Data: 22 marca 2021

Kolejna „mała zwycięska wojna” Putina? Tak, ale…

Rośnie napięcie w Donbasie – w ciągu trzech dni zginęło trzech ukraińskich żołnierzy. Oddziały separatystów podporządkowanych Rosji używają już ciężkiego uzbrojenia. Jednocześnie Moskwa podejmuje prowokacyjne decyzje na okupowanym Krymie. Wśród ekspertów nie brakuje opinii, że nowa eskalacja konfliktu z Ukrainą może być tym, do czego dąży Władimir Putin. Z powodów wewnętrznych.

ŹRÓDŁO:

Tradycyjnie już, gdy przed reżimem putinowskim piętrzą się kolejne problemy, czy to gospodarcze, czy polityczne na własnym krajowym podwórku, wracają spekulacje, czy Putin nie sięgnie po sprawdzone już narzędzie, które w przeszłości w podobnych sytuacjach dawało mu niesamowite wzrosty popularność w kraju. Czy to była II wojna z Czeczenią (1999), czy to napaść na Gruzję (2008), czy aneksja Krymu i inwazja w Donbasie (2014). Takie zagraniczne zbrojne awantury mają ratować notowania przywódcy, jednoczyć społeczeństwo wokół „atakowanej z zewnątrz” władzy i odwracać uwagę Rosjan od codziennych problemów. Tych zaś w tym roku nie brakuje. Pandemia koronawirusa utrwaliła stagnację gospodarczą (w skali makro) uderzając po kieszeni zwykłych ludzi (w skali mikro). Pokazała też, jak bardzo wyalienowany jest od społeczeństwa Putin i jego najbliżsi towarzysze. Do tego doszły problemy czysto polityczne: w kraju i za granicą. Na własnym podwórku jest problem z Nawalnym – tym groźniejszy, że za pół roku wybory parlamentarne. Na zewnątrz trzeba bronić Łukaszenki, stawiać czoła nowej rzeczywistości na Kaukazie po wojnie azerbejdżańsko-armeńskiej, a przede wszystkim spierać się z Zachodem.

Wesprzyj nas

Jeżeli przygotowane przez zespół Warsaw Institute treści są dla Państwa przydatne, prosimy o wsparcie naszej działalności. Darowizny od osób prywatnych są niezbędne dla kontynuacji naszej misji.

Wspieram

Ostatnia awantura wokół słów Joe Bidena na temat Putina potwierdza, że obecnie Rosja zaczyna być postrzegana na arenie międzynarodowej nie jako stabilny silny partner do rozmów, ale niemalże jako „rogue state”, które to określenie wcześniej głównie dotyczyło takich sojuszników Moskwy, jak Iran, Wenezuela czy Syria. Można by więc uznać, że skoro na arenie międzynarodowej nie ma nic do stracenia, tym łatwiej pójść na nową wojnę. Pytanie z kim i jaką. Jeśli mowa o regularnej, to tutaj najbardziej naturalnym celem staje się Ukraina. Jeśli hybrydową, to zagrożone czuć mogą się też Gruzja, ale i nawet kraje bałtyckie. Paradoksalnie, to nazwanie Putina „zabójcą” przez Bidena i wywołana tym dyplomatyczna wojna USA i Rosji zmniejsza znacząco prawdopodobieństwo nowej, zewnętrznej agresji Moskwy. Jeśli bowiem chodzi o czynnik mobilizowania i jednoczenia społeczeństwa wokół osoby przywódcy, to nie mogło trafić się nic lepszego niż wypowiedź Bidena. Wielu Rosjan odbierze atak na Putina jak atak na ich kraj. Taka jest już specyfika państwa, gdzie demokracja nigdy nie zadziałała naprawdę. Po drugie, retoryka prezydenta USA daje pretekst Kremlowi do jeszcze większego zaostrzenia represji w kraju, choćby wobec ruchu Nawalnego, ale też wszelkich niezależnych jeszcze mediów (w tym powiązanych z zagranicą) czy organizacji pozarządowych. Zmiana na stanowisku wiceszefa FSB zapowiada dokręcenie śruby opozycji. To właśnie będzie ta kolejna „mała zwycięska wojna” Putina: przeciwko części swoich rodaków. Cel? Już nie odbudowywanie poparcia. Na tym Putinowi już nie zależy, wie, że to niemożliwe. Chce tylko spacyfikować wszelkimi środkami zagrożenia czyhające na niego na krajowym podwórku.

Wszystkie teksty (bez zdjęć) publikowane przez Fundacje Warsaw Institute mogą być rozpowszechniane pod warunkiem podania ich źródła.

TAGS: 

 

Powiązane wpisy
Top