RAPORTY SPECJALNE
Data: 22 maja 2019 Autor: Tomasz G. Grosse
Co z tą Unią? Rozważania o UE po 15 latach polskiego członkostwa
Piętnaście lat obecności Polski w UE jest okazją do bilansu korzyści i kosztów członko-stwa jak również diagnozy stanu Unii wśród polskich ekspertów. Jednocześnie rocznica stała się impulsem do konfrontacji dwóch wizji integracji europejskiej wśród polskich polityków. Z jednej strony wspierającej dalsze postępy integracji w kolejnych politykach unijnych, co oznacza przenoszenie kompetencji z poziomu państw do UE. Z drugiej za-chowawczą wizją, broniącej podmiotowości i kompetencji wspólnot narodowych.
Nie był to spór o to, czy Polska powinna opuścić UE, gdyż wszystkie najważniejsze partie polityczne deklarują poparcie dla członkostwa. Niemniej w dyskursie pojawiły się oskarżenia, że polityka europejska obecnego rządu wiedzie ku polexitowi.
Celem tego opracowania jest ocena bilansu piętnastu lat polskiego członkostwa w Unii, jak również ewentualnych konsekwencji polexitu. Bez wątpienia kluczowe znaczenie dla postrzegania UE przez Polaków były trzy największe kryzysy europejskie ostatnich lat, tj. w strefie euro, migracyjny i brexit. Nie tylko zmieniły one poglądy na temat Unii, ale dały asumpt do rozważań na temat polexitu. Dlatego zostaną one szerzej przedstawione w dalszej części opracowania.
Korzyści akcesji
Akces Polski do Unii Europejskiej 1 maja 2004 roku uznano niemal powszechnie za narodowy sukces. Do dzisiaj poparcie dla integracji europejskiej jest jednym z najwyższych wśród państw całej UE[1]. Piętnaście lat temu najważniejsze dla Polaków były kwestie ekonomiczne, wizja poprawy warunków bytowych, wejście do tak zwanej Europy pierwszej prędkości. Polska stała się beneficjentem polityki spójności, która zmieniła wygląd kraju, a zwłaszcza radykalnie poprawiła poziom infrastruktury publicznej. Transfery netto (a więc po odliczeniu składek członkowskich), przekraczające sto miliardów euro, wzmocniły także samorządy terytorialne, które okazały się w ogromnej większości sukcesem transformacji ustrojowej, by zaraz potem zyskać na wejściu do UE.
Polska otrzymała również fundusze ze wspólnej polityki rolnej. Choć polscy decydenci i sami rolnicy narzekają na to, że Unia przekazuje im mniejsze dopłaty bezpośrednie i inne dotacje w porównaniu do tych, które otrzymują rolnicy w starych państwach członkowskich, polska wieś jest jednym z głównych wygranych integracji europejskiej, o czym świadczy choćby rosnący eksport polskiej żywności. Dostęp do rynku wewnętrznego, dzięki któremu można swobodnie eksportować krajowe towary, otworzył Polskę na inwestycje zarówno z Europy Zachodniej, jak i państw pozaeuropejskich. Krajowa gospodarka połączyła się silnymi więzami przede wszystkim z gospodarką niemiecką, która jest największą gospodarką w UE. Dzięki temu oba kraje odnoszą znaczące korzyści, nawet jeśli niektórzy naukowcy narzekają, że gospodarka nad Wisłą w zbyt wielkim stopniu została uzależniona od decyzji niemieckich korporacji, albo stała się wrażliwa na koniunkturę u zachodniego sąsiada[2]. Inni wskazują, że dystans rozwojowy między obu krajami jest nadal bardzo duży, co jest tendencją historyczną Europy Środkowej wobec Europy Zachodniej, utrzymującą się od stuleci[3].
Także inne korzyści wynikające z dostępu do rynku wewnętrznego miały wielkie znaczenie dla Polaków. Liczyła się możliwość podejmowania nauki lub pracy w bogatszych państwach, jak również swoboda podróży, gwarantowana w całej Unii, ale w szczególności ułatwiona w strefie Schengen. Dużą wagę miała też poprawa bezpieczeństwa. Wynikała ona z przynależności do NATO, czyli najsilniejszego paktu obronnego na świecie. Wypływała również z członkostwa w UE, które stabilizowało sytuację geopolityczną w Europie. Na przykład Unia Europejska łagodzi konflikty graniczne oraz te dotyczące mniejszości narodowych między państwami członkowskimi. Stabilizuje również relacje polsko-niemieckie w obu wymiarach.
