WYWIADY
Data: 10 kwietnia 2020
Iran: system na granicy wydolności
Iran jest jednym z najbardziej dotkniętych pandemią koronawirusa państwem na świecie. Władze przez długi czas nie decydowały się na drastyczne kroki za ważniejsze uznając manifest jedności narodu jakim było świętowanie 41. rocznicy utworzenia Islamskiej Republiki Iranu i wybory parlamentarne. Pomimo światowego kryzysu konflikt ze Stanami Zjednoczonymi również nie stracił na znaczeniu.
Zapraszamy do lektury wywiadu z Marcinem Krzyżanowskim, byłym Konsulem RP w Kabulu, a obecnie biznesmenem działającym w Iranie.
Artykuł został opublikowany na stronie internetowej The Warsaw Institute Review 10.04.2020 r.
Jarosław Walkowicz, The Warsaw Institute Review:
O Iranie w ostatnich miesiącach było dosyć głośno, szczególnie za sprawą zabicia przez siły USA człowieka numer dwa – Gen. Kasim Sulejmaniego. Dziś kraj stoi przed kolejną próbą – szerzeniem się pandemii COVID-19. Jaka jest geneza pandemii koronawirusa w Iranie? Kiedy zaczęto odnotowywać pierwszych zarażonych i czy wprowadzono jakiekolwiek środki zaradcze?
Marcin Krzyżanowski: Nie da się znaleźć jasnej i niepodważalnej odpowiedzi na pytanie o faktyczny początek epidemii koronawirusa w Iranie. Pierwsze oficjalne przypadki zarażenia COVID-19, dwa w tym samym czasie, zostały stwierdzone 19 lutego br. w mieście Qom, jednak należy przypuszczać, że w praktyce wirus dotarł do Iranu tą samą drogą, ale nieco wcześniej. Pacjentem zero był najprawdopodobniej irański przedsiębiorca, który wrócił z Chin. Iran ma bardzo rozbudowane relacje gospodarcze, w tym przede wszystkim handlowe, z Chinami. Przedsiębiorcy obojga narodowości intensywnie podróżowali, w Iranie była obecna duża grupa chińskich robotników i inżynierów pracujących przy wspólnych projektach, dość intensywny był też ruch turystyczny. Dodatkowym czynnikiem utrudniającym analizę początków epidemii jest fakt, że miał on miejsce w bardzo newralgicznym dla Iranu okresie. Irańska gospodarka znajduje się od dłuższego czasu w spowodowanym sankcjami kryzysie, w listopadzie 2019 r. w kraju odbyły się protesty paliwowe, zaś 3 stycznia Amerykanie zabili wspomnianego gen. Solejmaniego, co wzmocniło poczucie zagrożenia w kraju i było zarazem ciosem w wizerunek Iranu na świecie. Niedługo po tym miały miejsce dwa wydarzenia, które prawdopodobnie były kluczowe dla tak gwałtownego przebiegu epidemii w Iranie. 11 lutego kraj obchodził czterdziestą pierwszą rocznicę rewolucji islamskiej, której głównym, corocznym elementem są masowe wiece poparcia dla republiki islamskiej, a 21 lutego odbyły się wybory parlamentarne. Nie bez znaczenia jest też kwestia irańskich, czy ściślej mówiąc, szyickich tradycji religijnych, które wiążą się z wizytami i pielgrzymkami do tzw. emomzade , czyli sanktuariów zbudowanych wokół grobów szyickich imamów oraz członków ich rodzin. Tysiące ludzi tłoczą się w niewielkiej przestrzeni, całując przy tym kraty otaczające grobowiec. Niestety, początkowo nie wprowadzono żadnych środków zaradczych, poza ogólnikowymi ostrzeżeniami i zwracaniem uwagi na higienę. Obecnie działania rządu są bardziej zdecydowane – rośnie rola sił zbrojnych i milicji Basidż, wprowadzono ograniczone zakazy przemieszczania się, jednak większość komentatorów uznaje takie działania za spóźnione. Doszło nawet do kuriozalnych sytuacji, w których obywatele, na co dzień niechętni autorytarnemu reżimowi, zaczęli wzywać do podjęcia ostrzejszych działań.
Czy państwo i sami obywatele Iranu zdawali sobie sprawę z nadciągającej epidemii?
