OPINIE
Data: 30 października 2020
Wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych z perspektywy Polski i Europy Środkowo-Wschodniej
W listopadzie 2020 r. w Stanach Zjednoczonych dojdzie do wyboru prezydenta. Jest to wydarzenie istotne nie tylko z punktu widzenia państwa amerykańskiego i samych Amerykanów, ale też całego świata. Kandydatami, wystawionymi przez dwie największe partie w USA, są reprezentujący Partię Republikańską i jednocześnie urzędujący aktualnie prezydent Donald Trump oraz reprezentujący Partię Demokratyczną Joseph Biden. W tegorocznych wyborach, bardziej niż zazwyczaj istotne będzie również stanowisko wiceprezydenta, który w określonych sytuacjach zastępuje prezydenta (co może mieć znaczenie z uwagi na wiek obu kandydatów), na co dzień wykonuje powierzone mu przez głowę państwa zadania oraz jest naturalnym kandydatem partii w wyborach w 2024 r.
Tytułem wstępu należy podkreślić, że wśród polityków amerykańskich istnieje ponadpartyjna zgoda co do generalnych kierunków polityki zagranicznej USA, czy ochrony szeroko rozumianych interesów amerykańskich poza granicami państwa. Stąd nawet ewentualna zmiana na stanowisku włodarza Białego Domu nie powinna spowodować istotnych zmian w postrzeganiu przez USA Polski czy innych państw Europy Środkowo‑Wschodniej. Od odzyskania suwerenności Polska potrafi utrzymywać dobre relacje z USA niezależnie od tego, czy zaplecze polityczne amerykańskiego prezydenta pochodzi z partii demokratycznej, czy republikańskiej. Z drugiej strony zmiana na tym stanowisku zawsze oznacza pewne przesunięcia w akcentach polityki zagranicznej – tym bardziej, że na bieżąco jest ona realizowana nie przez jednego człowieka, lecz osoby z jego zaplecza politycznego. W obecnej sytuacji jest to o tyle ważne, że w Partii Demokratycznej znacznie wzmocnione zostało jej lewicowo-liberalne („progresywne”) skrzydło, wyznające ideologię polityczną na zgoła odmienną od tej, jaką kieruje się Donald Trump.
Polityka USA względem UE i NATO
Zwycięstwo prezydenta Trumpa to tak właściwie kontynuacja jego wersji relacji z Europą. Jest ona oparta na zasadzie, że pewne kwestie, ustanowione dekady temu w nieco innym stanie faktycznym i uważane za niewzruszalne, należy ustalić na nowo – tak, by utrzymać amerykańskie przywództwo w świecie. Odnosząc się do kwestii gospodarczych można odnaleźć w tym postępowaniu logikę. Lansowana przez Donalda Trumpa zasada America First jest, w kontekście Europy, konsekwencją permanentnie ujemnego bilansu handlowego USA z UE oraz założenia, że takie państwa jak Niemcy zaczęły wykorzystywać potencjał gospodarczy UE do osłabiania gospodarki amerykańskiej, a tym samym – do podkopywania dominującej pozycji USA w świecie. Co więcej, także nieprzychylne słowa Donalda Trumpa na temat NATO należy odczytywać raczej jako wezwanie do zrewidowania swojego dotychczasowego stanowiska przez państwa europejskie, zwłaszcza przez Niemcy, w zakresie finansowania wzajemnego bezpieczeństwa. W istocie system ten nie może opierać się na sile tylko jednego aktora, który zresztą ponosi znaczną większość kosztów z tym związanych, podczas gdy beneficjenci tego rozwiązania inwestują w rozwój swoich gospodarek i rozbudowują programy socjalne dla swoich obywateli, nie ponosząc nawet istotnych kosztów stacjonowania wojsk amerykańskich na swoim terytorium. Nie da się też nie zauważyć, że najsilniejsze gospodarczo państwo UE – Niemcy – w sposób bezpardonowy i bez uzgodnienia zarówno z USA, jak i wieloma państwami europejskimi, zacieśniają stosunki gospodarcze z Federacją Rosyjską, czego najlepszym przykładem jest obecnie projekt Nord Stream 2. Kością niezgody w relacjach wielu państw UE ze Stanami Zjednoczonymi okazał się też zupełnie odmienny stosunek do Iranu (zarówno zerwanie porozumienia nuklearnego, jak i wprowadzenie przez USA sankcji wobec przedsiębiorstw unijnych prowadzących w tym kraju działalność biznesową), zabezpieczenie pozycji Izraela na Bliskim Wschodzie (tu sporną okazała się kwestia określenia stolicy Izraela), czy walka ze zmianami klimatu (czego najlepszym przykładem było wycofanie się USA z Porozumienia Paryskiego).