Problemy we współpracy
Problemy we współpracy unijnej pojawiły się na rynku usług, który nigdy we wspólnocie nie został w pełni zliberalizowany. Problemy te w ostatnich latach są przykładem rosnącej tendencji protekcjonistycznej ze strony państw mających wyższe płace i standardy socjalne, niż w Europie Środkowej. W Niemczech, Francji, państwach Beneluksu i nordyckich, wyższy jest poziom kosztów pracy, wynikający m.in. z silniejszej pozycji związków zawodowych, niż w środkowej części UE. Pracownicy pochodzący z tej części Europy są bardziej konkurencyjni, przede wszystkim ze względu na to, że koszty ich zatrudnienia, na przykład w sferze usług, są wyraźnie mniejsze. Dlatego Europa Zachodnia broni swoich miejsc pracy i przywilejów pracowniczych przed tańszą konkurencją. Przykładem jest dyrektywa o pracownikach delegowanych, mająca ograniczyć napływ pracowników wysyłanych z Europy Środkowej do pracy w zachodniej części kontynentu. Wcześniej ten sam problem pojawił się w słynnej dyrektywie usługowej. Z inicjatywy komisarza Fritsa Bolkesteina Komisja Europejska postanowiła w 2004 roku ułatwić dostarczanie usług na rynku europejskim. Chodziło przede wszystkim o ograniczenie barier administracyjnych w Europie Zachodniej, która broniła dostępu do swoich rynków narodowych dla tańszych pracowników z nowych państw UE. Jednak w toku prac legislacyjnych nastąpiło faktycznie zaostrzenie dostępu do rynku wewnętrznego dla usługodawców z Europy Środkowej.
Dla Polski niekorzystna może się też okazać obecna dyskusja o harmonizacji podatkowej (co oznacza podwyższanie podatków w Europie Środkowej do poziomu stosowanego w Europie Zachodniej), a także o wprowadzeniu minimalnych standardów socjalnych, takich jak płaca minimalna. Mogłoby to obniżyć w krótkim okresie polską konkurencyjność i zwiększyć koszty dla budżetu państwa. Byłaby to presja zapewne wymuszająca zmianę modelu gospodarczego – z konkurencyjności opierającej się na niskich kosztach na bazującą na wysokim kapitale ludzkim i zaawansowanych technologiach. Warto zwrócić uwagę, że taki kierunek zmian polskiej gospodarki wydaje się wskazany, jeśli weźmiemy pod uwagę rosnące płace w Polsce, a także konkurencję znacznie tańszych pracowników spoza UE (przede wszystkim z Azji i z Afryki).
Z tym wiąże się ryzyko towarzyszące ambitnej polityce klimatycznej UE. Nie przez przypadek wszystkie polskie rządy hamowały te inicjatywy z obawy o rosnące ceny energii oraz deindustrializację kraju. Presja ze strony unijnej polityki klimatycznej, choć kosztowna w krótkim okresie, w dłuższym może wymóc pozytywne zmiany strukturalne w gospodarce. Polska nie stoi na straconych pozycjach, ale wiele zależy od polityki rządu, a z drugiej od wsparcia ze strony UE. Zmiany powinny zmierzać nie tylko w stronę energetyki odnawialnej, ale również większego nasycenia technologiami polskiej energetyki i całej gospodarki, a także rozwoju zaawansowanych (a tym samym wysoko płatnych) usług. Dodatkowo zaletą omawianej polityki jest potencjalna możliwość zmniejszenia zależności zarówno Polski, jak i całej Unii od rosyjskich surowców energetycznych. Wyzwaniem pozostaje jednak rozłożenie ciężaru dostosowań w ramach polityki klimatycznej między państwa członkowskie. Dotyczy to większej pomocy ze strony Unii dla takich państw jak Polska, które są silnie uzależnione od gospodarki węglowej.
Co niepokoi Polaków?
Niepokojące aspekty członkostwa w Unii Europejskiej nie są niczym wyjątkowym w Polsce. Od momentu akcesji pojawiały obawy o konsekwencje integracji. Początkowo były one związane z gospodarką, przede wszystkim z rosnącymi nierównościami i wykluczeniem społecznym. Na tym tle duża część klasy politycznej odrzuciła lub tylko chciała opóźnić członkostwo Polski w unii walutowej. Przykładowo politycy obozu liberalnego, zaniepokojeni konsekwencjami kryzysu strefy euro, przyjęli w 2012 roku postawę wyczekującą. Wyglądali końca problemów gospodarczych i reform strefy euro, mających ją zabezpieczyć przed kolejnym kryzysem. W 2019 roku większość działaczy tego obozu zrewidowała swoje stanowisko i poparła polskie członkostwo, choć unia walutowa nie wprowadziła spodziewanych zmian.