W okolicach wspomnianych wyborów parlamentarnych, gdy zarażonych w Iranie było już kilkadziesiąt osób, opinia publiczna zaczynała wykazywać pierwsze obawy, jednak zdecydowana większość Irańczyków raczej lekceważyła nowego wirusa, chociaż pojawiały się już pierwsze przypadki samoizolacji i ograniczenia aktywności zawodowej wśród handlowców. W kolejnych dniach diagnozowano kolejne przypadki zarażeń, w tym jeden w Araku, co było pierwszym dowodem na to, że wirus „wyszedł” poza Qom, które okazało się irańskim matecznikiem wirusa. W tym czasie coraz więcej Irańczyków zaczęło praktykować „social distancing,” coraz więcej lokali gastronomicznych zawieszało działalność, zaczęto wprowadzać ograniczenia w pracy banków i urzędów. Chociaż główny bazar w Teheranie pozostawał otwarty, to kwestia wirusa weszła na pierwsze strony gazet. Dominowały oczywiste w takich sytuacjach i powszechne w świecie zapewnienia o gotowości na wszelkie scenariusze i wezwania do zachowania spokoju. Do 27 lutego przyrost liczby zdiagnozowanych zakażonych był stosunkowo niewielki w liczbach bezwzględnych i wynosił 45-70 osób dziennie, co jednak oznaczało wzrost o ok. 40-60% każdego dnia. W kolejnych dniach nowe przypadki liczono już w setkach. Krzywa zakażonych wystrzeliła w górę po 4 marca. Oficjalne statystyki wskazują, że począwszy od 30 marca dobowa liczba nowych przypadków zaczęła spadać, jednak wciąż wynosi ok. dwa i pół tysiąca dziennie.
Czy irańscy decydenci starają się kontrolować lub ograniczać rozwój pandemii na terenie ich kraju?
Niewłaściwe zarządzanie na szczeblu krajowym spowodowane m.in. konfliktami między poszczególnymi grupami wpływu oraz uwikłanie Iranu w międzynarodowe konflikty skomplikowały reakcję rządu na zagrożenie koronawirusem, co zaowocowało niezwykle szybkim wzrostem zachorowań. Powszechnie uważa się, że początkowo władze zlekceważyły groźbę epidemii, co jednak nie odbiega od światowej normy w tym czasie. Jednakże, podczas gdy inne kraje dotknięte epidemią w końcu zaczęły wprowadzać znaczące ograniczenia w przemieszczaniu się, Iran przez długi czas nie robił nic. Z powodu oporu części duchownych i społeczeństwa dość późno, bo dopiero 16 marca zamknięto najważniejsze sanktuaria w Qom i Maszhadzie, co zresztą spowodowało niewielkie zamieszki po tym, jak tłum wiernych wdarł się siłą na dziedziniec świątyni. Dopiero po 25 marca wprowadzono oficjalne ograniczenia w przemieszczaniu się między miastami. Wcześniej władze ograniczały się do apeli o rozsądek, co w obliczu obchodzonego 21 marca irańskiego nowego roku przyniosło, delikatnie mówiąc, umiarkowany skutek. Z obawy o stan gospodarki Iran przyjął m.in. taktykę walki z wirusem opartą przede wszystkim na szybkim wykrywaniu wirusa i izolacji chorych oraz na próbach szybkiego znalezienia skutecznego leku. Pojawiały się też oczywiście odniesienia do tzw. odporności stadnej. Niestety, efekty podjętych działań na chwilę obecną są kiepskie. Rząd podjął jednak stanowcze kroki ukierunkowane na ratowanie gospodarki. Bardzo szybko zamrożono ceny, umożliwiono skorzystanie z wakacji kredytowych oraz zaproponowano inne rozwiązania. W ostatnich dniach ajatollah Chamenei zgodził się na uruchomienie rezerw walutowych i rozpoczęcie wypłat dla poszkodowanych przedsiębiorstw oraz osób, które w wyniku epidemii straciły pracę.
Media alarmują o fałszowaniu oficjalnych statystyk przez irański rząd, czy zatem jesteśmy w stanie oszacować ilu w rzeczywistości jest zarażonych i zmarłych?