Trudno o jednoznaczną ocenę, czy w dłuższej perspektywie czasowej Polska może coś zyskać na tego typu animozjach – tym bardziej, że od kilkunastu lat jest członkiem Unii Europejskiej i na tym rynku sprzedaje ponad 80 proc. wytworzonych u siebie towarów. Faktem jest jednak, że to w trakcie kadencji Donalda Trumpa Polska podpisała z USA bardzo korzystne ekonomicznie długoterminowe kontrakty gazowe. Można tę kwestię traktować jako promowanie eksportu amerykańskiego LNG do Europy (po decyzji obecnej administracji o rozwoju sektora łupkowego i otwarciu rodzimego sektora wydobywczego państwo amerykańskie stało się istotnym graczem na światowym rynku ropy i gazu), jednak dla Polski oraz wielu państw Europy Środkowo-Wschodniej stanowi to ważny element suwerenności energetycznej. Bez oglądania się na stanowisko UE, Amerykanie wyrazili też wolę wsparcia polskich władz w rozwoju w Polsce energetyki jądrowej. Jest to o tyle istotne, że pośród lewicowo-liberalnych polityków europejskich coraz wyraźniej przebija się pogląd, w myśl którego należy odejść od tego właśnie źródła energii. Podkreślić też należy, że właśnie dzięki obecnej administracji Stany Zjednoczone aktywnie włączyły się do istotnej, zarówno dla Polski, jak i państw Europy Środkowo-Wschodniej, infrastrukturalno-energetycznej koncepcji Trójmorza. Jakkolwiek projekt ten jest przez Amerykanów rozpatrywany także w kategoriach alternatywy dla chińskiego projektu „Pasa i Szlaku”, to chęć zniwelowania nierówności rozwojowych w Europie i pogłębienia integracji państw Europy Środkowo-Wschodniej z Zachodem bez bezpośredniego udziału Niemiec została w pewien sposób uwierzytelniona przez USA kwotą miliarda dolarów przekazanych na Fundusz Trójmorza. Osobno należy też wspomnieć o tym, że to za obecnej administracji podjęto równie ważne decyzje dotyczące znaczącego zwiększenia kontyngentu wojsk amerykańskich w Polsce oraz sprzedaży wysoko zaawansowanej technologii wojskowej. Sam ten fakt oczywiście nie zagwarantuje Polsce bezpieczeństwa, ale jest ważnym sygnałem, że Polska jest wiarygodnym partnerem USA, a pewne elementy infrastrukturalne oraz sprzęt wojskowy będą w pełni kompatybilne z amerykańskimi. Za negatywne następstwa polityki administracji Trumpa wobec Niemiec oraz NATO należy natomiast uznać koncepcję zmniejszenia amerykańskiego kontyngentu w Niemczech o 12 tys. żołnierzy. Jest to o tyle niebezpieczne dla Polski, jak i innych państw Europy Środkowo-Wschodniej, że administracja ta niechętnie odnosi się do ewentualnego przeniesienia wycofywanych stamtąd żołnierzy np. do kraju nad Wisłą, co w efekcie daje perspektywę istotnego osłabienia wschodniej flanki NATO.
Co się natomiast tyczy drugiego z kandydatów, to wydaje się, że Joseph Biden powróci do tradycyjnej linii amerykańskiej polityki zagranicznej, polegającej na wspieraniu procesów integracyjnych w Europie. Natrafi przy tym na dużo większą przychylność lewicowo-liberalnych polityków europejskich, zwłaszcza niemieckich. W ocenie współpracowników Bidena, przyjęcie takiej linii ma spowodować, że Europa będzie zdolna do rozwiązywania niektórych (ważnych dla siebie) problemów samodzielnie, względnie przy symbolicznym zaangażowaniu USA, ale też będzie w stanie efektywnie odciążać bądź wspierać Stany Zjednoczone na arenie międzynarodowej w rozwiązywaniu problemów globalnych (za taki można uznać rosnącą pozycję Chin). Wydaje się, że administracja Josepha Bidena szczególną rolę w realizacji tych założeń będzie wiązała z Republiką Federalną Niemiec – zarówno z uwagi na ideowe podobieństwo, jak i fakt, że jest to najsilniejsze państwo w Europie. Stąd też relacje Stanów Zjednoczonych z Polską oraz państwami Europy Środkowo-Wschodniej będą przez tę administrację postrzegane przez pryzmat relacji z władzami w Berlinie. Bez wątpienia natomiast utrzymane zostaną wymienione wcześniej projekty gospodarczo-handlowe z Polską, które z racji na to, że przynoszą Ameryce wymierne korzyści finansowe, względnie stabilizują miejsca pracy w USA bądź są elementem taktyki wobec Chin i Rosji, cieszą się ponadpartyjnym poparciem zarówno Republikanów, jak i Demokratów.