Z kolei prawica w większości odrzuca udział w unii walutowej jako zbyt ryzykowny zarówno dla gospodarki jak i społeczeństwa Polski. Takie stanowisko jest podszyte nieufnością do postępów integracyjnych, które nie zawsze – jak pokazała historia – kończą się sukcesem. Najlepszym przykładem są doświadczenia unii walutowej. Była ona sztandarowym projektem rozwoju integracji na starym kontynencie. Jednak okazała się mało odporna na globalny kryzys finansowy, który pogrążył ją w wieloletnich kłopotach. Były one bardzo kosztowne dla niektórych gospodarek, zwłaszcza na południu kontynentu, jak również społeczeństw. To od kryzysu w strefie euro rozpoczęły się na wielką skalę problemy z ruchami eurosceptycznymi i kwestionowanie dotychczasowego modelu integracji w głównych państwach UE.
Niemniej troska Polaków o skutki integracji w wymiarze ekonomicznym coraz wyraźniej bladła w świetle długotrwałego wzrostu gospodarczego w kraju, a także rosnących w ostatnich latach transferów o charakterze społecznym. Należy do nich zaliczyć wiele inicjatyw obecnego rządu w Polsce (np. program 500+, „piątka Kaczyńskiego” itp.). Wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej, Franz Timmermanns – zazwyczaj bardzo krytyczny wobec rządu Prawa i Sprawiedliwości – tym razem go pochwalił za jego politykę społeczną[4]. Holenderski polityk od dawna bowiem dowodził, że jednym z podstawowych problemów UE są poglębiające się dysproporcje dochodowe w Europie Zachodniej. Ponadto, na tle wielu krajów Europy Zachodniej, Polska od wielu lat jawi się jako „zielona wyspa”, czyli kraj o długotrwałym i wyraźnym wzroście gospodarczym.
Dlatego to nie kwestie ekonomiczne są obecnie największym źródłem nastrojów eurosceptycznych nad Wisłą. Duża część społeczeństwa polskiego wyraża obawy dotyczące wartości i światopoglądu. Dla konserwatywnych Polaków wartości chrześcijańskie i prorodzinne, ale również związane z narodową tradycją i kulturą, jawią się jako zagrożone. W debacie publicznej pojawił się temat praw mniejszości seksualnych, wywołując duże kontrowersje. Duże znaczenie miała również kwestia narodowej suwerenności oraz zachowania prerogatyw własnego państwa i krajowej demokracji. Jest to zasadniczy element prawicowej wizji integracji europejskiej. Chodzi w niej o takie reformy w UE, aby zatrzymać transfer kompetencji z państw do instytucji europejskich, a więc powstrzymać tendencję do centralizacji władzy w Brukseli. Ponadto, celem jest wzmocnienie władzy polskiego parlamentu, a tym samym krajowych wyborców. Dlatego politycy prawicowi zamierzają wzmocnić prerogatywy parlamentów narodowych w polityce unijnej.
Ale największe znaczenie dla kształtowania postaw eurosceptycznych w Polsce – i w całej UE – ma doświadczenie kolejnych unijnych kryzysów. Podobnie jak społeczeństwa w innych krajach członkowskich, Polacy dostrzegli, że integracja nie przynosi wyłącznie korzyści. Ta gorzka lekcja została odebrana jeszcze dotkliwiej w Europie Południowej oraz Zachodniej, dlatego poziom zaufania do UE jest tam generalnie niższy niż w Polsce. Dobrym przykładem jest zmiana stosunku do integracji europejskiej włoskiego społeczeństwa. W przeszłości był to jeden z najbardziej euro-entuzjastycznych narodów. Jednak pod wpływem kryzysu strefy euro i migracyjnego, Włosi coraz bardziej kontestują UE. Na tym tle poparcie dla integracji w Polsce jest bez porównania większe. Badania Eurostatu wyraźnie wskazują, że w wielu wymiarach Polacy lepiej postrzegają integrację, aniżeli społeczeństwa Europy Zachodniej[5]. Jak się wydaje, wyjaśnieniem tego fenomenu są największe kryzysy, które w dużej mierze ominęły Polskę. Dla przyszłości UE zasadnicze znaczenie mają trzy źródła problemów: w strefie euro, nadmierna imigracja oraz brexit.
