AKTUALNOŚCI
Data: 13 maja 2019 Autor: Mateusz Kubiak
Czy Gruzja chce obecności amerykańskich żołnierzy?
W położonej na Kaukazie Gruzji rozgorzała debata nt. potencjalnej obecności amerykańskich żołnierzy na terytorium kraju. Całą dyskusję sprowokował przy tym wywiad, jakiego Voice of America udzieliła gruzińska prezydent Salome Zurabiszwili. Głowa państwa stwierdziła w nim bowiem, że ewentualne utworzenie bazy wojskowej USA w Gruzji nie byłoby wskazanym, gdyż zostałoby to wrogo odebrane przez Rosjan. Wypowiedź ta wzbudziła u wielu oburzenie, zaś również partia rządząca jednoznacznie odcięła się od rzeczonego stanowiska prezydent kraju. Jak więc rozumieć tę sytuację i jaki jest tak naprawdę geopolityczny kurs Tbilisi?
W przedsionku NATO
Na wstępie należy podkreślić, że rządzące Gruzją od 2013 roku Gruzińskie Marzenie zachowało uprzednie priorytety polityki zagranicznej sformułowane za prezydentury Micheila Saakaszwilego, utrzymując prozachodnią orientację kraju. Jest to istotne, ponieważ w momencie dojścia do władzy ugrupowania Bidziny Iwaniszwilego (założyciel Gruzińskiego Marzenia, najbogatszy człowiek w kraju, w przeszłości budujący swe imperium biznesowe w Rosji) zastanawiano się, czy nie dojdzie do większej rewizji kursu Gruzji na arenie międzynarodowej. Finalnie nowa ekipa istotnie doprowadziła do poprawy w relacjach z Moskwą (przede wszystkim w wymiarze gospodarczym), co jednak – powtórzmy – nie wpłynęło na euroatlantyckie aspiracje Tbilisi oraz perspektywy dalszej współpracy ze Stanami Zjednoczonymi i Sojuszem Północnoatlantyckim.
Podstawowym punktem odniesienia w kwestii gruzińskiej polityki zagranicznej niezmiennie pozostaje więc rok 2008 i mające wówczas miejsce nieprzyznanie Gruzji Membership Action Plan przez państwa NATO (kwiecień) oraz tzw. wojna pięciodniowa pomiędzy Rosją a Gruzją (sierpień). Począwszy od tego czasu, pomimo wciąż wprowadzanych nowych mechanizmów współpracy, de facto doszło do zamrożenia kwestii gruzińskiej akcesji do Sojuszu ze względu na chęć uniknięcia poważniejszej konfrontacji z Federacją Rosyjską. W efekcie, choć minęło 11 lat od deklaracji, że Gruzja zostanie członkiem NATO, to nadal brak jest jasnych perspektyw dla członkostwa tego kraju w Pakcie Północnoatlantyckim. Nawet pomimo tego, że Gruzini robią dosłownie wszystko, co tylko mogą, by akcesja w szeregu Sojuszu rzeczywiście stała się kiedyś faktem. Przykładem niech będzie chociażby, że to właśnie Gruzja zapewnia czwarty (sic!) największy kontyngent spośród wszystkich państw biorących udział w misji Resolute Support w Afganistanie.
Wesprzyj nas
Jeżeli przygotowane przez zespół Warsaw Institute treści są dla Państwa przydatne, prosimy o wsparcie naszej działalności. Darowizny od osób prywatnych są niezbędne dla kontynuacji naszej misji.
Amerykański interes
Współpraca amerykańsko-gruzińska odbywa się dziś w ramach poszczególnych programów NATO, ale także na poziomie bilateralnym. Gruzja tradycyjnie jest bowiem znaczącym odbiorcą pomocy rozwojowej i militarnej ze strony USA: przykładowo w roku budżetowym 2019 Kongres wydzielił w tym zakresie około 125 milionów USD. Warto też zaznaczyć, że od 2 lat, decyzją administracji Donalda Trumpa, Gruzja uzyskała również dostęp do amerykańskich dostaw broni śmiercionośnej (wyrzutnie Javelin), czego nie czyniono za prezydentury Baracka Obamy. Działania te można tłumaczyć chęcią zapewnienia stabilności w Gruzji i za jej pośrednictwem – w całym regionie. Wydaje się jednak, że z kolei w kwestii ewentualnych baz wojskowych, w grę wchodziłyby jeszcze szerzej rozumiane interesy.
Choć brak w tym zakresie oficjalnych deklaracji, Stany Zjednoczone mogłyby być dziś dodatkowo zainteresowane stałą obecnością militarną w Gruzji ze względu na szereg tendencji. Do tego typu czynników należy zaliczyć przede wszystkim postępującą militaryzację Morza Czarnego przez Rosję, ale także komplikującą się współpracę Zachodu z Turcją oraz sytuację w pobliskim Iranie. Co przy tym zaś kluczowe – w obecnych uwarunkowaniach geopolitycznych to właśnie Gruzja spośród wszystkich państw Kaukazu wydawałaby się najbardziej logicznym wyborem dla ewentualnej lokalizacji nowej bazy wojskowej USA. Armenia pozostaje bowiem wielowymiarowo uzależniona od Federacji Rosyjskiej, zaś sąsiedni Azerbejdżan, również muszący liczyć się z Rosją ze względu na konflikt o Górski Karabach, nie mógłby np. udostępnić Stanom Zjednoczonym żadnego ze swoich portów, ze względu na zobowiązania przyjęte w podpisanej w zeszłym roku Konwencji o statusie prawnomiędzynarodowym Morza Kaspijskiego.
Czy Tbilisi zgodziłoby się na amerykańską bazę?
Niezależnie od wszystkiego, osobną kwestią jest to, czy dyskusja o ewentualnej amerykańskiej bazie w Gruzji ma w ogóle rację bytu. Faktem jest bowiem, że żadna ze stron oficjalnie nie informuje, by taki scenariusz dziś faktycznie był dyskutowany: przyczynkiem do całej debaty stała się wyłącznie wypowiedź Salome Zurabiszwili w czasie rzeczonego wywiadu.
Choć słowa gruzińskiej prezydent zostały uznane przez część Gruzinów jako oburzające (padły nawet hasła potrzeby impeachmentu Zurabiszwili), to istotnie – ewentualna dyslokacja amerykańskich żołnierzy na Kaukazie Południowym musiałaby spotkać się z reakcją strony rosyjskiej, postrzegającej region jako strefę swoich własnych wpływów. Można więc sobie zakładać, że w odpowiedzi Rosjanie z jednej strony mogliby na przykład dodatkowo wzmocnić swoją obecność wojskową w Abchazji i/lub Osetii Południowej, z drugiej zaś: podejmować również inne działania wymierzone w gruzińskie interesy (np. gospodarcze). Biorąc z kolei pod uwagę dotychczasową politykę obecnych władz w Tbilisi, niekoniecznie musiałyby one być skłonne do dodatkowej konfrontacji z Moskwą. Tego jednak z pewnością nikt z ramienia gruzińskiego rządu publicznie nie przyzna – zwłaszcza w perspektywie szeregu innych problemów na krajowej scenie politycznej.
Ten tekst został pierwotnie opublikowany na łamach „Dziennika Związkowego”