RUSSIA MONITOR
Data: 13 maja 2017
Podwójna gra Rosji
Z jednej strony Moskwa przekonuje o tym, że wizyta Siergieja Ławrowa w Białym Domu świadczy o coraz większych szansach na przełom w fatalnych ostatnio relacjach z USA, z drugiej wciąż prowokuje. W ostatnich dniach doszło do dwóch incydentów powietrznych z udziałem rosyjskich samolotów – i to tak naprawdę pokazuje, jaka jest faktyczna linia polityczna Kremla wobec Stanów Zjednoczonych.
Okręty i samoloty amerykańskie ostatnio mają ustawicznie do czynienia z rosyjskimi prowokacjami na wodach międzynarodowych i w przylegającej do nich przestrzeni powietrznej. Tak jak już pisaliśmy w Russia Monitor, nasilenie takich działań wiąże się z zaostrzeniem polityki Kremla wobec nowej amerykańskiej administracji w reakcji na brak woli Donalda Trumpa do ustępstw wobec Rosji i, generalnie, rozczarowaniem polityką USA. I nie zmieniają tego nawet takie rzekome sygnały o poprawie relacji dwustronnych (jak przedstawia to Kreml), jak ostatnia wizyta Siergieja Ławrowa w Waszyngtonie i rozmowy z Rexem Tillersonem oraz Donaldem Trumpem.
Czwartego maja Amerykanie poinformowali, że dwa dni wcześniej ich myśliwce, dwa F-22 Raptor, przechwyciły dwa rosyjskie bombowce strategiczne Tu-95, którym towarzyszyły dwa myśliwce Su-35. Rosjanie pojawili się w pobliżu brzegów Alaski. To kolejny w ciągu ostatniego miesiąca podobny przypadek, ale tym razem – po raz pierwszy od kilku lat – bombowcom towarzyszyły myśliwce. Cztery rosyjskie samoloty zbliżyły się na odległość 80 km od granic USA. Było to co prawda poza powietrzną przestrzenią Stanów Zjednoczonych (zaczyna się 20 km od brzegu), ale głęboko wewnątrz strefy liczącej 320 km, gdzie Amerykanie oczekują od obcych samolotów identyfikacji. Rzecznik Pentagonu Gary Ross powiedział, że amerykańskie samoloty eskortowały Rosjan przez 12 minut, zanim te nie zmieniły kursu. Moskwa odpowiedziała, że lot odbywał się nad neutralnymi wodami Pacyfiku, wzdłuż Aleutów, i był „rutynowy” i zgodny z zasadami obowiązującymi w międzynarodowej przestrzeni powietrznej.
Do dużo groźniejszego incydentu doszło 9 maja nad Morzem Czarnym. Rosyjski samolot zbliżył się na odległość zaledwie sześciu metrów od samolotu patrolowego amerykańskiej floty odbywającego rutynowy lot nad międzynarodowymi wodami Morza Czarnego. Uzbrojony w sześć pocisków rakietowych powietrze-powietrze myśliwiec Su-30 leciał w tak bliskiej odległości od amerykańskiego samolotu P-8A Poseidon przez około pięć minut. Rosyjskie ministerstwo obrony poinformowało, że samolot Su-30 wykonał manewr „powitalny”, zbliżając się na „bezpieczny dystans”, żeby określić typ samolotu. Dodało, że potem amerykański samolot „zmienił swój kurs i oddalił się od rosyjskiej granicy”, a rosyjski myśliwiec wrócił do bazy. To kolejny od początku kadencji Trumpa taki incydent w tym regionie świata: w lutym cztery rosyjskie samoloty dokonały oblotu amerykańskiego okrętu na Morzu Czarnym w odległości 91 metrów. Teraz Rosjanie wybrali moment prowokacji nieprzypadkowo, tuż przed wizytą Ławrowa w USA. Był to Dzień Zwycięstwa, obchodzona przez byłe republiki sowieckie rocznica zwycięstwa nad Niemcami w 1945 r. Tego dnia na placu Czerwonym Władimir Putin mówił, że Rosja jest dziś tak silna, że może przeciwstawić się zbrojnie każdemu państwu świata.
Wszystkie teksty (bez zdjęć) publikowane przez Fundacje Warsaw Institute mogą być rozpowszechniane pod warunkiem podania ich źródła.