Również rola USA w Sojuszu Północnoatlantyckim powróci do stanu sprzed 2017 r., w tym sensie, że Joseph Biden potwierdzi wyraźnie tradycyjną rolę w USA w tej strukturze. Potrzeba alokowania w budżecie federalnym znacznych sum pieniędzy na naprawę krajowej gospodarki po pandemii będzie jednak wymuszała dokonanie gruntownego przeglądu najkosztowniejszych programów modernizacji armii. Stąd można zakładać, że potencjalnie nowa administracja powinna utrzymać żądania poprzedniej, które dotyczą większych nakładów europejskich sojuszników na modernizację swoich armii zgodnie z walijskim porozumieniem z 2014 r. Właśnie odbudowa gospodarki amerykańskiej może być też przyczyną zamrożenia, bądź nawet ograniczenia, przez administrację Bidena liczebności wojsk amerykańskich w Polsce – niezależnie od tego, że decyzja ta zapadła jakiś czas temu w USA w ramach ponadpartyjnego porozumienia, a strona polska zobowiązała się do znacznego pokrycia kosztów tego przedsięwzięcia. Byłby to kolejny, acz usprawiedliwiony siłą wyższą, mały krok na drodze do pojednania z władzami w Berlinie, które od początku z dużym dystansem patrzyły na to polsko-amerykańskie przedsięwzięcie.
Wesprzyj nas
Jeżeli przygotowane przez zespół Warsaw Institute treści są dla Państwa przydatne, prosimy o wsparcie naszej działalności. Darowizny od osób prywatnych są niezbędne dla kontynuacji naszej misji.
Należy spodziewać się, że administracja Josepha Bidena będzie też dążyła do zawarcia szybkiego porozumienia z Federacją Rosyjską w kwestii rozbrojenia nuklearnego. Koreluje to z terminem zakończenia obowiązywania podpisanego przez Obamę i Miedwiediewa w 2010 r. programu New Start. Nie bez znaczenia jest tu oczywiście kwestia finansowa –– przyjęcie propozycji przedłużenia na kolejne 5 lat obowiązywania postanowień programu może przynieść Ameryce oszczędności rzędu kilkunastu miliardów dolarów rocznie. Można zakładać, że w tym zakresie ewentualne ustępstwa ze strony Rosji zostałyby nagrodzone przez administrację amerykańską np. kosztem interesów Polski.
Kwestia Nord Stream 2
Obaj kandydaci podejmują istotną dla Polski, ale też wielu państw Europy Środkowo‑Wschodniej, kwestię, jaką jest uniemożliwienie dokończenia budowy gazociągu Nord Stream 2. Amerykańscy politycy z obu partii traktują blokadę tego przedsięwzięcia w kategoriach elementu wpływającego na niezależność energetyczną Europy od Rosji, stąd obowiązuje ponadpartyjna zgoda co do amerykańskich sankcji na tę inwestycję. Pewnym jest też, że zaraz po wyborach administracje obu kandydatów będą chciały doprecyzować obowiązujące już restrykcje (nałożone zgodnie z regułami ustaw Countering America’s Adversaries Through Sanctions Act oraz Protecting Europe’s Energy Security Act), uwzględniając zaproponowane przez Kongres latem tego roku poprawki włączające do restrykcji tzw. pipe-laying activities (jeżeli zostaną przyjęte przez Kongres i podpisane przez prezydenta wejdą w życie z datą wsteczną od 20.12.2019). Chodzi tu np. o sankcje dla firm udzielających tej inwestycji gwarancji, czy firm świadczących usługi ubezpieczenia bądź reasekuracji statków zaangażowanych w „działalność związaną z układaniem rur”, względnie sprzętu spawalniczego.
