THE WARSAW INSTITUTE REVIEW

Data: 12 marca 2018    Autor: Czesław Lang

Tour de Pologne – Wyścig, który powstał z marzeń

„Chcielibyśmy przedstawić propozycję napisanie materiału do magazynu The Warsaw Institute Review, w którym wyjaśni pan fenomen Tour de Pologne” – usłyszałem jakiś czas temu.


© (PAP) Radek Pietruszka, Warszawa, Polska, 17.10.2016 R., Były kolarz, dyrektor Tour de Pologne Czesław Lang podczas uroczystej premiery autobiografii ,,Zawodowiec”.

 

– Ciekawe wyzwanie – pomyślałem. Zerknąłem do słownika, żeby przypomnieć sobie terminologię. Fenomen to „rzadkie, niezwykłe zjawisko”. Czy czymś takim jest Tour de Pologne? Nie chcę oceniać wydarzenia, za którego organizacją sam stoję, ale wiem, że zaszliśmy daleko i faktycznie stworzyliśmy coś niepowtarzalnego w polskim sporcie. Wiem, że Tour de Pologne jest nie tylko kolejną imprezą sportową, lecz wyjątkowym wydarzeniem, które łączy ludzi, przyciąga ich na trasę lub przed telewizory, a jednocześnie staje się wizytówką Polski na całym świecie.

Nie przesadzam: wyścig jest pokazywany w 130 państwach, a na ekranach telewizorów ludzie widzą piękne zakątki naszego kraju. Kraków, który i tak jest bardzo popularny, umacnia swoją markę. Inne regiony mogą dać się poznać z jak najlepszej strony. To wartość nie do przecenienia. Jeśli ktoś chciałby jednak przełożyć to na pieniądze – nie ma tańszej i bardziej efektywnej promocji niż właśnie przez sport, a zwłaszcza kolarstwo. Spójrzmy np. na Rio de Janeiro. Wszyscy kojarzą to brazylijskie miasto z powodu karnawału, pomnika Chrystusa, Copacabany, prawda? A jednak po fantastycznie pokazanym w 2016 r. wyścigu olimpijskim odebrałem mnóstwo telefonów od znajomych, którzy byli w szoku, że Rio jest aż tak oszałamiająco piękne. Takie reakcje widziałem też na forach internetowych, docierały również inne głosy. Wszystko dlatego, że setki milionów ludzi zasiadło przed telewizorami, aby oglądać rywalizację najlepszych na świecie, ale przy okazji widzieli coś jeszcze – bajkowo piękne otoczenie. Z Tour de Pologne jest podobnie. Nasz wyścig to więcej niż sport, o tym jednak napiszę dalej.

Czy spodziewałem się takiego sukcesu? Nie wiem, ale na pewno marzyłem o tym, aby stworzyć coś wielkiego. Gdy jako pierwszy kolarz z naszej części Europy trafiłem do zawodowego peletonu, cieszyłem się jak dziecko, bo chciałem zobaczyć inny, bardziej kolorowy i lepszy świat. Ruszyłem do Włoch i tam walczyłem z najlepszymi. Obserwowałem z bliska największe imprezy świata.

W końcu przestałem się ścigać, choć pewnie mogłem przedłużyć karierę. Miałem już inne pomysły. Wiadomo, wielu kolarzy próbuje organizować swoje ekipy. Pomyślałem jednak, że pójdę inną drogą. Mija właśnie ćwierć wieku od pierwszego Tour de Pologne, za które odpowiadałem. 25 lat, a ja wciąż wszystko dokładnie pamiętam. Pewnego razu na lotnisku spotkałem byłego już dzisiaj dyrektora Tour de France. Jean-Marie Leblanc objął mnie przyjaźnie, choć później nieco zaczepnie powiedział: „Co tam u ciebie, Cesare? Słyszę, że zamierzasz zrobić w Polsce taką imprezę jak nasza?”. Powiedziałem, że nie taką samą, bo my mamy własną, piękną historię, którą warto pokazać światu przy okazji wielkiego wydarzenia sportowego. Dodałem też, że chcę, aby Tour de Pologne nie odstawał organizacyjnie od największych wyścigów świata. Popatrzył na mnie, poklepał po plecach, ale nie dostrzegłem wielkiej wiary w jego oczach. Zresztą, wszędzie były podobne reakcje. Swoją drogą, wiek temu było podobnie.

