat temu byliśmy państwem na skraju załamania gospodarczego, potwornie zadłużonym za granicą, z podupadającym przemysłem i wiecznym niedoborem towarów konsumpcyjnych – byłoby to osiągnięcie wyjątkowe.
Wszystkie teksty (bez zdjęć) publikowane przez Fundacje Warsaw Institute mogą być rozpowszechniane pod warunkiem podania ich źródła.