Gorzka lekcja Euro
Wielu ekonomistów, w tym laureaci nagrody nobla tacy jak Paul Krugman[6] i Joseph Stiglitz[7] dowodzi, że unia walutowa została wadliwie skonstruowana. Brakuje przede wszystkim mechanizmów równoważących nierówności makroekonomiczne, zwłaszcza między państwami o nadwyżce handlowej a tymi mniej konkurencyjnymi, coraz bardziej zadłużającymi się. W rezultacie system wspólnej waluty jest korzystny tylko dla krajów o najbardziej konkurencyjnych gospodarkach. Przykładem są Niemcy, które nawet w okresie kryzysu odnotowały wysokie nadwyżki eksportowe i budżetowe. Wyraźnie przy tym zwiększyły swoje wpływy polityczne w UE. Jednocześnie unia walutowa sprzyja akumulacji różnego typu kosztów w państwach najsłabszych, zwłaszcza w sytuacji pogorszenia koniunktury. Dotyczy to pogorszenia tempa wzrostu gospodarczego, ograniczenia zatrudnienia, spadku wysokości płac, wzrostu długu publicznego i deficytu na rachunku obrotów bieżących. Nie toczy się obecnie dyskusja o systemowym zrównoważeniu tej asymetrii, mimo że od wielu dekad tego typu rozwiązania są przedmiotem rozważań ekonomistów. Obecne mechanizmy rozkładające ciężar tych dostosowań na poszczególne kraje okazały się nieskuteczne zarówno w odniesieniu do państw mających nadwyżkę, jak i tych notujących deficyt bilansu obrotów bieżących.
Zarządzanie w kryzysie oznaczało dla krajów objętych programami pomocowymi terapię szokową, faktyczne zawieszenie reguł demokracji i polityczną zależność od wierzycieli. Unia walutowa nie ma instrumentów zmniejszających koszty społeczne kryzysu w dotkniętych nim państwach (jak transfery socjalne lub przeciwdziałanie bezrobociu), które są określane przez ekonomistów jako automatyczne stabilizatory koniunktury. Nie promuje też wzrostu gospodarczego ani odbudowy konkurencyjności. Według raportów Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW) Grecja i Włochy jeszcze przez przynajmniej kilka lat będą wracały do poziomu rozwoju sprzed kryzysu[8].
To wszystko ma implikacje polityczne. Trwały spadek tempa wzrostu gospodarczego i przedłużające się bezrobocie obniża poziom dobrobytu społeczeństwa, a to w demokracjach ma wpływ na radykalizację nastrojów politycznych. W efekcie, przyczyniło się to do wzrostu eurosceptycyzmu. W Grecji i we Włoszech na porządku dziennym był sprzeciw rządów przeciwko „dyktatowi Brukseli i Berlina”. Największym wstrząsem dla demokracji greckiej było referendum z 2015 roku, w którym społeczeństwo odrzuciło warunki pakietu pomocowego ze strony instytucji unijnych i MFW. Ateny zostały później zmuszone do zignorowania głosu obywateli i przyjęcia drastycznej polityki oszczędnościowej. Miało to wpływ na negatywne nastroje wśród wyborców.
W tym samym czasie, gdy pod wpływem kryzysu gospodarczego społeczeństwa doznawały rozczarowania Europą, rosły wpływy polityczne i gospodarcze Moskwy i Pekinu. Tak się stało m.in. w Grecji i Portugalii. W 2019 roku Włochy – jako pierwsze spośród państw G7 – oficjalnie włączyły się do chińskiej inicjatywy nowego jedwabnego szlaku. Wywołało to obawy w Berlinie, Paryżu i Brukseli, ale również poważne zaniepokojenie w Waszyngtonie. Węgry – także dotknięte przez kryzys – bodaj w największym stopniu spośród państw Europy Środkowej rozwinęły współpracę w kluczowych sektorach gospodarki zarówno z Chinami, jak i z Rosją. W przypadku Polski konflikt z Brukselą i Berlinem po roku 2015 przyniósł pogłębienie związków z USA, a także coraz bardziej zauważalną aktywność Chin (Polska jest uczestnikiem jedwabnego szlaku oraz inicjatywy „16+1”, która gromadzi pod przywództwem Pekinu szesnaście państw z tej części Europy).
Niechciani imigranci
Kolejnym punktem zapalnym jest kwestia migracji. Kryzys wybuchł w 2015 roku. Decyzję kanclerz Angeli Merkel o otwarciu granic Niemiec, a tym samym całej strefy Schengen początkowo odebrano jako wspaniałomyślny gest wobec uchodźców. Później nastąpiła fala krytyki. Pod wpływem masowego niezadowolenia wyborców rząd federalny zaczął się wycofywać z Willkommen Politik, starając się ograniczać możliwości otrzymania azylu i intensyfikując deportacje. Na arenie unijnej Berlin dążył wpierw do rozdzielenia ciężarów nadmiernej imigracji między wszystkie państwa członkowskie (słynny mechanizm relokacji), a następnie starał się wydalić niechcianych imigrantów do krajów, w których po raz pierwszy przekroczyli granice UE. Oba działania wywołały ogromne spory w Unii, bowiem inne rządy też obawiały się niezadowolenia swoich wyborców.