Stanowisko administracji Donalda Trumpa jest w tej kwestii jasne i nie należy spodziewać się w tej kwestii zmian – nie ma zgody na to, aby USA zapewniały Niemcom obronę (i korzyści finansowe wynikające ze stacjonowania wojsk USA w Niemczech), a władze w Berlinie ramię w ramię z Moskwą będą realizowały projekt podkopujący amerykańskie założenia dotyczące bezpieczeństwa w Europie. W wypadku tej administracji można spodziewać się też dalszego rygorystycznego podejścia do kwestii sankcji i konsekwencji w wyszukiwaniu kolejnych luk. Co więcej, można też spodziewać się cichego wsparcia dla polskiego UOKiK, który nałożył na Gazprom karę w wysokości ok. 6.5 mld euro. Pewną niewiadomą jest tu natomiast zachowanie administracji kandydata demokratów. Joseph Biden wielokrotnie zapowiadał bowiem dążenie do unormowania stosunków transatlantyckich, do czego niezbędnym jest uzyskanie porozumienia z władzami w Berlinie, dla których strategiczną kwestią jest dokończenie budowy gazociągu. Mając to na uwadze można zaryzykować twierdzenie, że ze strony amerykańskiej może dojść do próby np. odejścia od rygorystycznego podejścia do sankcji w zamian za określone ustępstwa strony niemieckiej.
Zmiany klimatyczne
Większe zagrożenie dla polskiej gospodarki można upatrywać w realizacji obietnicy wyborczej tandemu Biden-Harris w zakresie zmian klimatycznych, tj. dekarbonizacji gospodarki światowej, redukcji emisji gazów cieplarnianych oraz umiędzynarodowieniu kwestii walki ze zmianami klimatu. Odejście Ameryki od ropy ma w założeniu demokratów zostać sprzężone z podobnymi działaniami w Unii Europejskiej. Stąd należy się spodziewać, że na tej płaszczyźnie administracja Bidena bardzo szybko osiągnie porozumienie z Niemcami. Państwo to już dziś narzuca dyskurs polityczny w tej materii w całej UE oraz pieczołowicie dba o promowanie własnej technologii pozyskiwania „zielonej energii”. W konsekwencji może dojść do prób wywierania presji ze strony USA na szybką transformację gospodarki i odejście od węgla w Polsce oraz państwach Europy Środkowo‑Wschodniej. Działanie to będzie wówczas sprzężone z podobnymi krokami podejmowanymi na poziomie UE przez polityków reprezentujących największe, względnie najnowocześniejsze gospodarki unijne.
Z tego typu zjawiskiem raczej nie będziemy mieli do czynienia wówczas, gdy to Donald Trump będzie włodarzem Białego Domu przez następne 4 lata. Już w trakcie kampanii wyborczej sprzeciwiał się on odejściu USA od ropy i gazu pozyskiwanego m.in. z łupków, oraz narzucaniu rygorystycznych norm gazów cieplarnianych uznając to za element nakładający na amerykańską gospodarkę kaganiec uniemożliwiający jej rozwój i konkurencyjność. Co więcej, bardzo mocno artykułował on interesy finansowe tych państw, które promują Nowy Zielony Ład.
Pozostałe kwestie
Niezależnie kto od stycznia 2021 r. będzie zasiadał w Białym Domu, nie należy spodziewać się zmiękczenia stanowiska USA wobec aneksji przez Rosję części terytorium Ukrainy czy ostatnich wydarzeń na Białorusi. Byt tych państw i ich względna niezależność od Rosji jest bowiem istotnym komponentem zapewnienia bezpieczeństwa i stabilności całej Europie. Ich wsparcie jest także zgodne z etosem amerykańskim oraz ważne z punktu widzenia bezpieczeństwa Polski i pozostałych państw Europy Środkowo-Wschodniej.
Obie administracje będą prezentowały podobne stanowisko w kwestii roszczeń żydowskich wobec Polski z tytułu tzw. „mienia bezspadkowego”. Strona amerykańska wydaje się być tu zaimpregnowana na fakt, że polskie prawo jest w tym zakresie kompatybilne z ogólnie przyjętymi regułami dziedziczenia i spadkobrania, w myśl których jeżeli zmarły nie ma spadkobierców, to jego majątek przechodzi na własność państwa. Stąd też należy spodziewać się dalszej presji ze strony USA w tej kwestii.