Nie da się wykluczyć ich zaniżania, ale raczej nie jest to element szerszej, całościowej polityki. Oficjalne statystyki mówią o ok. 55 tysiącach zarażonych i ok. 3400 zmarłych. Szacunki oscylują wokół odpowiednio 78 tysięcy i 6 tysięcy. Różnice są znaczne, ale nie na tyle, by zmienić obraz sytuacji. Irańskim statystykom daleko do najwyższych standardów, a irańska administracja nie jest w pełni transparentna, lecz nie doszukiwałbym się akurat w tym przypadku spisku albo celowego i systemowego działania. Władze otwarcie przyznają, że sytuacja jest bardzo ciężka, a system dogorywa na granicy wydolności. Osobiście skłaniam się do przyjęcia wersji pośredniej, pomiędzy oficjalnymi statystykami, które mogą być zaniżone, a tymi podawanymi przez wrogie reżimowi media, które z kolei mogą być zawyżane.
Czy irańskie władze obecnie kontrolują sytuację społeczną i gdzie w tym wszystkim swoją rolę odgrywa Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej?
Władze kontrolują sytuację społeczną , chociaż liczba niezadowolonych z sytuacji w kraju systematycznie rośnie. Regularnie dochodzi do zamieszek. Należy jednak pamiętać, że idea republiki islamskiej, uosabianej przez Rahbara ajatollaha Chamenei’ego cieszy się bardzo dużym poparciem społecznym, często motywowanym religijnie. Od 1979 r. Iran zmaga się ze, skądinąd uzasadnionym, syndromem oblężonej twierdzy. Poczucie zagrożenia z zewnątrz jest wśród zwolenników republiki islamskiej bardzo silne. Sepah, czyli właśnie Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej wraz z podległą mu paramilitarną milicją Basidż ma za zadanie, jak sama nazwa wskazuje, strzec rewolucji. W miarę upływu czasu Sepah urósł do rangi czegoś, co można nazwać kompleksem militarno-przemysłowym o podbudowie religijno-politycznej. Pod tym dość zawiłym określeniem kryje się skomplikowany system wzajemnych powiązań rodzinnych i biznesowych, dla którego istnienie republiki islamskiej jest podstawą egzystencji. Od czasów wojny z Irakiem wpływ Korpusu systematycznie rósł, by za prezydentury M. Ahmadineżada osiągnąć szczyt. Obecnie Korpus za pośrednictwem fundacji religijnych oraz kontrolowanych przez siebie firm kontroluje lwią część irańskiej gospodarki. Korpus jest więc zarówno obrońcą reżimu, jak i uprzywilejowanym beneficjentem jej istnienia.
Cofnijmy się teraz o pół roku wstecz. W Iranie w listopadzie 2019 r. wybuchły protesty spowodowane podwyżką cen paliw, które trwały z przerwami aż do stycznia 2020 r. W tym czasie władza nie tylko krwawo je tłumiła, ale też wprowadziła ograniczenia w przestrzeni publicznej tj. takie jak blokada Internetu czy zakaz odwiedzin grobów zmarłych protestujących. Jak w tym kontekście wygląda obecna relacja władza – społeczeństwo?
Zależy o której warstwie, czy też grupie społecznej, mówimy. Społeczeństwo irańskie jest mocno i bardzo głęboko podzielone. Republika islamska ma zarówno swoich fanatycznych zwolenników, jak i zaprzysięgłych wrogów. Ma również taktycznych sojuszników, jak i taktycznych przeciwników. Gdzieś pomiędzy tymi „aktywnymi” grupami znajduje się bardzo pokaźna grupa ludzi, którzy nie są zaangażowani emocjonalnie w politykę i kierują się w ocenach swoimi doraźnymi interesami. Istnieje też spory odsetek społeczeństwa, które popiera republikę islamską, ale jest niechętna obecnym władzom, które w ich mniemaniu „zdradziły rewolucje.” Rozprawiając trzeba pamiętać, że rewolucja była ruchem irańskim. Rewolucji nie „importowano”, lecz była produktem irańskim. Jest też pokaźna grupa osób zupełnie biernych politycznie itp. To pewne, że polaryzacja irańskiego społeczeństwa rośnie. Rośnie również alienacja grup niechętnych republice, które żyją „obok” niej. Jednocześnie władze konsolidują poparcie ze strony zwolenników obecnego porządku.
A jak kształtuje się obecnie konflikt USA – Iran, zaogniony w styczniu tego roku? Czy państwa kontynuują spór na stopie militarnej, czy zmieniły one wykorzystywane narzędzia?
