AKTUALNOŚCI
Data: 25 marca 2019 Autor: Grzegorz Kuczyński
Europejscy politycy lubią petroruble
Kolejny były przywódca zachodnioeuropejskiego państwa wchodzi do władz wielkiego rosyjskiego koncernu energetycznego. Austriak Wolfgang Schüssel może być szefem rady nadzorczej Łukoilu. Dołączy do przyjaciela, Niemca Gerharda Schrödera, czy też byłego premiera Finlandii Paavo Lipponena – choć tych zatrudnił Gazprom. Skala przechodzenia europejskich polityków i urzędników na rosyjską listę płac jest coraz większa. I niepokojąca – wszak Rosja jest wrogiem Zachodu.
„Chętnie nazwałbym go polityczną prostytutką, ale wtedy obraziłyby się na mnie wszystkie prostytutki w moim okręgu wyborczym” – tak swego czasu przejście do Gazpromu Gerharda Schrödera ocenił nieżyjący już demokratyczny kongresmen Tom Lantos. Kariera byłego niemieckiego kanclerza to najbardziej znany przykład współpracy zachodniego polityka z Rosjanami, ale przecież nie jedyny.
Petroruble dla kanclerzy
Na początku marca okazało się, że do rady nadzorczej największego rosyjskiego koncernu naftowego Łukoil kandyduje inny kanclerz, Austrii (2000-2007), czołowy polityk Austriackiej Partii Ludowej (ÖVP). Choć i tu widać wyraźny niemiecki ślad. Wszak Wolfgang Schüssel po zakończeniu kariery politycznej stał na czele Fundacji Konrada Adenauera oraz zasiadał w zarządach Fundacji Bertelsmanna oraz RWE (Rheinisch-Westfälisches Elektrizitätswerk). Ten ostatni niemiecki koncern od wielu lat blisko współpracuje z Gazpromem. Schüssel w latach 1989-1995 był ministrem gospodarki Austrii. Potem przez pięć lat zajmował stanowiska wicekanclerza i ministra spraw zagranicznych. Wreszcie w 2000 r. stanął na czele rządu i kierował nim przez siedem lat. W 2008 roku były kanclerz znalazł zatrudnienie w Rosji, w kierownictwie giganta telekomunikacyjnego MTS. Rodak Schüssela, minister finansów Austrii w latach 2014-2017 Hans-Jörg Schelling został doradcą przy projekcie Nord Stream 2. Pamiętajmy, że zaangażowane w ten projekt są nie tylko firmy niemieckie, ale też austriacki koncern ÖMV.
Oczywiście najbardziej znanym przypadkiem pracy europejskiego polityka dla Rosjan jest historia Gerharda Schrödera. Szczególnie skandaliczne były jej początki. 8 września 2005 r. przedstawiciele niemieckich firm BASF i E.ON oraz rosyjskiego Gazpromu podpisali w obecności kanclerza Schrödera i prezydenta Putina umowę o budowie Gazociągu Bałtyckiego (Nord Stream). 9 grudnia 2005 r. kierownictwo Gazpromu poinformowało, że Schröder, który ledwie dwa miesiące wcześniej minimalnie przegrał wybory parlamentarne i stracił fotel kanclerza, staje na czele rady nadzorczej konsorcjum Nord Stream AG. Kluczowa dla projektu była tajna pożyczka w wysokości miliarda euro, poręczona przez kanclerza dosłownie kilka dni przed opuszczeniem urzędu. W 2006 roku Schröder stanął na czele komitetu akcjonariuszy Nord Stream AG. 5 października 2016 stanął na czele rady spółki Nord Stream 2. Od stycznia 2009 do grudnia 2011 Niemiec zasiadał w radzie dyrektorów spółki TNK-BP. Od września 2017 r. zasiada też w radzie dyrektorów największej rosyjskiej kompanii naftowej Rosnieft, do której został desygnowany przez… rząd Rosji. Spółka-córka pod nazwą Rosneft Deutschland ma udziały w trzech rafineriach w Niemczech i jest jednym z największych dostawców ropy na ten rynek. Koncernem kieruje Igor Sieczin, jeden z najbardziej wpływowych biznesmenów i polityków w Moskwie. Rosnieft jest zaś ważnym narzędziem realizowania polityki zagranicznej Rosji, podobnie zresztą jak Gazprom. Schröder jest rzecz jasna przede wszystkim politycznym lobbystą interesów Moskwy w Niemczech i UE. Komentując sankcje USA zagrażające projektowi Nord Stream 2, Schröder stwierdził, że liczy na to, że rząd Niemiec pokaże, że realizacja projektu znajduje się w interesie kraju. Ale były kanclerz zabiera głos także w sprawach politycznych. „Przewiduję, że żaden prezydent Rosji nie zrezygnuje z Krymu” – podkreślił niemiecki socjaldemokrata. Powiedział, że Berlin w relacjach z Rosją w ogóle nie powinien brać pod uwagę zdania USA. Skrytykował wysłanie 450 niemieckich żołnierzy do krajów bałtyckich do batalionów wielonarodowych NATO.