Socjolodzy starają się wyjaśnić fenomen buntu wobec imigrantów. Zwracają z reguły uwagę na dwa czynniki. Po pierwsze kryzys migracyjny wystąpił w okresie dekoniunktury gospodarczej. Europa Zachodnia nie potrzebowała więc nowych rąk do pracy, przeciwnie: cierpiała na problem bezrobocia, zwłaszcza wśród młodzieży. Po drugie pojawił się dotąd niedostrzegany problem różnic kulturowych. Duża część mieszkańców Europy Zachodniej obawiała się pogłębiających się różnic etnicznych, językowych i religijnych. Wywołało to poczucie zagrożenia, zwłaszcza u starszych i mniej wykształconych wyborców. Dodatkowym problemem są trudności integracji zbyt wielkiej masy imigrantów, zdiagnozowane przez naukowców[9]. Na tym tle pojawiło się niepokojące zjawisko tak zwanych równoległych społeczności, a więc osobnych skupisk imigrantów, najczęściej na obrzeżach wielkich miast, którzy żyją raczej według własnych wzorców kulturowych, niż asymilują się z miejscową ludnością. Dodatkowym problemem takich enklaw jest statystycznie większy odsetek osób bezrobotnych, słabiej wykształconych, o niższych dochodach w porównaniu do średniej krajowej, a co się z tym łączy także większym poziomem przestępczości. Na to wszystko nałożył się problem terroryzmu ze strony islamskich radykałów.
Kryzys, zamiast wzmocnić poczucie tożsamości europejskiej, a w konsekwencji wzmocnić wspólnotę polityczną opartą na obywatelstwie UE, osłabił je. Instytucje unijne otworzyły się na pozaeuropejskich imigrantów i uchodźców, co wywołało rozgoryczenie u tych obywateli UE, którzy nie chcieli dzielić się swoimi przywilejami z obcymi i oczekiwali zamknięcia granic. Dlatego zamiast zyskać w oczach przynajmniej części Europejczyków, Unia stała się ponownie obiektem ich krytyki i zawodu. A obywatelstwo unijne pozostało pojęciem technokratycznym, które – jak pokazują badania socjologów – nie wywołuje większych emocji. Zdecydowana większość Europejczyków jest bardziej przywiązana do obywatelstwa narodowego, aniżeli europejskiego[10].
Nauka z brexitu
Według prominentnego francuskiego intelektualisty Alaina Finkielkrauta, gdyby kanclerz Angela Merkel nie otworzyła granic Unii dla ponad miliona imigrantów i uchodźców w 2015 roku, nie byłoby brexitu[11]. Problem imigracji był jednym z wiodących tematów przed referendum z 2016 roku, choć w głównej mierze dotyczył nadmiernego napływu na Wyspy imigrantów z Europy Środkowej. Niemniej referendum brytyjskie zbiegło się w czasie z kryzysem migracyjnym, który dotyczył niekontrolowanego napływu ludności pozaeuropejskiej.
Kryzys migracyjny wywołał falę niechęci do Unii także w wielu innych społeczeństwach, nawet takich, które mają nieco inne doświadczenia w zakresie imigracji niż społeczeństwa Europy Zachodniej. Na przykład w Polsce mamy do czynienia przede wszystkim z napływem Ukraińców (według różnych szacunków pracuje ich około 1 miliona), a także przedstawicieli innych nacji zza wschodniej granicy. Niemniej polskie społeczeństwo obawia się imigracji pozaeuropejskiej. W badaniach CBOS z zeszłego roku ponad 70 proc. respondentów było niechętnych przyjmowaniu uchodźców z Bliskiego Wschodu i Afryki. 60 proc. Polaków jest przeciwnych napływowi migrantów, choć 56 proc. opowiada się za przyjęciem uchodźców z terenów objętych konfliktem zbrojnym na Ukrainie[12].