Gdy organizowaliśmy Tour de Pologne w 2016 r., hasłem imprezy było „Szlakiem historii”. Dotarłem wtedy do zapisów historii. Do Bitwy Warszawskiej doszło w 1920 r., ale mało kto wie, że ci ludzie, którzy walczyli wtedy pod Radzyminem, prawdziwi patrioci, organizowali później wyścig kolarski. I zwrócili się do Francuzów z prośbą o pomoc. Tour de France już istniał, więc Francuzi mieli doświadczenie. Odpisali jednak Polakom, żeby lepiej dali sobie spokój, bo to za trudne i na pewno nie dadzą sobie rady. Domyślam się, co wówczas czuli…

Gdy ja stawałem za sterami Tour de Pologne, był początek lat dziewięćdziesiątych, Polska świeżo wyrwała się z komunizmu, ludzie uczyli się żyć w nowej rzeczywistości i mieli masę problemów na głowie. Chcieli przede wszystkim zabezpieczyć byt swoich rodzin. Gdy spotykałem potencjalnych partnerów i mówiłem, co chcę robić, większość tylko się uśmiechała. – Zawodowe kolarstwo? Panie Lang, daj pan spokój. Może za kilka lat – mówili. Ale nie chciałem się poddać. Znalazłem partnerów, zainwestowałem własne oszczędności, ruszyłem z projektem. I daliśmy radę. Od początku trzymałem się pewnych zasad. Po pierwsze: profesjonalizm. Wiem, że wielu za chwilę się skrzywi, ale ćwierć wieku temu wiedziałem, że wyścig to produkt. Musi być wartościowy, ale też pięknie opakowany. Główni bohaterowie muszą się czuć dopieszczeni, media muszą wszystko odpowiednio rozpropagować, a kibice wiedzieć, że uczestniczą w czymś wyjątkowym. Oczywiście, zdarzały się i zdarzają potknięcia, mimo że założenie zawsze jest takie samo: wszystko musi być dopięte na ostatni guzik.

 


© Grzegorz Momot (PAP). Rzepiska, Polska, 04.08.2017 r., Od lewej: Caleb Ewan z grupy Ors, Bert De Becker z grupy Sun, Danny van Popper z grupy Sky, Martijn Keizer z grupy Tlj, Jan Bert Lindeman z grupy Tlj, Polak Kamil Gradek, Saramotins Aleksejs z grupy Bora-Hansgrohe na trasie siódmego etapu 74. Tour de Pologne Bukovina Resort – Bukowina Tatrzańska, długości 132 km.

 

Często nasz wyścig porównuje się z Tour de France. To fakt, zawsze można znaleźć jakieś elementy wspólne. Zresztą nie mamy się czego wstydzić, choć jednocześnie warto pamiętać, że trudno porównywać nasz budżet z ich możliwościami. Nie narzekamy na nic, dajemy sobie radę, ale czasem się śmieję, że wpadliśmy na tor wyścigowy syrenką i mimo wszystko jedziemy równo z bolidami Formuły 1. W niczym nie odstajemy. Po każdym sezonie jesteśmy oceniani przez szefów światowego kolarstwa i dostajemy takie same noty, jak Tour de France czy Giro d’Italia, a pod uwagę brane są wszystkie kwestie – od zakwaterowania, przez nagrody, aż po bezpieczeństwo. Zbieramy ponad 99 punktów na 100 możliwych. Denerwują mnie czasem nasze kompleksy, że jeśli coś jest polskie, to niby gorsze. Nieprawda, potrafimy robić wielkie rzeczy, a przy tym mamy fantastycznych kibiców. Przypominam sobie 2016 r. Wtedy Tour de Pologne odbywał się w trudnym czasie. Nakładał się z piłkarskim EURO, które przecież skupia na sobie gigantyczne zainteresowanie, a wielu kibiców czekało już na igrzyska w Rio de Janeiro. Miłość do kolarstwa jednak wygrała, przy trasie naszego narodowego touru kolarzy obserwowało na żywo około 3 mln fanów. Kolejne miliony śledziły walkę przed telewizorami. To największa nagroda i największa miara sukcesu naszej imprezy. Wtedy, po tamtym wyścigu, pomyślałem, że to właśnie realizacja celu, który sobie założyłem na samym początku, gdy miałem tylko swoje marzenia i trochę oszczędności. Nie chodziło o udowadnianie czegokolwiek komukolwiek, ale właśnie o marzenie, żeby stworzyć coś takiego, markę, która jest rozpoznawalna na całym świecie, gwarantuje wysoką jakość. Pamiętam badania przeprowadzone przez Pentagon Research w 2013 r. Wynikało z nich, że Tour de Pologne jest najbardziej rozpoznawalnym corocznym wydarzeniem sportowym w Polsce. Statystycznie ponad 4 na 5 respondentów słyszało o wydarzeniu organizowanym przez Lang Team. To kolejna miara sukcesu.