Nie tylko kierunek niemiecki
W radzie dyrektorów Rosnieftu Schröder nie jest jedynym cudzoziemcem. Jest tam jego rodak Matthias Warnig (były oficer Stasi), ale też Brytyjczycy z BP czy Katarczyk. Z kolei bardzo dużo na rzecz powstania Nord Stream zrobił były premier Finlandii (1995-2003) Paavo Lipponen. Ten wpływowy polityk socjaldemokratów w 2008 roku ogłosił, że podpisał umowę z Nord Stream AG, na mocy której miał świadczyć spółce usługi doradcze. „Pan Lipponen zostanie doradcą odpowiedzialnym za kwestie środowiskowe i pozyskiwanie pozwoleń na budowę rurociągu w wodach Finlandii”- mówił latem 2008 r. rzecznik Nord Stream. Ruch się opłacił, lobbing byłego premiera był skuteczny – Helsinki dały zielone światło dla rosyjsko-niemieckiej rury. W interesie Gazpromu działał też były sekretarz Lipponena Antton Rönnholm, obecnie sekretarz partii socjaldemokratów. Z kolei inny były premier Finlandii Esko Aho (1991-1995), polityk Partii Centrum, w 2017 roku został zaproszony do zarządu rosyjskiego państwowego banku Sbierbank.
Nie zawsze jednak Rosjanom udaje się w ten sposób pozyskać lobbystów w gronie znanych europejskich polityków. Kiedy Gazprom próbował zrealizować wielki projekt gazociągu South Stream, Rosjanie chcieli pozyskać Romano Prodiego. Poczynając od końca 2006 roku Moskwa toczyła rozmowy z Włochami w sprawie udziału tego kraju w projekcie. Z ówczesnym premierem Włoch rozmawiał kilka razy Władimir Putin. W końcu, gdy okazało się, że w maju 2008 roku Prodi przestanie być premierem, prezes Gazpromu Aleksiej Miller przyleciał do Rzymu i 28 kwietnia 2008 złożył Włochowi propozycję objęcia stanowiska szefa rosyjsko-włoskiego konsorcjum mającego budować South Stream. Osoba Prodiego była dla Rosjan tym cenniejsza, że wcześniej był on szefem Komisji Europejskiej. W Moskwie liczono, że pomoże to w przełamaniu oporu Brukseli wobec South Stream. Jednak Prodi odrzucił ofertę, a projekt – na który nie zgadzała się UE – ostatecznie upadł parę lat później.
Dla rosyjskich firm energetycznych (i nie tylko) pracowali i pracują inni zachodni politycy i byli urzędnicy. Na ogół jako lobbyści zatrudnieni w związanych z Moskwą zachodnich firmach Public Relations. Wystarczy wymienić tylko część nazwisk: Duńczyk Mogens Peter Carl, były dyrektor generalny w departamencie handlu, a potem środowiska KE; Francuz Bruno Dethomas (w KE odpowiadał m.in. za kwestie Partnerstwa Wschodniego); Brytyjczyk Peter Guilford, były urzędnik departamentu antymonopolowego Komisji Europejskiej; Brytyjczyk Nigel Gardner, były rzecznik KE ds. handlu i polityki zagranicznej; Niemiec Michael Tscherny, były rzecznik komisarza UE ds. konkurencji; Holender Hans Kribbe, były doradca komisarz ds. konkurencji, a wcześniej komisarza rynku wewnętrznego i podatków. Kiedy na początku 2009 r. wybuchł konflikt gazowy z Ukrainą, w firmie GPlus powstał specjalny zespół pracujący dla Gazprom Export. Najwięcej było w nim Niemców: Peter Witt, były zastępca stałego przedstawiciela Niemiec przy UE; Gregor Kreuzhuber, były rzecznik i doradca polityczny dwóch komisarzy unijnych; Daniel Brinkwerth, były urzędnik niemieckiego MSZ i ministerstwa gospodarki. Tacy lobbyści Gazpromu i Rosji w Unii Europejskiej pozostają w cieniu znanych postaci w rodzaju Schrödera czy Lipponena, ale ich codzienna żmudna praca w korytarzach brukselskich instytucji również bardzo sprzyja rosyjskim interesom. Przykładów nie trzeba szukać długo: finał antymonopolowego postępowania KE wobec Gazpromu czy walka o kształt gazowej dyrektywy i jej wpływ na Nord Stream 2.
Autor: Grzegorz Kuczyński
Grzegorz Kuczyński jest ekspertem Warsaw Institute. Ukończył historię na Uniwersytecie w Białymstoku i specjalistyczne studia wschodnie na Uniwersytecie Warszawskim. Ekspert ds. wschodnich, przez wiele lat pracował jako dziennikarz i analityk. Jest autorem wielu książek i publikacji dotyczących kuluarów rosyjskiej polityki.
Artykuł pierwotnie ukazał się na łamach „Dziennika Związkowego”.