WYWIADY

Data: 26 maja 2020

Rosja: Pomoc medyczna w służbie dezinformacji

W obliczu wysokiego przyrostu zachorowań Rosja stała się drugim najbardziej dotkniętym przez pandemię SARS-COV-2 krajem. Choć jeszcze do niedawna rosyjskie media przekonywały, iż sytuacja znajduje się pod pełną kontrolą, ogromne kolejki do szpitala zdają się zaburzać tę narrację. Jednocześnie sytuacja na światowym rynku nie traci tempa- spadają ceny ropy naftowej, wzrasta bezrobocie oraz zakres działań dezinformacyjnych. O aktualnych wydarzeniach w Rosji i kontekście międzynarodowych działań rosyjskich mówi Maciej Jastrzębski – korespondent zagraniczny Polskiego Radia w Moskwie.

MACIEJ JASTRZĘBSKI NA PLACU CZERWONYM W MOSKWIE

Berenika Grabowska: Czy Ministerstwo do Spraw Nadzwyczajnych Federacji Rosyjskiej jest w stanie poradzić sobie z widmem kryzysu gospodarczego w obliczu wybuchu globalnej pandemii SARS-COV-2?

 Maciej Jastrzębski: według oficjalnych doniesień Rosja jest w stanie poradzić sobie z wirusem SARS-CoV-2. I to na tyle skutecznie, że ani Ministerstwo do Spraw Nadzwyczajnych Sytuacji, ani armia nie prowadzą żadnych specjalnych operacji i nie odgrywają pierwszoplanowej roli w przeciwdziałaniu pandemii. Nie ma także przesłanek, żeby nie wierzyć w prawdziwość danych, dotyczących liczby zakażonych koronawirusem i zmarłych. Można, w niewielkim zakresie zaniżać lub zawyżać statystyki, w zależności od politycznych potrzeb, albo manipulować nastrojami społecznymi poprzez przekazywanie raz optymistycznych, innym razem pesymistycznych uwag dotyczących bieżącej sytuacji. Jednak przy bardzo krytycznym do Kremla stosunku przedstawicieli środowisk intelektualnych, w tym medycznych oraz biorąc pod uwagę, że opozycja i niezależne media natychmiast punktują każdy błąd, potknięcie i niedomówienie ze strony władz, niezwykle trudnym zadaniem byłoby fałszowanie statystyk na masową skalę.

W mojej ocenie, Władimira Putina bardziej zajmują kwestie techniczno–wizerunkowe, związane z przygotowaniem poszczególnych instytucji do wykonywania zadań w warunkach tzw. czarnego scenariusza.  W uproszczeniu, Kreml interesuje, czy rosyjskie służby cywilne i wojskowe sprostają wyzwaniom jakie stawia przed nimi wirus SARS-CoV-2 i czy służby te są lepiej przygotowane niż zachodnie. Nie wydaje mi się, aby Władimir Putin, w związku z pandemią zmienił swoje podejście do polityki wewnętrznej i zagranicznej. Obywatele muszą wiedzieć kto jest dobry, a kto zły. Mechanizm jest prosty i nie zmienia się od lat. Prokremlowscy politycy opowiadają o miliardach rubli, które mają trafić do najbardziej potrzebujących Rosjan i firm dotkniętych kryzysem gospodarczym. Jednak gdy owe miliardy podzielimy przez liczbę wnioskujących o wsparcie, to okaże się, że dla wszystkich nie wystarczy. O karmieniu Rosjan iluzorycznymi obietnicami, roztaczaniu wizji państwa opiekuńczego, którym Rosja nie jest, mówią nie tylko opozycyjni politycy, ale coraz częściej eksperci pracujący dla firm analitycznych i instytutów badawczych.

A jak walka z pandemią w Rosji wpływa na zaangażowanie Moskwy w zewnętrzne działania propagandowe?