 


© (PAP) Andrzej Grygiel. Zabrze, Polska. 01.08.2017 r., Kolarze na trasie czwartego etapu 74. Tour de Pologne z Zawiercia do Zabrza długości 238 km.

 

W naszym kraju nie ma większej corocznej imprezy sportowej. Każdego dnia przy wyścigu pracuje ponad 1200 osób, a 3 tys. ją zabezpiecza. Przed kolarzami, razem z nimi i po nich trasę przemierzają setki pojazdów. Ci ludzie muszą być gotowi na wszystko. Bardzo szanuję wszystkie dyscypliny sportu i organizatorów imprez, kolarstwo jednak różni się od meczu piłkarskiego czy siatkarskiego. Tam wszystko dzieje się w jednym miejscu. Tu wręcz przeciwnie. Pamiętam 2016 r. górska część wyścigu odbywała się w wyjątkowo trudnych warunkach pogodowych. Deszcz zalewał drogi. W Zakopanem jeszcze się udało, ale już w Bukowinie Tatrzańskiej musiałem podjąć decyzję o odwołaniu etapu. Nie było wyjścia, choć setki ludzi pracowało nad tym, aby dało się pokonać górskie szosy, a kibice czekali. Najważniejsze jednak jest bezpieczeństwo. Ciągle nad tym pracujemy. Zmieniliśmy rodzaj płotków oddzielających kibiców od kolarzy na finiszach etapów, wprowadzamy inne zabezpieczenia. Często wracam myślami do igrzysk w Rio de Janeiro. Annemiek van Vleuten zjeżdżała tam z ostatniego wzniesienia, jadąc po złoty medal, i upadła. Uderzyła głową o krawężnik. Wielu kibiców myślało, że Holenderka nie przeżyje. Mnie też serce stanęło, gdy telewizja pokazała ten wypadek. Wiedziałem, że zawodniczka mogła nawet się zabić i byłem wściekły na organizatorów. Nie rozumiałem, jak mogli zaakceptować takie amatorstwo zabezpieczania trasy. W czasie Tour de Pologne, gdy pokonuje się królewską pętlę, jest wyjątkowo ostry zjazd z Gliczarowa. Kolarze jadą tam nawet 100 km/h i nagle muszą pokonać ostry zakręt. W takich miejscach trzeba bezwzględnie zapewnić bezpieczeństwo. Rozkładamy tam specjalne siatki, podobne do tych z zawodów w narciarstwie alpejskim, do tego krawężniki wyłożyliśmy materacami. Jeśli ktoś upadnie, uratuje się.

Podczas imprezy tej rangi co Tour de Pologne i w takim sporcie jak kolarstwo trzeba zadbać o wszystko. Uczyliśmy się tego latami i wciąż to robimy, ponieważ cały czas pojawiają się nowości i lepsze rozwiązania w każdym zakresie. Jednocześnie czuję, że warto to robić, bo wyścig osiąga sukces. Zawsze wiedziałem, że Polacy kochają kolarstwo. Pamiętam puste ulice w czasach Ryszarda Szurkowskiego i innych sław polskiego peletonu. Pamiętam Wyścig Pokoju, za którym kibice przepadali. Nie miałem ambicji powtórzenia tamtego sukcesu, ale wiedziałem, co chcę stworzyć. O tym, że wyścig stał się marką, która z kolei jest wizytówką Polski, już pisałem. Kolejny cel był taki, aby wokół Tour de Pologne stworzyć wiele innych wydarzeń, które na stałe wpiszą się w krajobraz, a jednocześnie będą pełniły funkcje społeczne i edukacyjne. Latami tworzyliśmy więc cykl Grand Prix MTB, w którym „wychowywały się” Maja Włoszczowska czy Ania Szafraniec. Działo się to w czasie wielkiego boomu na kolarstwo górskie. „Opakowaliśmy” to wydarzenie w niezwykły sposób. Była telewizja, największe media i ogromne zainteresowanie, a sportowcy walczyli o nagrodę w postaci samochodu. W niektórych edycjach startowała masa dzieciaków. Od lat rozwijamy też inny projekt, czyli Nutella Mini Tour de Pologne. Rok w rok obserwuję z bliska setki dzieciaków, które dostają koszulki podobne do koszulek ścigających się zawodowcy. Oprócz tego rywalizują na tej samej trasie, po której kilka godzin później jedzie „dorosły” peleton. Widzę zaangażowanie, pasję i radość na twarzach tych dzieci. To największa nagroda. Latami to wydarzenie wspierała moja córka Agata i też zaraziła się pasją i zaangażowaniem. Jesteśmy dumni, że tak to wszystko się rozwinęło.

