RUSSIA MONITOR

Data: 27 czerwca 2019

„Awaria stulecia” na Przyjaźni. Rosnieft kontra Transnieft

Wciąż nie ustalono, kto jest winien zanieczyszczenia ropy w systemie eksportowym Przyjaźń. Śledztwo trwa, na obecnym etapie wydaje się, że kozłem ofiarnym będą niewielkie spółki z głębi Rosji. Oczywiście to nie one stoją za awarią. Musiała to być jakaś duża firma. Zapłaci za to jednak operator, czyli Transnieft. Kto za tym na tym wszystkim może zyskać? Rosnieft, którego szef Igor Sieczin od dawna usiłuje znieść monopol na transport ropy rurociągami w Rosji Transnieftu – na czele którego stoi jednak przyjaciel Putina z czasów służby w KGB, Nikołaj Tokariew. W tym konflikcie, jeśli mowa o rozliczaniu za awarię Przyjaźni, rząd z pewnością nie jest przychylny operatorowi.

ŹRÓDŁO: KREMLIN.RU

Rurociąg Przyjaźń powinien od 1 lipca działać w pełnym zakresie – zapewnił Siergiej Andronow, wiceszef koncernu Transnieft. Wcześniej spółka informowała, że rurociąg powinien w ciągu 2-3 miesięcy wrócić do tłoczenia zwykłych ilości ropy naftowej. Koncern oczekuje też uregulowania w tym terminie kwestii rekompensat. Inny wiceprezes Transnieftu Raszyd Szaripow podkreślił, że koncern podtrzymuje swą gotowość do pozasądowego uregulowania skutków incydentu. Zapowiedział, że mechanizm rekompensat został zaproponowany wspólnie z ministerstwem energetyki Rosji i przesłany kontrahentom Transnieftu. Również w terminie 2-3 miesięcy zakończona zostanie ocena szkód spowodowanych zanieczyszczeniem surowca.

Strona rosyjska każdego dnia ponosi straty wynikające ze zmniejszenia dostaw ropy dla europejskich odbiorców, ale mogą one być jeszcze większe, jeśli odbiorcy pójdą do sądów. Na przykład białoruska rafineria w Mozyrze żąda wypłaty 155 mln dolarów. Problem w tym, że te pretensje kieruje nie do operatora (Transnieft), ale dostawcy (Rosnieft). Nic dziwnego, że w sprawie zanieczyszczenia rurociągu Przyjaźń główny rosyjski partner Transnieftu, czyli Rosnieft, zachowuje się dużo ostrzej niż zagraniczni partnerzy operatora. Koncern Igora Sieczina oczekuje rekompensaty w maksymalnym rozmiarze. Sieczin napisał list do wicepremiera Dmitrija Kozaka, prosząc o przyspieszenie wypłaty odszkodowań rosyjskim producentom ropy. Sieczin sygnalizuje też niebezpieczeństwo, jakim są działania zagranicznych odbiorców rosyjskiej ropy: poszukiwanie alternatywnych źródeł dostaw oraz prawne przygotowania do przedstawienia sądowych pretensji. Szef Rosnieftu pisze, że opóźnianie uregulowania sporów grozi gorszymi dla rosyjskich producentów warunkami przyszłych kontraktów, utratą rynków zbytu i w związku z tym mniejszymi dochodami budżetu z tytułu eksportu ropy.

Nie można wykluczyć, że sprawę zanieczyszczenia ropy w Przyjaźni Rosnieft będzie chciała wykorzystać do uderzenia w Transnieft w celu położenia kresu monopolowi tej spółki na transport ropy rurociągami w całej Rosji. Niedługo po pierwszych oświadczeniach strony rosyjskiej o „technicznym incydencie” stało się jasno, że 5 mln ton zanieczyszczonej ropy w systemie Przyjaźń to tak duża ilość, że nie można za to winić jedynie małych spółek. Małe spółki z obwodu samarskiego, które śledztwo podejrzewa o zanieczyszczenie ropociągu to zwykłe kozły ofiarne. Nie mają takich fizycznych możliwości by zanieczyścić tak potężny system transportu ropy. To mogła zrobić tylko jedna z wielkich firm. Rosnieft przeprowadziła kontrolę i ogłosiła, że to nie jej wina. Problem w tym, że sama się kontrolowała… A i śledczy jakoś nie chcą się zainteresować taką wersją awarii.

Rosnieft jest potężnie zadłużona. W ciągu ostatnich 15 lat zadłużenie wzrosło 44 razy (!) i na początku 2019 roku wynosiło 63,3 mld dolarów. W ciągu pierwszego kwartału udało się zmniejszyć zadłużenie o 12 proc., ale w ciągu najbliższych 12 miesięcy spółka powinna zwrócić wierzycielom ponad 11 mld dolarów. Do tego koncern poniósł poważne straty w Wenezueli, ratując swoje wielomiliardowe projekty i pomagając ratować reżim Maduro. A długi trzeba zwracać. Dlatego Rosnieft mogła rzucić na eksport wszystkie swoje dostępne rezerwy w magazynach. Część z nich mogła być zanieczyszczona. Doszło do awarii, a Sieczin zyskuje okazję do uderzenia w Transnieft.

To Transnieft będzie musiała ponieść koszty awarii, bo to ona odpowiada za kontrolę jakości surowca w zarządzanym przez nią ropociągu. Jeszcze pod koniec maja szef resortu finansów Anton Siłuanow oświadczył, że państwo nie powinno odpowiadać za błędy spółki, która „nie wypełniła swoich kontraktowych zobowiązań dostaw ropy o odpowiedniej jakości”, dlatego Transnieft nie otrzyma ulg jeśli chodzi o wypłatę dywidendy do budżetu.

Wszystkie teksty (bez zdjęć) publikowane przez Fundacje Warsaw Institute mogą być rozpowszechniane pod warunkiem podania ich źródła.

TAGS: 

 

Powiązane wpisy
Top