Brytyjczycy zdecydowali o opuszczeniu Unii, nie tylko ze względu na imigrantów. Obawiali się też rosnącej roli Komisji i Trybunału Sprawiedliwości, wreszcie zbyt wielkiej kontrybucji do budżetu europejskiego. Doświadczenie brexitu powinno przyczynić się do poważnego przemyślenia wcześniejszych trendów integracyjnych. Tymczasem francuski prezydent Emmanuel Macron próbuje wykorzystać wyjście Zjednoczonego Królestwa z UE do centralizacji władzy w Brukseli, rozbudowania europejskiej technokracji i zwiększenia zakresu głosowania większościowego w kolejnych obszarach polityk europejskich. Niemcy popierają część jego postulatów, choć są dużo bardziej zachowawczy. Obawiają się nowych wydatków, ale również dostrzegają w większym stopniu potrzebę wzmocnienia roli państw narodowych w procesach integracyjnych. Przewodnicząca CDU Annegret Kramp-Karrenbauer uznała, że silniejsza Europa nie musi oznaczać powoływania nowych instytucji bądź dalszych transferów władzy z poziomu narodowego na unijny. Wprost odwołała się do zasady subsydiarności, która ogranicza kompetencje unijne, jeśli mogą one być realizowane przez rządy narodowe. Co więcej uznała, że trudno pogodzić religię islamu z europejskimi wartościami. Przyznała też, że Unia nie może być budowana bez europejskich narodów, które są źródłem demokratycznej legitymizacji dla UE[13].
Podobna refleksja jest także obecna u polityków uznawanych za eurosceptycznych. Większość z nich nie szła do wyborów do Parlamentu Europejskiego z postulatem zniszczenia UE albo opuszczenia tej organizacji. Ich głównym oczekiwaniem była zmiana procesów integracyjnych w kierunku odbudowania znaczenia demokracji narodowej i roli państw członkowskich, zmniejszenie kompetencji Komisji i Trybunału Sprawiedliwości oraz zamknięcia granic Unii przed nielegalną imigracją. Nie wiadomo, czy te postulaty zostaną wzięte pod uwagę przez przyszłych decydentów.
Widmo Polexitu?
W Polsce ukształtowały się dwa podstawowe nurty myślenia o dalszej integracji, na co w największym stopniu wpływa silna polaryzacja w polityce krajowej. Obóz proeuropejski zgadza się na postępy integracji w wielu obszarach inicjowanych przez polityków francuskich i niemieckich, akceptuje również członkostwo Polski w strefie euro. Prawica jest dużo bardziej sceptyczna wobec dotychczasowej integracji. Proponuje powrót do europejskich wartości z początków procesów integracyjnych, co oznacza przywrócenie roli norm chrześcijańskich i znaczenia państw narodowych. Postuluje też traktatową równość państw członkowskich, zachwianą przez rozmnożenie spraw głosowanych większościowo w instytucjach międzyrządowych.
Opozycja zarzuca rządowi, że dąży do polexitu. Ma to związek z długotrwałym sporem o praworządność w Polsce toczonym z instytucjami unijnymi. Bodaj największe znaczenie dla obawy o polexit miała sytuacja z wyborów samorządowych w 2018 r. , kiedy pojawił się problem zgodności polskiej konstytucji z orzeczeniami Trybunału Sprawiedliwości UE. Warto przypomnieć, że w UE od wielu lat toczy się spór o to, czy zasada supremacji prawa europejskiego obejmuje krajowe konstytucje. Wiele narodowych trybunałów konstytucyjnych uważa, że nie. Zasada supremacji miała zostać wpisana do traktatu konstytucyjnego, ale w wyniku jego fiaska, wycofano taki zapis z traktatu lizbońskiego. Pozostała jedynie deklaracja dołączona do tego traktatu, która stwierdza istniejący wcześniej stan rzeczy: supremacja nie jest wprost zapisana w traktacie, ale wynika z orzecznictwa Trybunału Sprawiedliwości UE[14]. Tak więc spór konstytucyjny odbywający się w Polsce nie musi prowadzić do polexitu. Gdyby tak było to to samo zagrożenie dotyczyłoby kilku innych państw, m.in. Niemiec, które stoją na stanowisku, że ich konstytucja nie podlega zasadzie supremacji.
Ponadto duże znaczenie ma kontekst polityczny. Z wielu przyczyn będące u władzy Prawo i Sprawiedliwość nie chce opuszczać UE. Politycy tej formacji wielokrotnie informowali, że jest to sprzeczne z polską racją stanu. Ponadto, wśród Polaków istnieje wysokie poparcie dla integracji, co oznaczałoby duże ryzyko wyborcze dla każdego polityka proponującego polexit. Wyjście z Unii prowadziłoby do poważnych konsekwencji gospodarczych. Polska straciłaby dostęp do funduszy europejskich na politykę spójności, rolną i na innowacje, jak również korzyści wynikające z preferencyjnego dostępu do rynku wewnętrznego. Wprawdzie po opuszczeniu wspólnoty mogłaby wynegocjować warunki dopuszczenia do tego rynku, ale wiązałoby się to zapewne z koniecznością wkładu finansowego do budżetu UE, a także akceptacją regulacji unijnych i jurysdykcji Trybunału Sprawiedliwości, przynajmniej w sprawach dotyczących czterech swobód na europejskim rynku (tj. przepływu towarów, usług, kapitału i osób).
