U.S. WEEKLY

Data: 6 grudnia 2019

Koniec kontraktu jamalskiego. Polski sektor gazu wkracza w nową erę

Polska spółka gazowa PGNiG 15 listopada złożyła oświadczenie woli zakończenia obowiązywania kontraktu jamalskiego z Rosją – najbardziej niekorzystnej umowy gazowej w historii Polski. Dlaczego tak się stało i co może zrobić teraz polski rząd?

ŹRÓDŁO: SHUTTERSTOCK.COM

Ogłoszenie zamiaru nieprzedłużenia umowy z Rosjanami zostało zaprezentowane przez polskie media jako wielkie wydarzenie. Stało się tak nie bez powodu. Polski rząd pokazał tym samym, że Warszawa nie musi podpisywać umowy z Rosjanami za wszelką cenę i jest w stanie rezygnować z ofert niekorzystnych. Właśnie taką był kontrakt jamalski.

Obecnie Polska zużywa około 18 mld m sześc. gazu ziemnego rocznie. Z tej liczby jedynie 4 mld m sześc. zaspokajane jest własnym wydobyciem. Ok. 9 mld m sześc. importowane jest z Rosji, za pośrednictwem biegnącego przez Białoruś gazociągu jamalskiego. Reszta pochodzi z innych źródeł – głównie z terminalu LNG w Świnoujściu, dokąd surowiec przypływa przede wszystkim z USA i Kataru.

Polski sektor gazu ziemnego wyglądał jednak zgoła inaczej jeszcze dziewięć lat temu, gdy podpisywano kontrakt jamalski. Wówczas zapotrzebowanie na surowiec wynosiło ok. 14 mld m sześc., z czego aż 9 mld m sześc. pochodziło z Rosji. Innych źródeł dostaw, oprócz małych zdolności przesyłowych z sąsiadami, nie było.

Chaos pod presją

Wówczas, w styczniu 2009 roku zbiegły się w czasie dwa wydarzenia. Jednym z nich był wybuch rosyjsko-ukraińskiego kryzysu gazowego, za którego pomocą Rosja próbowała wywrzeć nacisk na ukraińskie władze. Wcześniej rosyjski Gazprom powiadomił ówczesnego ministra gospodarki Waldemara Pawlaka o możliwych przerwach w dostawach. Rosjanie naciskali również na negocjację aneksu do umowy na przesył gazu z 1993 roku wraz z warunkami dotyczącymi wzrostu dostaw surowca do Polski.

Polski rząd zwlekał jednak z rozmowami aż do wybuchu kryzysu, gdy został zmuszony do przygotowania naprędce instrukcji negocjacyjnych. Jak wykazał raport Najwyższej Izby Kontroli, instrukcje były przygotowywane bez koniecznych konsultacji i zatwierdzane wbrew regulaminom. Nie ma to jednak większego znaczenia, ponieważ negocjatorzy nie przestrzegali nawet otrzymanych instrukcji, omawiając niektóre aspekty nowego kontraktu telefonicznie.

W rezultacie szeregu błędów i nieprzestrzegania zasad prowadzenia negocjacji, w listopadzie 2009 roku doprowadziło do powstania wstępnego zarysu porozumienia, zgodnie z którym nowa umowa na dostawy gazu miałą zostać zawarta aż do 2037 roku. Wbrew instrukcjom, które uwzględniały powstanie terminalu LNG i przewidywały zawarcie umowy do 2014 roku. Instrukcje zostały dopiero post factum zmienione.

Wreszcie umowa została parafowana 9 lutego 2010 roku, a dzień później przesłana do zatwierdzenia przez poszczególne resorty i instytucje. Ponownie odbyło się to z naruszeniem regulaminu pracy Rady Ministrów. Niektóre z konsultowanych instytucji i ministerstw miały zaledwie 30 min na zapoznanie się z umową i sformułowanie uwag. Najgorzej potraktowano Urząd Regulacji Energetyki, który miał 2 minuty. W rezultacie jedynie jedno ministerstwo z 33 adresatów odpowiedziało, nie zgłaszając żadnych uwag.

