RUSSIA MONITOR
Data: 30 sierpnia 2019
Erdogan w rosyjskiej pułapce
Od kilku miesięcy Rosjanie lekceważą zawarty wcześniej z Turcją układ rozejmowy dotyczący rebelianckiej enklawy w Syrii i wspierają wojska Asada. Doszło już nawet do przypadków zajmowania tureckich posterunków obserwacyjnych w Idlib, a także nalotów (niewykluczone, że także rosyjskich) na okolice pozycji sił tureckich. Koalicja syryjsko-rosyjsko-irańska konsekwentnie niszczy ostatni bastion rebelii, wspierany przez Turcję, zaś Ankara jest bezradna. Nie potrafi bronić swych sprzymierzeńców, a nawet naraża własnych żołnierzy. Jednak Recep Tayyip Erdogan nie ma wyjścia. Za bardzo zaangażował się we współpracą z Moskwą, jednocześnie wywołując ostry kryzys w relacjach z Zachodem, głównie USA (choćby kupując od Rosjan S-400). W efekcie Erdogan stracił pole manewru do lawirowania między Rosją a Amerykanami – nie tylko w Syrii. Należy spodziewać się kolejnych porażek Ankary w Syrii i zwiększania presji Kremla na kolejne kontrakty zbrojeniowe. To wszystko odsuwa Turcję od Zachodu i uderza w jedność NATO, co jest niewątpliwie jednym ze strategicznych celów Putina.
W ostatnich tygodniach syryjskie siły rządowe zintensyfikowały działania ofensywne w Idlib. Wypieranie rebeliantów z kolejnych pozycji musiało w końcu doprowadzić do zetknięcia się armii rządowej Asada z Turkami. Syryjczycy m.in. opanowali turecki posterunek wojskowy w pobliżu miasta Morek. Ankara ostrzegała Rosję, że działania armii syryjskiej – wspieranej przez Moskwę – naruszają zawieszenie broni w północno-zachodniej Syrii i są zagrożeniem dla bezpieczeństwa Turcji. Ale nie zdecydowała się na odwetowe militarne działania. Sytuacja wymusiła nieplanowaną wcześniej podróż Erdogana do Moskwy. Turecki prezydent poleciał do Putina rozmawiać o Syrii, choć już we wrześniu zaplanowano kolejny szczyt Rosji, Iranu i Turcji w ramach tzw. formatu astańskiego.
Wesprzyj nas
Jeżeli przygotowane przez zespół Warsaw Institute treści są dla Państwa przydatne, prosimy o wsparcie naszej działalności. Darowizny od osób prywatnych są niezbędne dla kontynuacji naszej misji.
Po rozmowach z Putinem Erdogan wskazał, że żołnierze tureccy znaleźli się w niebezpieczeństwie, i zapewnił, że Ankara w razie potrzeby „uczyni wszystko w celu zapewnienia bezpieczeństwa w Idlibie”. Jednak są to tylko puste słowa. To Putin zyskał przewagę nad Erdoganem. Dlatego na skargi gościa odrzekł, że nic się nie zmieni, jeśli chodzi o ofensywę sił rządowych wspieranych przez Rosję, bo „terroryści nadal ostrzeliwują pozycje (syryjskich) sił rządowych i próbują atakować rosyjskie obiekty wojskowe”. Putin przy okazji dał do zrozumienia Erdoganowi, że porozumienie rozejmowe już właściwie nie obowiązuje: „Jesteśmy przekonani, że strefa deeskalacji nie powinna służyć jako schronienie dla bojowników”.
Władze w Ankarze znalazły się w trudnej sytuacji na własne życzenie. Nie wiadomo, czy podczas rozmów nt. zakupu S-400 padły jakieś rosyjskie obietnice czy też Turcy sami sobie dopowiedzieli, że po zawarciu kontraktu Moskwa zmniejszy lub wycofa poparcie dla ofensywy Asada przeciwko wspieranym przez Ankarę rebeliantom w Idlib. Fakt jest taki, że teraz Erdogan niewiele może zrobić, a Rosja korzysta z okazji i chce jeszcze mocniej związać członka NATO ze sobą zbrojeniowymi kontraktami. Podczas wizyty Erdogana Putin poinformował, że właśnie dostarczono Turcji kolejną partię zestawów rakietowych S-400. Stwierdził też, że rozmawiał z Erdoganem o współpracy w przemyśle lotniczym. Chodzi o sprzedaż Turkom myśliwców Su-35 (Amerykanie wstrzymali Ankarze kontrakt na F-35, gdy Turcja zakupiła rosyjskie S-400), a także współpracę przy projekcie rosyjskiego myśliwca piątej generacji Su-57. Na konferencji Putin zapowiedział też, że do końca roku ruszą dostawy gazu z Rosji do Turcji za pośrednictwem pierwszej nitki gazociągu Turecki Potok po dnie Morza Czarnego.
Wszystkie teksty (bez zdjęć) publikowane przez Fundacje Warsaw Institute mogą być rozpowszechniane pod warunkiem podania ich źródła.