Na to pytanie odpowiedź jest wyjątkowo krótka – nic się nie zmieniło . Iran wciąż wspiera lokalne milicje w Iraku, Syrii i Jemenie, wciąż buduje swoje wpływy polityczne w regionie, wykorzystując niekinetyczne formy wpływu. USA wciąż usiłują zdusić Iran gospodarczo, by ograniczyć jego możliwości oraz przeciwdziałać aktywności Teheranu na międzynarodowej płaszczyźnie politycznej.
Dlaczego irańscy decydenci oskarżają USA o spowodowanie kryzysu związanego z koronawirusem w ich kraju? Czy o zarażenie Irańczyków koronawirusem oskarżają kogoś jeszcze?
Można retorycznie zapytać: a kogo mają oskarżać, jeśli nie największego wroga, zwłaszcza w sytuacji, w której prawdziwym winowajcą jest jeden z niewielu sojuszników? To przysłowiowa Realpolitik, której częścią jest propaganda lub, w zależności od strony barykady, polityka informacyjna. Warto jednak w tym miejscu zauważyć, że oskarżenia wobec USA są, jak na warunki irańskie, dość powściągliwe i adresowane raczej do grupy gorących zwolenników reżimu. Oczywiście nie brak w Iranie zwolenników teorii spiskowych, ale ich odsetek nie odbiega od światowej normy. Poza niewielkimi wyjątkami narracja na temat epidemii raczej pomija kwestie przyczyn i źródeł, koncentrując się na bieżącej sytuacji i przeciwdziałaniu skutkom epidemii. Oczywiście media przedstawiają działania rządu w dobrym świetle i nie ma w nich zbyt wiele miejsca na krytykę jego poczynań.
Jaką postać przybiera propaganda skierowana do obywateli oraz dezinformacja wysyłana w świat przez Teheran?
Nie używałbym terminu „dezinformacja”, a jeśli już, to nie ograniczałbym jego stosowania tylko do Iranu. Iran jest jedną ze stron w regionalnym konflikcie i podobnie jak pozostali jego aktorzy stara się uwypuklać grzechy swoich przeciwników, umniejszając lub wręcz pomijając swoje, jednocześnie stawiając się w roli pokrzywdzonego i obrońcy uciśnionych. Oczywiście nie stawiam tu znaku równości pomiędzy poważnymi i relatywnie niezależnymi mediami z np. Europy, a poddawanymi różnym ograniczeniom mediom irańskim, ale, wbrew komunikatom płynącym z Rijadu i Waszyngtonu, Iran nie jest złem absolutnym.
Jeśli chodzi o propagandę wewnętrzną, to jest ona oparta przede wszystkim na przypominaniu krzywd, jakich Iran doznał ze strony najpierw Brytyjczyków, potem USA. Poczesne miejsce w przekazie zajmuje operacja Ajax, czyli obalenie przez MI6 i CIA premiera Mosaddeqa , popełniane przez cesarską tajną policję SAVAK zbrodnie, zepsucie i korupcja rządów cesarskich oraz ogólnie amerykański imperializm. Kluczowym elementem przekazu jest jednak napaść Saddama Husajna na Iran w 1980 r. i toczona przez kolejne lata wojna, nazywana w oficjalnych komunikatach „narzuconą wojną,” lub „świętą obroną.” Iran walczył wtedy osamotniony przeciwko wspieranemu zarówno przez blok zachodni, jak i komunistyczny Irakowi. Podkreśla się wysiłek narodu, ukierunkowany na obalenie cesarstwa oraz „zdradę” USA, które złamały tzw. porozumienie atomowe. Amerykańskie sankcje są dla reżimu kontynuacją amerykańskiej agresji wymierzonej w Iran oraz przykładem imperializmu. Często zestawia się politykę amerykańską z polityką Wielkiej Brytanii przed II wojną światową.
Gdzie w tym wszystkim możemy umiejscowić ataki irańskich hakerów na różne instytucje państwowe oraz międzynarodowe, w tym WHO? Dlaczego robią to w tak trudnym dla całego świata momencie?