Choć prawdopodobieństwo polexitu jest niewielkie, to jednak opozycja podjęła ten wątek w dyskusji publicznej. W ten sposób temat ten będzie już obecny w polskiej polityce oraz w analizach ekspertów. Dlatego warto wskazać na możliwe konsekwencje wyjścia z UE. Dla takich rozważań najbardziej wymownym punktem odniesienia wydaje się doświadczenie Zjednoczonego Królestwa. W wyniku brexitu gospodarka Wielkiej Brytanii w coraz większym stopniu otwiera się na współpracę z Chinami, co prowadzi do rosnącego niezadowolenia Waszyngtonu. Ponadto Londyn będzie zapewne zawierał umowę handlową i inwestycyjną z USA oraz z wieloma innymi państwami. Zjednoczone Królestwo jest też zainteresowane dołączeniem do Partnerstwa Transpacyficznego. Także w przypadku polexitu duże znaczenie miałyby wyzwania ekonomiczne. Po opuszczeniu Unii prawdopodobnie zostałaby zachwiana (albo nawet przerwana) symbioza ekonomiczna z niemiecką gospodarką. Dlatego należałoby poszukiwać innych relacji gospodarczych i możliwości inwestycyjnych. Celem władz musiałoby być z jednej strony zabezpieczenie dostępu do rynku wewnętrznego UE, a z drugiej do rynków wschodnich, w tym rosyjskiego i chińskiego.
Wśród konsekwencji geopolitycznych polexit zapewne przyniósłby pogorszenie relacji z Niemcami oraz wzmocnienie relacji transatlantyckich i z Wielką Brytanią. Jednak w dłuższej perspektywie trudno byłoby uniknąć nawiązania bardziej strategicznego partnerstwa z Chinami i zrewidowania relacji z Rosją. Jak się wydaje, ta ostatnia kwestia jest trudna dla obecnego obozu władzy, co zniechęca do polexitu. Ponadto wyjście z UE zapewne utrudniłoby działania na rzecz pogłębienia współpracy w Europie Środkowej, realizowanej przede wszystkim w ramach UE, a jest to istotny kierunek dotychczasowej polityki Prawa i Sprawiedliwości. Dlatego polexitu „na własne życzenie” lub „przez przypadek” nie należy się spodziewać, przynajmniej w najbliższym okresie. Nie oznacza to jednak, że jeśli nasilą się tendencje dezintegracyjne w UE, to taki scenariusz nie stanie się bardziej prawdopodobny.
Podsumowanie
Członkostwo Polski w UE należy po piętnastu latach ocenić pozytywnie, zwłaszcza w sferze ekonomicznej i w zakresie stabilizacji geopolitycznej. Niemniej UE zmieniła się w czasie kryzysów, co coraz częściej dostrzegają również Polacy. Zwiększyły się wpływy ze strony Niemiec i Francji na funkcjonowanie tej organizacji. Zwiększyło się wymuszanie decyzji na słabszych partnerach, zarówno w wyniku procedury głosowania większościowego, jak również poprzez wywieranie presji politycznej. Silniejsze państwa, jak również instytucje europejskie, coraz częściej ingerują w politykę wewnętrzną słabszych państw, zwłaszcza wtedy, kiedy nie podzielają one pomysłów liderów integracji na temat postępów integracji lub działań antykryzysowych.
W tym kontekście szczególnie krzywdzące dla części polskiej opinii publicznej były kolejne ataki ze strony partnerów europejskich zarzucających polskim władzom łamanie wartości europejskich, a także zbyt uporczywe bronienie narodowych interesów. Wywołało to rozczarowanie tym bardziej, że prawicowi wyborcy wspierali dążenia polskiego rządu w zakresie powrotu do pierwotnych europejskich wartości, ochrony narodowej demokracji i przestrzegania przez instytucje UE unijnych traktatów. Polscy wyborcy byli też zaniepokojeni rosnącymi wpływami interesów francuskich i niemieckich na bieg spraw europejskich.