Ostatecznie umowa została zawarta dopiero 29 października 2010 roku. Przyczyną była interwencja Komisji Europejskiej, która wstrzymała podpisanie umowy z uwagi na jej niezgodność z prawem unijnym. Jak się okazało, zapisy umowy były również niezgodne z prawem krajowym.

Ostateczny kształt umowy jest dużo lepszy niż pierwotnie wynegocjowany i obowiązuje jedynie do końca 2022 roku. Wciąż jednak kontrakt jamalski jest najgorszą umową w historii polskiej energetyki III RP. Zobowiązuje on Polskę do zakupu co najmniej 8,7 mld m sześc. gazu rocznie w formule take-or-pay. Oznacza to, że nieodebrany gaz i tak podlega opłacie. Ponadto Polska nie ma prawa reeksportu surowca, a jego cena nie jest uzależniona od rynku, lecz jest powiązana z ceną ropy naftowej. To powoduje, że gaz przeznaczony dla Polski jest droższy niż np. dla położonych dalej Niemiec.

Szczegóły dotyczące przebiegu negocjacji gazowych są o tyle istotne, że pokazują drogę, jaką przeszła Polska przez ostatnią dekadę. Jeszcze w 2009 roku szantaż gazowy paraliżował instytucje państwowe i skutkował zawarciem szalenie niekorzystnego kontraktu. Obecnie możliwa jest rezygnacja z dostaw z Rosji.

Co dalej?

18 mld m sześc. gazu – tyle obecnie konsumowane jest w Polsce. Ta liczba ma jednak ulec znacznemu wzrostowi w ciągu najbliższych lat. Przyczyną jest wzrost gospodarczy oraz odchodzenie od stosowania węgla w energetyce. Ma być on zastępowany głównie przez energię odnawialną – wiatrową i słoneczną. Ważną rolę odgrywa jednak również gaz ziemny. Już teraz w największych elektrowniach w Polsce, między innymi w warszawskiej elektrowni na Żeraniu, powstają bloki gazowe, które mają zastępować te na węgiel.

W rezultacie prognozy polskiego operatora systemu przesyłowego, spółki Gaz-System, zakładają wzrost konsumpcji gazu w Polsce do 2030 roku do 20,6 – 26,4 mld m sześc. rocznie. Wystarczy wspomnieć, że wzrost na przestrzeni ostatniego roku wyniósł około 1 mld m sześc.

Jak na te wyzwania stara się odpowiedzieć polski rząd? Pierwszym planem jest rozbudowa przepustowości terminalu LNG w Świnoujściu, co już jest realizowane. Możliwości regazyfikacyjne z obecnych 5 mld m sześc. mają być zwiększone do 7,5 mld m sześc. w 2022 roku. Ponadto rozważane jest stworzenie terminalu FSRU (Floating Storage and Regasification Unit) w Zatoce Gdańskiej o mocy ok. 4 mld m sześc. rocznie. Ten miałby jednak powstać dopiero w latach 2024-25. Niewykluczone jednak jest powstanie tymczasowego FSRU w Świnoujściu.

Z przepustowością terminala jest jednak jak z samochodem – to, że jest w nim pięć miejsc nie oznacza, że zawsze jeździ nim pięć osób. Na 2019 rok PGNiG zakontraktował 3,5 mld m sześc. LNG (po regazyfikacji) z dostawą w Świnoujściu. W 2023 roku będzie to już 8,5 mld m sześć., a rok później niemal 12,5 mld m sześc. 5 mld m sześc. z tej wartości jako punkt odbioru ma zapisane Świnoujście. Pozostałe metanowce będą pod kontrolą PGNiG już w punkcie załadunku, a więc polska spółka będzie mogła odsprzedać niewykorzystany surowiec na rynku. Lub skierować do kraju.