Część rosyjskich politologów zwraca uwagę, że zagrożenie koronawirusem nie osłabiło zaangażowania Moskwy w tzw. wojny propagandowe. Prokremlowskie media, zgodnie ze scenariuszem pisanym przez doradców Władimira Putina, przy każdej okazji przypominają kto jest przyjacielem, a kto wrogiem Rosji. Informacje dotyczące „nieprzyjaznych” działań ze strony Zachodu, głównie Stanów Zjednoczonych zajmują w mediach niemalże tyle samo miejsca, co doniesienia związane z pandemią. Jako autorytarny przywódca musi utrzymywać rodaków w przekonaniu, że ma wszystko pod kontrolą i dlatego, dopóki nie ma takiej potrzeby, nie firmuje swoim urzędem drobnych decyzji dotyczących: powszechnej izolacji, dni wolnych od pracy, czy wsparcia dla biznesu, czyli tych, które są najboleśniej odczuwane przez obywateli i wywołują ich niezadowolenie. Jak tłumaczą kremlowscy eksperci ds. wizerunku, prezydent jedynie wyznacza kierunki, podejmowanie decyzji stanowi domenę premiera, ministrów i urzędników lokalnego szczebla.

Oddalając od siebie odpowiedzialność, Władimir Putin powołał na szczeblu federalnym specjalny sztab, który monitoruje sytuację i jednocześnie koordynuje działania poszczególnych służb, resortów i lokalnych administracji, co daje mu szerokie pole manewru od chwalenia się nie swoimi sukcesami oraz gdy sytuacja zacznie być naprawdę groźna, do przeniesienia odpowiedzialności na innych. W ostateczności Władimir Putin może ogłosić Stan Nadzwyczajny i wyprowadzić na ulice wojsko. Jednak, gdy kryzys gospodarczy brutalnie zakłóci porządek ich codziennego życia, istnieje realne ryzyko podjęcia marszu na Plac Czerwony. Już w ostatnich dniach kwietnia, po miesiącu powszechnej kwarantanny, na ulice wyszli mieszkańcy stolicy Osetii Południowej – Władykaukazu. Półtora tysiąca handlarzy, właścicieli barów i zakładów usługowych. Chcieli, aby zgodnie z obietnicami danymi przez prezydenta, lokalna administracja pomogła im ocalić miejsca pracy. Przestraszeni rządzący wysłali przeciwko nim Gwardię Narodową, zdając sobie sprawę, że podobne protesty mogą wkrótce wybuchnąć w kolejnych częściach Rosji.

Czyli Putin mylił się, a koronawirus okazał się znacznie „trudniejszym graczem”. Mimo wszystko Rosja obecnie prowadzi aktywną działalność dezinformacyjną – ostatni dokument opracowany przez grupę zadaniową East StratCom, działającą w ramach Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych wskazuje znaczący wzrost kampanii dezinformacyjnej przeciwko Zachodowi. Jaki jest cel takich działań Rosji?

W strategii informacyjnej Kremla od lat nic się nie zmienia. Rosja, jak każdy reżim, potrzebuje wroga, bo tylko w ten sposób sprawujący władzę mogą legitymizować kontrowersyjne decyzje. Władimir Putin nie stanowi wyjątku od tej reguły. Jeśli prezydent nie chce brać na siebie odpowiedzialności za zły stan gospodarki, oświaty, służby zdrowia oraz za łamanie praw człowieka i wolności obywatelskich, to musi podtrzymywać groźbę zagrożenia zewnętrznego. W ubiegłym roku sondaże prowadzone przez Centrum Analityczne Jurija Lewady wyraźnie pokazały, że coraz mniej Rosjan wierzy Władimirowi Putinowi i prokremlowskim propagandystom. W takiej sytuacji Kreml musiał zmodyfikować swoją strategię przekazu antyzachodniego, koncentrując się na różnych aspektach życia społecznego, globalnego bezpieczeństwa i ekonomicznej stabilności.

Według różnych sondaży opinii publicznej, jako głównych wrogów swojego kraju Rosjanie na pierwszych miejscach wymieniają Stany Zjednoczone, część państw Unii Europejskiej, a także kraje, z którymi aktualnie prowadzą wojnę: Gruzję i Ukrainę. Dezinformacja wewnętrzna, to tylko jeden wymiar działań propagandowych, istnieje też drugi – polityka zagraniczna. Rosyjscy stratedzy wychodzą z założenia, że każdą porażkę można przekuć w sukces. Można wmówić Rosjanom, że zachodnie sankcje gospodarcze sprzyjają rozwojowi rodzimych firm, że im tańszy rubel, tym jest go więcej w budżecie państwa, albo że Rosja jest jedynym krajem na świecie, w którym naprawdę szanuje się prawa człowieka, wolności obywatelskie oraz tradycyjne wartości rodzinne i religijne. W ten sam sposób kremlowscy doradcy chcą „podbić serca” części światowej opinii publicznej, w tym państw Unii Europejskiej.