Nie ma też większego znaczenia kto będzie włodarzem Białego Domu w takich kwestiach jak obrona amerykańskich korporacji i technologicznych gigantów w Europie. Szczególnego znaczenia nabiera kwestia blokowania wprowadzenia przez państwa europejskie tzw. podatku cyfrowego. Przesłanka ochrony firm amerykańskich będzie istotna także w kontekście blokowania działań polskich władz, dążących do ograniczenia udziału zagranicznych podmiotów w mediach w Polsce. Indyferentny jest tu fakt, że aktualny włodarz Białego Domu sam regularnie pada ofiarą manipulacji i innych nagannych praktyk ze strony największych amerykańskich korporacji medialnych, czy serwisów społecznościowych, a media w Stanach Zjednoczonych podlegają rygorystycznym regulacjom federalnego prawa antymonopolowego i nadzorowi Federalnej Komisji Łączności.
Z dużą dozą pewności można stwierdzić, że administracja Josepha Bidena będzie regularnie podnosiła kwestię naruszania przez Polskę, czy niektóre państwa Europy Środkowo-Wschodniej „standardów demokracji” czy zasad „państwa prawa”. Kwestie te, powielanie przez polityków Partii Demokratycznej przez ostatnie kilka lat, zostały mgliście nagłośnione przez niego w trakcie aktualnej kampanii wyborczej. Jest to o tyle niezwykłe, że zarzuty te pochodzą od polityka, którego aktywnie wspierają osoby usprawiedliwiające bądź uczestniczące w aktach wandalizmu i przemocy, z jakimi mamy do czynienia obecnie w USA, nawołujące do łamania federalnego prawa imigracyjnego oraz wyborczego, czy wykazujące daleko idącą pogardę dla pracy funkcjonariuszy organów ochrony prawnej. Co więcej, polityk ten nie widzi zagrożenia dla demokracji czy wolności słowa we własnym kraju wówczas, gdy takie serwisy społecznościowe jak Facebook czy Twitter cenzurują posty prawicowo-konserwatywnych użytkowników – mgliście powołując się przy tym na ochronę dóbr osobistych bliżej nieokreślonych osób.
Konkluzje
Patrząc na historię wzajemnych relacji trzeba mieć na uwadze, że dla USA zawsze były one funkcją strategii tego kraju wobec Europy. Stąd w wypadku obu kandydatów należy spodziewać się, że kwestia poprawnych relacji z Polską nie będzie stawiana jako priorytet, a ponadpartyjne ustalenia polityków amerykańskich dotyczące ochrony interesów amerykańskich w tym rejonie świata będą realizowane niezależnie od tego, kto ostatecznie zostanie w USA zaprzysiężony na prezydenta. Z całą pewnością dla USA kluczową kwestią w trakcie tej kadencji pozostanie odbudowa gospodarki po pandemii COVID-19 oraz budowa stabilnego i przewidywalnego frontu przeciwko Chinom, a w pewnym zakresie – także przeciwko Rosji. W tych sprawach rola Polski wydaje się być dość marginalna, podobnie jak w wypadku innych państw Europy Środkowo-Wschodniej. Polska powinna jednak konsekwentnie artykułować swoje racje (zwłaszcza jeżeli chodzi zagrożenie ze strony Rosji czy budowę Nord Stream 2) i dążyć do zacieśniania relacji z USA zarówno na płaszczyźnie militarnej, jak i gospodarczej.
Zwycięstwo któregokolwiek z kandydatów da Polsce taką możliwość i jest to bez wątpienia dobra informacja. Przez ostatnie dziesięciolecia Polska pokazała, że jest w stanie budować poprawne relacje z politykami z obu amerykańskich partii. W wypadku wygranej Josepha Bidena, polskie władze powinny jednak wziąć pod uwagę, że dotychczasowe zdolności budowania relacji z USA zostaną wystawione na próbę – przede wszystkim z uwagi na zdecydowanie odmienne poglądy dużej części jego zaplecza politycznego od tych, jakie dominują wśród obecnie rządzących w Polsce, ale też z uwagi na zapowiedzi budowania porozumienia z Europą w oparciu o ustalenia podejmowane z najsilniejszymi gospodarczo państwami UE. Z tej perspektywy wygrana Donalda Trumpa byłaby rozwiązaniem korzystniejszym – tym bardziej, ze polityk ten nie kryje też osobistej sympatii do Polski.
Autor: dr Wojciech Kwiatkowski, Katedra Amerykanistyki WPiA UKSW
Tekst ukazał się również na stronie kwartalnika The Warsaw Institute Review.
Wszystkie teksty (bez zdjęć) publikowane przez Fundacje Warsaw Institute mogą być rozpowszechniane pod warunkiem podania ich źródła.