Możemy je najprawdopodobniej umiejscowić w ramach standardowej działalności wywiadowczej. Ataki, o których mowa, to próby włamania się na konta mailowe pracowników WHO. Skoro o nich wiemy, to oznacza, że były dość nieudolne albo celowo nagłośnione. Z dostępnych informacji wynika , że jest możliwe, że nie miały na celu destabilizacji pracy WHO, a dyskretne zbieranie informacji wywiadowczych. Oczywiście jest to działanie co najmniej kontrowersyjne, ale jakkolwiek brzmi to brutalnie, polityka międzynarodowa nie zna litości, a wiedza to potęga. Nie chciałbym stawiać się tu w roli adwokata Iranu, ale naiwnością byłoby sądzić, że tylko Teheran stara się czytać maile pracowników organizacji międzynarodowych.
Czy widzi Pan szansę na odwilż w relacjach Iranu z USA?
Obecnie nie ma na to żadnych szans. Obie strony – zarówno USA, jak i Iran, nie ufają sobie i oskarżają wzajemnie o odpowiedzialność za bałagan na Bliskim Wschodzie. Na zmianę polityki wewnętrznej też nie ma co liczyć. Musimy pamiętać, że Teheran jest stroną w kompleksie konfliktów bliskowschodnich, nie jest jednak stroną jedyną, a w tamtejszych realiach nie istnieją proste granice między racją, a jej brakiem.
Zatem, jakie przewiduje Pan scenariusze rozwoju obecnego patu?
Jeśli chodzi o możliwe scenariusze, to w sytuacji epidemii jest to raczej błądzenie po omacku, zbyt wiele rzeczy może się diametralnie zmienić w ciągu dni lub nawet godzin. Relatywnie pewne jest to, że przeciwności i problemy gospodarcze tylko usztywniają stanowisko dominujących we władzach Iranu konserwatystów i powodują zwieranie szyków i mobilizację zwolenników reżimu – a tych jest bardzo wielu. Alienacja części społeczeństwa irańskiego pogłębi się jeszcze bardziej. Bez względu na sytuację kluczowym zagadnieniem jest to jak długo swoją funkcję będzie pełnił obecny przywódca, kto zostanie jego następcą i jak szybko zostanie wybrany. Niskie ceny ropy na pewno nie pomogą gospodarce Iranu, jednak wpływy z jej sprzedaży i tak były stosunkowo niewielkie. Jeśli rządowi uda się opanować rosnące bezrobocie i inflacje, to sytuacja wróci do stanu sprzed epidemii. Jeśli nie, to pojawi się pytanie o postawę armii i Korpusu wobec protestów społecznych, które z pewnością wybuchną, jeśli ludzie nie będą mieli co jeść. Otwartą kwestią będzie wtedy pojawienie się lidera opozycji, bez którego żadne wystąpienie społeczne nie ma szans powodzenia.
Sytuacja w regionie raczej nie ulegnie zmianie, ale tutaj cena ropy będzie miała istotne znaczenie. Bogate kraje mają więcej do stracenia. Trudno przewidzieć, jak zachowają się obywatele autorytarnych reżimów Zatoki, jeśli zostaną obcięte programy socjalne. USA raczej nie zaryzykują bardzo kosztownego konfliktu zbrojnego. Pentagon wyciągnął wnioski z Afganistanu i Iraku, a epidemia w USA przybiera katastrofalne rozmiary. Póki co rządy państw bliskowschodnich muszą borykać się z szalejącą pandemią koronawirusa, więc nie jest to dobry czas na eskalację konfliktów. Wojna to bardzo droga aktywność. Jednak jeśli dojdzie do jakiegoś symbolicznego wydarzenia na miarę zabójstwa gen. Solejmaniego lub dużego ataku terrorystycznego na siły USA, wtedy sytuacja może się łatwo wymknąć spod kontroli.
Rozmawiał Jarosław Walkowicz – The Warsaw Institute Review
Marcin Krzyżanowski – w latach 2008-2011 Konsul RP w Kabulu. Orientalista, specjalista od spraw wschodnich i afganolog. Przedsiębiorca, podróżnik, wykładowca uniwersytecki na Uniwersytecie Jagiellońskim mieszkający w Teheranie.
Artykuł został opublikowany na stronie internetowej The Warsaw Institute Review 10.04.2020 r.
Wywiad jest częścią serii rozmów The Warsaw Institute Review na temat wykorzystania kryzysu wywołanego SARS-CoV-2 w polityce międzynarodowej.
Wszystkie teksty (bez zdjęć) publikowane przez Fundacje Warsaw Institute mogą być rozpowszechniane pod warunkiem podania ich źródła.