Ostatecznym celem takich działań jest przyznanie Rosji statusu mocarstwa, które posiada swoją strefę wpływów i współdecyduje o losach świata. Dlatego kremlowscy stratedzy muszą za wszelką cenę doprowadzić do zdjęcia z Rosji sankcji gospodarczych i otwarcia drzwi na międzynarodowe salony. Z tego powodu Moskwa postanowiła wykorzystać pandemię koronawirusa, aby z jednej strony ocieplić wizerunek Rosji, a z drugiej podważyć fundamenty Unii Europejskiej. Temu właśnie służą tak zwane „misje humanitarne” wysyłane do Włoch.

Rzeczywiście, po wybuchu pandemii w mediach społecznościowych docierały do nas nagrania mieszkańców włoskich epicentrów COVID19 w akcie wdzięczności wyrażających swoje podziękowanie dla Rosji. Co w rzeczywistości składa się na oferowaną przez Moskwę pomoc?

Należy zauważyć, iż konwoje wojskowe, bardziej kojarzące się z inwazją, niż z niesieniem pomocy miały wzmocnić propagandowy przekaz płynący z Moskwy, że oto pękła cienka nić europejskiej solidarności i w obliczu tragedii Rzym nie może liczyć na pomoc Unii Europejskiej i NATO. W tym samym czasie rosyjskojęzyczne media, finansowane głównie przez Kreml stacje telewizyjne i agencje informacyjne, publikowały materiały mające świadczyć o wdzięczności Włochów dla Rosjan oraz ich niechęci wobec Unii Europejskiej. Rosyjska propaganda posłużyła się w tej sytuacji kodem, który pamiętamy z czasów sowieckich. W ciągu kilkudziesięciu lat nic się nie zmieniło, bo nie pojawiła się też taka potrzeba – wszak „wdzięczność” prezentowana na ekranie zawsze wyciska łzy i zmiękcza serca.

Jednak rosyjskim strategom nie chodzi wyłącznie o ocieplenie wizerunku, ale również o ustanowienie hierarchii. W świadomości społecznej udzielający pomocy zawsze stoi wyżej, od tego który tej pomocy potrzebuje. Kraj przyjmujący pomoc jest kojarzony jako ten, który nie potrafi sobie poradzić – a więc jako słabszy. Tego typu działania, jak te prowadzone we Włoszech nie tylko podważają zaufanie do Unii Europejskiej, ale również do NATO. Moskwa złudnie sugeruje, że ani Instytucje Unijne, ani Sojusz Wojskowy nie są w stanie ochronić swoich członków przed ciążącymi nad nimi zagrożeniami. Konwoje wojskowe to tylko drobny element akcji mającej osłabić jedność Europejczyków i rzucić ich w objęcia Moskwy. Kreml od początku pandemii wykorzystuje ten temat do dezinformowania ludzi na całym świecie. Podawanie przez media o globalnym zasięgu, tj. telewizja RT czy agencja Sputnik, informacji sprzecznych z zaleceniami poszczególnych rządów i Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), podważa zaufanie do tych instytucji i wywołuje powszechny zamęt.

Czy w takim razie może nas czekać znacząca zmiana w relacjach Unii Europejskiej i Rosji lub pomiędzy poszczególnymi krajami Wspólnoty?

 W świecie skorelowanych interesów ekonomicznych, politycznych i społecznych możliwe są najróżniejsze przetasowania i nowe sojusze podważające ówczesny porządek. Zaryzykuję jednak i powiem, że w mojej ocenie nie dojdzie do żadnych radykalnych zmian w relacjach Rosji z Unią Europejską. Jeśli chodzi o poszczególne państwa Wspólnoty, to w zależności od potrzeb gospodarczych, będą zawierane nowe kontrakty, głównie na dostawy surowców energetycznych, ale o „uściskach przyjaźni”, czy „strategicznych sojuszach” nie ma mowy. Rosja Władimira Putina jest państwem, któremu trzeba się uważnie przyglądać. W ciągu ponad 20 lat, polityk nią rządzący zdążył skłócić się ze wszystkimi sąsiadami i złamać wiele międzynarodowych obietnic. Analizując przebieg ostatnich dwudziestu lat, Rosja nie stanowi wiarygodnego partnera, dla którego warto byłoby ryzykować wyjście z międzynarodowych sojuszy.