Oprócz gazoportu, drugim kluczowym projektem, który przemodeluje polski rynek gazu, jest gazociąg Baltic Pipe. Ta magistrala łącząca Polskę ze złożami norweskimi biegnąć ma dnem Morza Północnego, przez terytorium Danii, a następnie dnem Bałtyku, by ostatecznie dostarczyć gaz do polskiego systemu. Przepustowość rurociągu wynosić ma 10 mld m sześc. W procedurze Open Season PGNiG zarezerwowało 8,1 mld m sześc. przepustowości. Gazociągiem surowiec powinien zacząć płynąć w październiku 2022 roku.

Wesprzyj nas

Jeżeli przygotowane przez zespół Warsaw Institute treści są dla Państwa przydatne, prosimy o wsparcie naszej działalności. Darowizny od osób prywatnych są niezbędne dla kontynuacji naszej misji.

Wspieram

Termin ten nie jest przypadkowy. Właśnie z końcem 2022 roku wygasnąć ma kontrakt jamalski. Jak zatem prezentują się polskie plany?

W 2023 roku polskie zapotrzebowanie na gaz ma wynosić od 20,1 do 23,6 mld m sześc. gazu rocznie. W tym czasie oddane do użytku mają zostać dodatkowe projekty o łącznej przepustowości 12,5 – 15 mld m sześc., nie wliczając dodatkowych połączeń z innymi sąsiadami. Zarezerwowano na ten czas 8,1 mld m sześc. gazu w Baltic Pipe i 5 mld m sześc. LNG z możliwością zwiększenia do 8,5 mld m sześc. do Świnoujścia. Łącznie daje to od 13,1 do 16,6 mld m sześc. gazu rocznie. Jeśli dodamy ok. 4 mld m sześc. własnego wydobycia, to od 2023 roku Polska będzie w stanie zaspokoić własne potrzeby bez importu z Rosji. W rezerwie zawsze pozostaje plan dostawienia FSRU do Świnoujścia.

Czy jednak jest to niezbędne? Czy „oświadczenie woli zakończenia kontraktu jamalskiego” oznacza koniec importu gazociągiem jamalskim? Z pewnością oznacza koniec sytuacji, w której Polska jest zmuszona zawierać umowę z Gazpromem za wszelką cenę. Oznacza to koniec niekorzystnych i nierynkowych formuł cenowych. Stanowi kres możliwości stosowania szantażu gazowego wobec Polski. Niekoniecznie musi oznaczać jednak rezygnację z gazu rosyjskiego.

Spokojne przeprowadzenie negocjacji w oparciu o silną pozycję negocjacyjną, pozwoliłoby zawrzeć korzystny kontrakt. Jaka by to była umowa? Przede wszystkim krótkoterminowa, a więc umożliwiająca jej renegocjację w przypadku zmiany okoliczności na rynku. Kluczowa byłaby oczywiście też cena, która powinna być powiązana ze wskaźnikami rynkowymi. Wreszcie Polska powinna mieć pełne prawo odsprzedaży gazu. Właśnie posiadanie dodatkowych wolumenów paliwa umacniałoby polską pozycję w regionie, dając PGNiG możliwość reeksportu surowca.

Komunikat o woli zakończenia kontraktu jamalskiego jest ważnym i symbolicznym wydarzeniem. Jest symbolem wkraczania w nową erę na polskim rynku gazu ziemnego. Erę niezależności gazowej.

Tekst pierwotnie ukazał się na łamach „Dziennika Związkowego”.

Wszystkie teksty (bez zdjęć) publikowane przez Fundacje Warsaw Institute mogą być rozpowszechniane pod warunkiem podania ich źródła.

TAGS: migration crisis, NATO, Belarus, Russia

 

Powiązane wpisy
Top