Pomimo tych doświadczeń większość społeczeństwa i największe siły polityczne nie chcą wychodzić z UE, choć po raz pierwszy w historii polskiego członkostwa pojawił się wątek polexitu. Miał on przede wszystkim związek z wewnętrzną walką wyborczą, póki co bez większych reperkusji w polityce europejskiej rządu. Polacy zastanawiali się przede wszystkim jak poprawić funkcjonowanie UE, aby się ona nie rozpadła z powodu rozlicznych problemów. Dlatego angażowali się w dyskusję na temat przyszłości UE i sposobów rozwiązywania największych jej problemów.
Rocznica członkostwa była okazją do ożywionej dyskusji w Polsce na temat miejsca Polski w tej organizacji. Pomimo silnej polaryzacji wewnętrznej największe ugrupowania mają podobne poglądy dotyczące polskich interesów na rynku wewnętrznym, w zakresie polityki spójności i polityki rolnej. Zgadzają się na postępy w polityce obronnej Unii, ale przy zachowaniu więzi transatlantyckich i przy wiodącej roli NATO dla europejskiego bezpieczeństwa. Sprawą dyskusyjną jest obecność Polski w strefie euro, stanowisko wobec polityki migracyjnej oraz zakres podmiotowości (lub autonomii) państw członkowskich. Są to newralgiczne tematy także dla przyszłości samej UE, które wynikają wprost z jej kryzysów w ostatnich latach.
[1] European citizenship, Standard Eurobarometer 89, Spring 2018, European Commission, s. 12.
[2] Por. A. Nölke, A. Vliegenthart, Enlarging the Varieties of Capitalism The Emergence of Dependent Market Economies in East Central Europe, World Politics, 2009, vol. 61, no. 4, s. 670–702.
[3] R.A. Epstein, Overcoming ‘Economic Backwardness’ in the European Union, Journal of Common Market Studies, 2014, vol. 52, no. 1, s. 17–34.
[4] Frans Timmermans chwali PiS za politykę socjalną, 19 marca 2019, wnp.pl, https://www.wnp.pl/parlamentarny/swiat/frans-timmermans-chwali-pis-za-polityke-socjalna,38091.html [dostęp: 27.03.2019].
[5] Eurobarometer Survey 89.2 of the European Parliament. A Public Opinion Monitoring Study, European Parliament, June 2018, s. 51-52.
[6] P. Krugman, What’s the Matter With Europe? The New York Times, May 21, 2018, https://www.nytimes.com/2018/05/21/opinion/europe-euro-democracy-wrong.html [dostęp: 29.03.2019].
[7] J.E. Stiglitz, The Euro: How a Common Currency Threatens the Future of Europe, W. W. Norton & Company, New York 2016.
[8] Greece, Staff Report for the 2016 Article IV Consultation, op. cit.; Italy. Staff Report for the 2017 Article IV, International Monetary Fund, July 2017.
[9] Por. R. Eatwell, M. Goodwin, National Populism. The Revolt Against Liberal Democracy, Penguin Books, London 2018.
[10] H. Ballin, Citizens’ Rights and the Right to Be a Citizen, Brill, Leiden 2014.
[11] M. Karnitschnig, Merkel’s go-it-alone legacy. German chancellor’s unexpectedly soaring oratory can’t make up for years of failed foreign policy, Politico, 21.02.2019, https://www.politico.eu/article/angela-merkel-legacy-go-it-alone-germany/ [dostęp: 27.02.2019].
[12] Stosunek Polaków I Czechów do przyjmowania uchodźców, CBOS, Nr 87/2018, lipiec 2018.
[13] A. Kramp-Karrenbauer, Europa jetzt richtig machen, Welt am Sonntag, 10.03.2019, https://www.welt.de/politik/deutschland/article190037115/AKK-antwortet-Macron-Europa-richtig-machen.html [dostęp: 27.03.2019].
[14] Deklaracja nr 17 odnosząca się do pierwszeństwa, Traktat z Lizbony zmieniający Traktat o Unii Europejskiej i Traktat ustanawiający Wspólnotę Europejską podpisany w Lizbonie dnia 13 grudnia 2007 r., OJ C 306, 17.12.2007.
Powstanie Raportu Specjalnego zostało dofinansowane ze środków Programu Fundusz Inicjatyw Obywatelskich 2018.
Koncepcja opracowania analitycznego powstała dzięki dofinansowaniu ze środków Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich 2019.
Ten materiał powstał dzięki współpracy z Narodowym Instytutem Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.
Wszystkie teksty (bez zdjęć) publikowane przez Fundacje Warsaw Institute mogą być rozpowszechniane pod warunkiem podania ich źródła.