Jeśli weźmiemy pod uwagę wszystkie działania propagandowe prowadzone przez Kreml, wojny historyczne, gospodarcze, czy ideologiczne prowadzone z niemal wszystkimi państwa świata, to dojdziemy do wniosku, że Władimirowi Putinowi nie zależy na długoterminowych dobrych relacjach międzynarodowych. Kreml potrzebuje jedynie doraźnych sojuszy. W dłuższej perspektywie Rosja nie wyzbyła się swoich imperialnych ambicji, a jak wiemy, imperium nie potrzebuje sojuszników, ponieważ wszystkich wchłania i czyni swoimi wasalami. Sądzę, że doświadczenie, jakim jest pandemia koronawirusa, będzie miało ogromny wpływ na postrzeganie przez nas świata. Nie mam wątpliwości, że powiększy się grono zwolenników teorii spiskowych, jednak codzienne doświadczenia nauczą nas wreszcie samodzielnego myślenia, w tym weryfikowania źródeł informacji. Dziś idąc ulicą omijamy szerokim łukiem każdego przechodnia, ponieważ widzimy w nim potencjalnego nosiciela wirusa. W ten sam sposób podchodźmy do informacji przekazywanych przez rosyjskojęzyczne media.

No właśnie,  Macedonia Północna właśnie została 30. członkiem NATO, w kolejce jest także Ukraina i Gruzja. Jednak nie powinniśmy chyba spodziewać się tak łatwego oddania stref wpływu przez Władimira Putina. Jaki może mieć na to plan? 

 

Prezydent Rosji i jego doradcy chcą odbudować strefy wpływów na dawnych republikach sowieckich, z czym euroatlantyckie aspiracje tych krajów pozostają w oczywistej sprzeczności. W przypadku Gruzji i Ukrainy, oprócz urażonych ambicji ważną rolę odgrywają także kwestie bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej. Moskwa traci bufor oddzielający jej granice od „wrogiego Zachodu”, a także dostęp do strategicznych punktów obserwacyjno–wypadowych, gdyby kiedyś przyszło jej prowadzić działania zbrojne w rejonie Kaukazu, Morza Czarnego lub na wschodniej flance NATO. Rosja nie posiada konkretnego planu w stosunku do Tbilisi i Kijowa. Wobec Gruzji organizuje różnego rodzaju prowokacje, głównie na tak zwanej linii okupacyjnej i w separatystycznych regionach Osetii Południowej i Abchazji.

Podobną listę mogą stworzyć Ukraińcy, dopisując aneksję Krymu i wojnę w Donbasie. Kreml doprowadził w tych regionach do sytuacji, w której nie musi podejmować nadzwyczajnych działań, aby konflikt wciąż narastał. Wystarczy jedynie od czasu do czasu go wzniecić. Moskiewscy stratedzy wychodzą z założenia, że NATO nie przyjmie krajów w stanie wojny i nie zdecyduje się na bezpośrednią konfrontację z Rosją. Wszystkie deklaracje Sojuszu dotyczące członkostwa Ukrainy i Gruzji, wspólne manewry, szkolenia i dostawy sprzętu wojskowego traktują jedynie jak grę, która nigdy się nie skończy. W tej grze, Władimir Putin wielokrotnie testował cierpliwość Sojuszu Północnoatlantyckiego. A co by było, gdyby NATO przetestowało cierpliwość Putina?

Myśli Pan, że społeczeństwo wróci jeszcze do sprawy krymskiej? Wydaje się, że temat wygasa i państwa powoli oswajają się z obecnym status quo.

 Rosyjska propaganda najpierw wmówiła Rosjanom i Krymianom, a później starano się uczynić to samo w stosunku do społeczności międzynarodowej, że półwysep „był, jest i będzie” historyczną kolebką rosyjskiego prawosławia i państwowości, a co za tym idzie- integralną częścią Rosji. Później, rosyjscy propagandyści aż do znudzenia opowiadali, o „woli narodu”, „demokratycznym referendum” i „obronie prostych ludzi przez banderowcami”. Na koniec tego procesu, który możemy nazwać „wymazywaniem aneksji ze społecznej pamięci”, postanowili udawać, że nic się nie stało, że wszyscy już zaakceptowali staus quo. W mojej ocenie tak jednak nie jest. Cały demokratyczny świat, w tym międzynarodowe organizacje, pamiętają o rosyjskiej aneksji Krymu, nadal utrzymując sankcje, wobec tego terytorium, a także wyłączając półwysep ze wszelkich projektów: gospodarczych, politycznych, socjalnych, sportowych i kulturalnych.

