OPINIE

Data: 22 lipca 2019 Autor: Grzegorz Kuczyński

Turcja – słabe ogniwo NATO?

Do Turcji dotarły pierwsze elementy rosyjskich systemów rakietowych S-400. Recep Tayyip Erdogan nie posłuchał Donalda Trumpa, Ankara nie przestraszyła się gróźb Pentagonu. Amerykańskie sankcje są nieuniknione, ale zakup nowoczesnego rosyjskiego uzbrojenia przez Turcję to duży problem dla wszystkich jej partnerów z NATO. Na tym kryzysie najwięcej zyskuje Rosja.

ŹRÓDŁO: TR.USEMBASSY.GOV

Rosja wysłała 13 lipca do Turcji kolejny transport rakietowych systemów obrony powietrznej S-400 – przekazał turecki resort obrony. Czwarty już rosyjski samolot transportowy wylądował w bazie lotniczej Murted koło Ankary. Determinacja Ankary w sprawie zakupu rosyjskich systemów rakietowych jeszcze bardziej zaogni relacje Turcji z USA, ale też innymi członkami NATO. Obecność S-400 w tureckiej armii zagraża bezpieczeństwu całego Sojuszu. Można oczekiwać drastycznego ograniczenia współpracy militarnej z Turkami. Coraz głośniejsze są też głosy, że Turcja prosi się sama o to, by ją z NATO wykluczyć. Póki co, Turcja automatycznie znalazła się pod działaniem sankcji z pakietu CAATSA, zabraniającego wojskowym partnerom USA zakup broni rosyjskiej. Kilku członków amerykańskiego Kongresu wezwało do anulowania dostaw F-35 dla Ankary i nałożenia sankcji na tureckich urzędników zaangażowanych w porozumienie z Rosją. Sankcje amerykańskie są nieuniknione – pytanie tylko o ich skalę. Ale czy te sankcje wobec Ankary wejdą w życie – zdecyduje sam Trump. Z pewnością może się to wszystko skończyć jeszcze większym kryzysem gospodarczym w Turcji.

Rosyjski system S-400 stanowiłby zagrożenie dla amerykańskich myśliwców F-35, w których produkcji Turcja uczestniczy i które chce kupić. Radary zainstalowane w S-400 mogą nauczyć się dostrzegać i śledzić myśliwce F-35, przez co ich niewykrywalność stałaby się wątpliwa. Przeciwne umowie Turcji z Rosją jest także NATO, którego dowódcy twierdzą, że rosyjska broń nie jest kompatybilna z systemami militarnymi Sojuszu. USA formalnie rozpoczęły więc proces wykluczania Turcji z programu F-35. Spór wokół S-400 nie jest jednak wcale ani pierwszym, ani najpoważniejszym powodem kryzysu w relacjach Turcji z zachodnimi sojusznikami. W 2016 roku, po rozbiciu próby wojskowego puczu w Turcji, ówczesny sekretarz stanu USA John Kerry potępił turecki rząd za brutalne represje wobec politycznych przeciwników i ostrzegł, że stawia to pod znakiem zapytania członkostwo Ankary w NATO. Relacje między Ankarą a kwaterą główną w Brukseli popsuło „polowanie na czarownice” po próbie puczu w Turcji, gdy dla Erdogana najbardziej podejrzaną kategorią oficerów armii byli ci służący w strukturach NATO.

Sojusz z rozsądku

Przez wiele dekad było to geopolityczne małżeństwo w rozsądku. Historyczna wrogość do Rosji czyniła z Turcji po drugiej wojnie światowej idealnego sojusznika USA. Gdyby zimna wojna przeszła w fazę gorącą, liczna turecka armia skutecznie związałaby Sowietów na Bałkanach i na Kaukazie. W zamian za sojusz i blokowanie ZSRS od południa, Amerykanie dali Turkom nuklearne gwarancje. Z drugą pod względem wielkości armią NATO i bliskimi relacjami z USA Ankara blokowała w dużym stopniu wyjście ZSRS na Bliski Wschód. Jednak od kilku lat Turcja powoli, ale konsekwentnie, wchodzi w rosyjską strefę wpływów. A jeszcze na jesieni 2015 roku oba kraje były na skraju wojny, gdy turecki myśliwiec zestrzelił rosyjski samolot nad turecko-syryjskim pograniczem. Powodem kryzysu na linii Ankara-sojusznicy z NATO nie jest nawet autorytarny styl rządów Erdogana i islamizacja państwa. Punktem zwrotnym był konflikt syryjski. Turcy mieli pretensje do sojuszników z NATO, że zostawiają Ankarę samą w obliczu rosnącego zagrożenia z tego kierunku. I Erdogan nie miał tu wcale na myśli Asada czy dżihadystów, ale Kurdów. Tymczasem USA wspierały walczące z Państwem Islamskim oddziały kurdyjskiej milicji YPG. Swoje zrobiła też chwiejna polityka Baracka Obamy wobec syryjskiego reżimu. W czasie, gdy Ankara – jeszcze – jednoznacznie opowiadała się za obaleniem Asada, Obama nie użył siły (w dużym stopniu przekonany przez Rosjan) aby ukarać reżim w Damaszku za użycie broni chemicznej – choć wcześniej to zapowiedział.

Wesprzyj nas

Jeżeli przygotowane przez zespół Warsaw Institute treści są dla Państwa przydatne, prosimy o wsparcie naszej działalności. Darowizny od osób prywatnych są niezbędne dla kontynuacji naszej misji.