Kolejne wydarzenie, które „wyrosło” przy Tour de Pologne, to Tour de Pologne Amatorów. Impreza niezwykła, chociaż… nie dla wszystkich. Aby w nim uczestniczyć, nie da się po prostu wstać sprzed telewizora i ruszyć. To znaczy da się, ale nie wróżę sukcesu. Kolarze amatorzy pokonują królewską pętlę wyścigu, a to naprawdę wielkie wyzwanie. Wydarzenie jednak tak się rozrosło i cieszy się takim zainteresowaniem, że zapisy trwają od stycznia, a miejsca na liście startowej nie wystarcza dla wszystkich. To też miara sukcesu.

Od dawna chciałem też pomagać w edukacji. Tak zrodził się pomysł stworzenia cyklu maratonów rowerowych. Jeszcze dekadę czy dwie temu rower był najczęściej po prostu środkiem transportu. Później wszystko się zmieniło i stał się narzędziem wykorzystywanym do aktywności fizycznej i zdrowego trybu życia. Powstały ścieżki rowerowe, a ja sam czasem trafiałem w miejsca, gdzie tworzyły się… rowerowe korki. I, jakkolwiek to denerwujące, ten widok uświadomił mi, jak bardzo wszystko się zmienia. Maratony stały się odpowiedzią na społeczne zapotrzebowanie. Daliśmy szansę i możliwość startowania na różnych trasach całym rodzinom. Są dystanse dla dobrze wytrenowanych, ale też takie, na których można startować z dzieckiem. Spotykam na trasach kilkuletnie dzieci i sędziwych staruszków. Czego chcieć więcej?

 


© PAP/Bartłomiej Zborowski. Warszawa, Polska, 26.01.2014 r., Dwukrotny wicemistrz olimpijski, czterokrotny medalista mistrzostw świata, Ryszard Szurkowski zajął pierwsze miejsce w plebiscycie „Złota” Dziesiątka Polskich Kolarzy Wszechczasów.

 

Nie byłoby tego wszystkiego bez odpowiednich partnerów. To ogromna praca, którą trzeba wykonywać okrągły rok. Kolarstwo jest wdzięcznym sportem dla reklamodawców, ale trzeba ich do tego przekonać. Rodzina partnerów Tour de Pologne jest dzisiaj naprawdę wielka i to kolejny powód do dumy. Są z nami globalne marki, jak choćby Carrefour czy Hyundai, są krajowi giganci, jak Lotto, Tauron czy Lotos, jest wiele innych firm i o każdą staramy się dbać, jak najlepiej się da. To też miasta i samorządy, które coraz lepiej rozumieją, jaką szansę daje promocja przez sport. Staramy się pokazywać najpiękniejsze miejsca naszego kraju w najlepszy możliwy sposób. Ujęcia z helikopterów, motocykli, ciągła akcja, a w tle śliczne zakątki. Tak dzisiaj „robi się” sport i ludzie to doceniają, bo Tour de Pologne dociera do ponad stu krajów na całym świecie, a w Polsce buduje poczucie wspólnoty i dumy. Żeby to zrozumieć, trzeba wziąć w nim udział w jakiejkolwiek roli, najlepiej kibica. Nie pozostaje mi więc nic więcej jak tylko zaprosić wszystkich na 75. Tour de Pologne, wyścig wyjątkowy, odbywający się w roku, w którym mija sto lat od odzyskania przez Polskę niepodległości. Będziemy obchodzić potrójny jubileusz: 75. edycja, 90 lat po pierwszej edycji i wreszcie moja skromna rocznica ćwierćwiecza wzięcia odpowiedzialności za naszą narodową imprezę kolarską.

To wszystko jednak nie koniec, bo wiem, że razem z fantastycznymi kibicami, a przede wszystkim dla nich, wciąż chcemy rozwijać Tour de Pologne i wszystko, co się wokół niego dzieje. Nie zamierzamy się zatrzymać, wciąż mamy głowy pełne pomysłów.

All texts published by the Warsaw Institute Foundation may be disseminated on the condition that their origin is credited. Images may not be used without permission.

Powiązane wpisy
Top