RUSSIA MONITOR

Data: 27 grudnia 2017

Zimna Wojna 2.0: nowy front

Wraz ze zdobyciem Rakki i rozgromieniem tzw. Państwa Islamskiego zakończył się tylko pewien etap wojny. Daleko wciąż do pełnej pacyfikacji Syrii i odbudowy kraju, zaś dżihadyści nadal pozostają zagrożeniem. Triumfalizm reżimu Asada może zakończyć się kolejną eskalacją walk, gdyż siły rządowe są słabe, zgrupowania rebelianckie nadal znaczące, a interesy innych państw w wielu kwestiach sprzeczne. Na pierwszy plan, obok rosnącego ryzyka zaangażowania się militarnego Izraela, wysuwa się rywalizacja rosyjsko-amerykańska. Oficjalne zakończenie operacji wojennej Rosji nie oznacza końca obecności wojskowej tego państwa w Syrii. Seria incydentów powietrznych w ostatnich tygodniach pokazuje, że po uratowaniu Asada teraz priorytetowym celem Moskwy jest eliminacja wpływów USA, które są w Syrii postrzegane jako przeciwnik. De facto nad Syrią mamy dziś do czynienia z powstaniem nowego frontu wojskowej rywalizacji Rosji z Zachodem. To samo, co w latach 2014-2015 widziano głównie nad Bałtykiem i Morzem Czarnym – gdy rosyjskie samoloty wojskowe niebezpiecznie i prowokująco zbliżały się do natowskich samolotów i okrętów – można teraz obserwować w Syrii.

Źródło: USAF

Wysłannik Rosji do Syrii Aleksandr Ławrentjew oznajmił 21 grudnia, że nie ma powodu, by siły amerykańskie pozostawały na terytorium Syrii. Ławrentjew przemawiał w Astanie, przed kolejną rundą rozmów pokojowych dotyczących zakończenia konfliktu syryjskiego. Obecnie głównym sojusznikiem USA w Syrii są Kurdowie i zdominowane przez nich siły koalicji SDF. To ich wspierają amerykańscy żołnierze obecni w Syrii. Po zdobyciu Rakki Pentagon ogłosił wycofanie 400 swoich wojskowych. Oficjalnie pozostało ich około 500, nieoficjalnie zaś mówi się o blisko 2000 wojskowych. Celem Moskwy jest doprowadzenie do ich pełnego wycofania – z czym współgra retoryka Asada, który zaczął określać Kurdów z SDF jako „zdrajców”.

To na linii dzielącej obszary kontrolowane przez SDF i wojska reżimu dochodzi do powietrznych incydentów między Rosjanami a Amerykanami. Jeszcze w listopadzie rosyjscy generałowie i Pentagon uzgodnili że będą latać po przeciwnych stronach rzeki Eufrat, aby zapobiec incydentom w zatłoczonej przestrzeni powietrznej. Tyle że zaraz potem Rosjanie przestali dotrzymywać umowy – pod koniec listopada ich samoloty przekraczały uzgodnioną granicę sześć do ośmiu razy dziennie. 23 listopada dwóm rosyjskim Su-25 w wykonywaniu misji po zachodniej stronie Eufratu miał przeszkadzać amerykański F-22. Dopiero pojawienie się myśliwca Su-35 miało spłoszyć amerykański samolot. Z kolei 13 grudnia dwa myśliwce F-22 przechwyciły nad Syrią dwa rosyjskie myśliwce Su-25, które wleciały w przestrzeń powietrzną na wschód od Eufratu. W kierunku rosyjskich samolotów wystrzelono flary ostrzegawcze, po czym Su-25 skierowały się na zachód od Eufratu.

Przy wymianie wzajemnych oskarżeń o prowokacje Moskwa znów sięga po stary argument o nielegalnym charakterze amerykańskiej obecności w Syrii. Twierdzi, że amerykańskie skargi na prowokacje rosyjskich pilotów nie są uzasadnione, bo w przeciwieństwie do sił powietrznych Rosji, koalicja pod dowództwem USA działa w Syrii bez podstaw prawnych. Kiedy dwa lata temu Rosja zaczynała operację wojskową w Syrii, działało tam już lotnictwo międzynarodowej koalicji. Kreml wykorzystał wówczas groźbę incydentów powietrznych, żeby zmusić USA do rozmawiania z nim. Amerykanie chcąc nie chcąc musieli nawiązać wojskowe kontakty z Rosjanami. Efektem tych rozmów było memorandum o wzajemnym informowaniu się o działaniach w przestrzeni powietrznej Syrii w celu zapobieżenia możliwym incydentom. Tyle że Moskwa zawsze próbowała wykorzystywać to porozumienie jako narzędzie nacisku. W 2017 roku dwa razy Rosjanie z wielkim hukiem zawieszali porozumienie: po rakietowym uderzeniu USA na reżimową bazę Szajrat oraz po zniszczeniu rządowego syryjskiego Su-22 na południe od Rakki. Za każdym razem Moskwa po cichu wracała do porozumienia.

Nic nie wskazuje na to, żeby Amerykanie ulegli presji rosyjskiej (oraz wystraszyli się możliwych dramatycznych konsekwencji powietrznych incydentów) i wycofali się z Syrii. Waszyngton sceptycznie odniósł się do słów Putina o zwycięskim końcu wojny z IS. Amerykanie uważają, że to przedwczesne. W ocenie USA rządowe siły syryjskie są za mało liczne, niedostatecznie uzbrojone i wyszkolone, aby zapewnić bezpieczeństwo w kraju. Amerykanie zauważają też, że mimo szumnych deklaracji Putina, nie zaobserwowano jakiegoś znacznego wycofywania sił rosyjskich z Syrii – co może oznaczać, że mamy do czynienia z kolejnym przegrupowaniem sił. Rosja już wcześniej wykorzystywała deklaracje o częściowym wycofaniu się z Syrii do przeprowadzenia rotacji określonych pododdziałów i przerzucenia nowych sił i broni.

Wszystkie teksty (bez zdjęć) publikowane przez Fundacje Warsaw Institute mogą być rozpowszechniane pod warunkiem podania ich źródła.

TAGS: 

 

Powiązane wpisy
Top