Wspieram

Decydujące było otwarte wejście do syryjskiego konfliktu Rosji. Początkowo wywołało to potężny kryzys w relacjach Ankary z Moskwą – szczególnie po zestrzeleniu rosyjskiego samolotu przez Turków. Moskwa odpowiedziała zwiększeniem zaangażowania militarnego w regionie oraz wojną handlową z Turkami. Ankara była wtedy gorącym zwolennikiem eliminacji Asada. Minęło nieco ponad pół roku i nastąpił gwałtowny zwrot w relacjach turecko-rosyjskich. Bardzo szybko stojące niemal na krawędzi wojny państwa zaczęły blisko współpracować. Z punktu widzenia Ankary chodzi o gospodarkę (rosyjski rynek zbytu, turyści, budowa elektrowni atomowej, gaz z Rosji) i przede wszystkim Syrię. Erdogan postawił w tej kwestii na bliską współpracę z Moskwą i Teheranem (tzw. format astański), tym bardziej, że nie miał za bardzo innego wyjścia, jeśli chodzi o możliwość doboru partnerów na syryjskim teatrze wojennym. Z Izraelem relacje są fatalne, a z USA stawały się coraz gorsze (sprawa Gulena) – tym bardziej, że Amerykanie mocno wspierają Kurdów, którzy okazali się skutecznym sojusznikiem w wojnie z IS w Syrii. Na dodatek Ankara zacieśniła w Zatoce współpracę z Katarem, co oznacza pogorszenie relacji z Arabią Saudyjską i Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi. Ale gorzej, że uderza to również w spójność NATO. Turcja od dawna chce zakupić systemy rakietowej obrony przeciwlotniczej. Kilka lat temu blisko było transakcji z Chinami, ale naciski sojuszników zachodnich spowodowały, że ten kontrakt nie wypalił. Na fali coraz bliższej współpracy z Putinem, Erdogan postanowił więc kupić rosyjskie S-400. Rosja i Turcja porozumiały się ws. dostaw tych systemów za 2,5 mld dolarów jeszcze pod koniec 2017 roku. Od tamtej pory Waszyngton usiłował odwieść Turków od tego zakupu – bezskutecznie (pod koniec 2018 r. USA zaproponowały Ankarze systemy Patriot, ale za 3,5 mld dolarów). Trump ma wiele racji, winiąc za obecną sytuację poprzednią administrację. To Barack Obama i ówczesny Kongres blokowały sprzedaż Patriotów Turcji. To, jak i rosnące poczucie izolacji w świecie zachodnim Turcji wykorzystała Rosja. Moskwa sprytnie podsyciła, a w pewnym sensie sama współtworzyła konflikt pomiędzy Turcją a USA i NATO.

Determinacja Ankary w realizacji kontraktu na S-400 spowodowała, że nie tylko USA, ale też coraz więcej innych członków NATO stawia pod znakiem pytania sens członkostwa Turcji w Sojuszu. Tym bardziej, że Turcja nie ma już tak wielkiego znaczenia strategicznego po zakończeniu zimnej wojny. Pytanie, czy wyrzucenie Turcji z NATO ma sens i czy przyniesie korzyści stronom sporu? 12 lipca, gdy pierwsze dostawy S-400 dotarły do Turcji, minister obrony Hulusi Akar telefonicznie rozmawiał z p.o. szefa Pentagonu, Markiem Esperem. Po tej rozmowie turecki resort obrony wydał komunikat, w którym podkreślał, że zachodnia orientacja strategiczna Turcji nie uległa zmianie, z zastrzeżeniem, że pogorszenie stosunków nie będzie służyć ani interesom Turcji, ani USA, ani NATO. I to akurat jest prawda. Przez ponad sześć dekad NATO mocno zainwestowało w sojusz z Turkami, w rozbudowę militarnej infrastruktury. Co więcej, jeśli Turcja znajdzie się poza NATO, Sojusz straci już jakiekolwiek możliwości wpływu na sytuację w strategicznych cieśninach łączących Morze Czarne z Morzem Śródziemnym. Ale również Turcji nie zależy na opuszczeniu NATO. W kluczowej dla Ankary kwestii Kurdów Turcy znaleźli się po przeciwnej stronie niż Amerykanie. Ale to nie zmienia faktu, że geopolitycznie Turcja i Rosja były, są i będą rywalami. A nowym punktem zwrotnym w relacjach tych państw znów może być rozwój wydarzeń w Syrii (kwestia rebelianckiej enklawy w Idlib). Na razie jednak Erdogan chce mieć S-400, wiedząc, że Zachód nie pójdzie na eskalację w relacjach. Ankara będzie więc próbowała lawirować między Moskwą a Waszyngtonem i Brukselą, aby umocnić swoją pozycję i zrealizować cele. To będzie trudne zadanie, po zakupie rosyjskiej broni, by obie strony znalazły kompromis, ale niewątpliwie będą go szukać. Wykluczanie z NATO położonego strategicznie kraju z tak dużą armią nie opłaca się Sojuszowi, ale też nie chce tego sama Turcja, która znalazłaby się osamotniona między Rosją a Iranem i Syrią. Dziś taktycznymi sojusznikami, ale kto wie, jak będzie jutro?

Artykuł pierwotnie ukazał się na łamach „Dziennika Związkowego”

TAGS: Białoruś, Polska, dezinformacja, polski sędzia, Tomasz Szmydt 

Powiązane wpisy
Top