Rosja w kwestii aneksji Krymu zmanipulowała światową opinię publiczną. Otóż Moskwa, zapraszając zachodnich polityków i dziennikarzy na półwysep chce, aby sami odpowiedzieli sobie na pytanie, czy na tym terenie jest bezpiecznie, czy nie. I po kilku dniach zwiedzania Sewastopola, Jałty, Bachczysaraju i po rozmowach z przypadkowo spotkanymi ludźmi, goście z Zachodu są przekonani, że na Krymie jest bezpiecznie. Najpierw opowiadają o tym w rosyjskich mediach państwowych, później wracają do swoich krajów i przekazują taką opinię swoim rodakom. Na czym polega manipulacja? A no na tym, że w aneksji Krymu nie chodzi o to, czy tam było niebezpiecznie, a teraz dzięki Rosji jest bezpiecznie. Pytanie, które rosyjscy propagandyści sprytnie wykluczyli ze świadomości publicznej jest inne. Czy dozwolone jest łamanie międzynarodowego porozumienia, wysyłanie na terytorium innego państwa swojego wojska, a następnie organizowanie tam referendum? Wszystkie te pytania można zastąpić jednym – czy wolno kłamać, oszukiwać i kraść? Jeśli nasza odpowiedź jest przecząca, to społeczność międzynarodowa nie może dopuścić do tego, żeby świat zapomniał o aneksji Krymu i okupacji Osetii Południowej oraz Abchazji.

 

A jakim stanie obecnie znajduje się gospodarka Rosji? Czy Rosja jest wystarczająco stabilna finansowo, żeby na arenie międzynarodowej pozostać silnym graczem?

 Od 2014 roku Rosja mierzy się z poważnymi problemami gospodarczymi. W związku z aneksją Krymu i wojną w Donbasie zachodnie państwa, w tym kraje Unii Europejskiej i Stany Zjednoczone nałożyły na Rosję sankcje gospodarcze oraz personalne. Później doszły jeszcze restrykcje związane z ingerowaniem rosyjskich służb w wewnętrzne procesy społeczno– polityczne innych państw. Moskwa w odwecie wprowadziła kontrsankcje, głównie polegające na embargu na produkty spożywcze. Te wszystkie ograniczenia mocno uderzyły w rosyjską gospodarkę. Od pięciu lat budżet Federacji Rosyjskiej doświadcza silnych wahań związanych ze spadkami cen ropy, a co za tym idzie- wartości rubla. Przelewy na konta administracji regionalnych, wspierających lokalne firmy, zastrzyki dla koncernów państwowych i banków, a także pieniądze dla Ministerstwa Spraw Zagranicznych na pomoc Rosjanom, którzy przebywają poza granicami kraju oraz dla Ministerstwa Obrony na utrzymanie i modernizację armii świadczą, że Moskwa stara się utrzymać pozycję stabilnego gracza. Czy tak jest rzeczywiście, czy to tylko pozory – trudno dziś stwierdzić. Czy Rosja jest w trudnej sytuacji gospodarczej? Tak, jest. Czy jest to sytuacja dramatyczna? Nie. Rosja posiada oszczędności, podobnie jak wciąż posiada surowce energetyczne, szlachetne kamienie i metale oraz kruszce o strategicznym znaczeniu, więc jakoś sobie poradzi. Po zakończeniu pandemii, gdy Rosjanie oszacują straty swoich gospodarstw domowych, policzą, ile osób straciło miejsca pracy i dostrzegą, ilu sąsiadów się wzbogaciło- Władimir Putin będzie musiał znaleźć pieniądze na ustabilizowanie sytuacji gospodarczej albo ludzie wyjdą na ulice.

Rozmawiały Berenika Grabowska oraz Małgorzata Cichal, The Warsaw Institute Review.

Maciej Jastrzębski jest korespondentem zagranicznym Polskiego Radia w Moskwie. Pracował w kilkudziesięciu krajach świat, relacjonując konflikty zbrojne i najważniejsze wydarzenia społeczno – polityczne. Wydał pięć powieści reporterskich: „Matrioszka Rosja i Jastrząb”, „Rubinowe oczy Kremla”, „Kry: miłość i nienawiść”, „Klątwa gruzińskiego tortu” i „Przekleństwo cara Iwana”.

All texts published by the Warsaw Institute Foundation may be disseminated on the condition that their origin is credited. Images may not be used without permission.

Powiązane wpisy
Top