RUSSIA MONITOR

Data: 23 września 2017

S-400 uderza w południową flankę NATO

Porozumienie w sprawie zakupu systemu S-400 to kolejny sygnał o zacieśnianiu współpracy Turcji z Rosją. Po Syrii i energetyce przyszedł czas na obronność. To zaś musi niepokoić NATO, wszak turecka armia ustępuje w Sojuszu wielkością tylko amerykańskiej. Dla Kremla jak najbliższe relacje z Ankarą to mocniejsza pozycja na Bliskim Wschodzie i kolejny krok w stronę budowy bloku mocniej lub słabiej ze sobą powiązanych Iranu, Iraku, Syrii, Turcji i Libanu. Bloku co najmniej zdystansowanego do Zachodu.


© By Aleksey Toritsyn, Wikimedia Commons

Turcja i Rosja zawarły umowę o zakupie dwóch baterii S-400 przez Ankarę za ok. 2,5 mld dolarów. S-400 to przeciwlotniczy rakietowy system czwartej generacji, najnowocześniejszy obecnie w posiadaniu Rosji (trwają już prace nad S-500), zdolny wykrywać, namierzać i niszczyć samoloty, drony i pociski rakietowe (w tym kierowane i balistyczne). Obecnie żaden kraj NATO nie używa tego systemu. Sprzętem i uzbrojeniem produkcji rosyjskiej, a właściwie sowieckiej, dysponują w Sojuszu niemal wyłącznie wojska krajów byłego Układu Warszawskiego. No i jest jeszcze Grecja ze starszym systemem obrony powietrznej S-300. Kierownictwo NATO podkreśla, że to same kraje członkowie decydują o zakupie broni. Ale pozostaje kwestia jej zgodności operacyjnej z innymi systemami Sojuszu. Tymczasem S-400 najpewniej nie zostanie włączony zintegrowaną obronę przeciwlotniczą NATO. Dlaczego więc Ankara wybrała właśnie broń spoza Sojuszu Północnoatlantyckiego? Już cztery lata temu Ankara zaczęła rozmawiać o zakupie systemu przeciwlotniczego FD-2000 z Chinami. Ale z umowy za 3,4 mld dolarów Ankara wycofała się pod koniec 2015 roku. Ciekawe, że w tym samym miesiącu, w którym po zestrzeleniu rosyjskiego samolotu przez Turków, Moskwa w nieodległej od granicy syryjsko-tureckiej Latakii zainstalowała S-400, paraliżując możliwości tureckie w powietrzu nad północną Syrią.

Porozumienie ws. S-400 to kolejny sygnał, że państwo rządzone przez Erdogana coraz bardziej oddala się od Zachodu i zbliża do obozu euroazjatyckiego (Rosja, Iran, Chiny). Relacje z UE psuły się już od dawna, a dziś mamy wręcz polityczną wojnę Ankary z Niemcami czy Holandią. Nie szkodziłoby to tak bardzo NATO, gdyby Turcja wciąż miała dobre stosunki z USA. Ale i tu, od ponad roku jest coraz gorzej. Erdoganowi nie podoba się pomoc amerykańska dla kurdyjskiej milicji YPG w północnej Syrii walczącej z powodzeniem z IS. Ankarę drażni też wciąż amerykańska odmowa ekstradycji Fethullaha Gulena. Umowa zbrojeniowa z Moskwą na pewno nie pomoże, wszak jeszcze w lipcu Joseph Dunford, szef Kolegium Połączonych Szefów Sztabów armii USA, mówił, że zakup S-400 od Rosji „będzie problemem” dla Waszyngtonu.

Od połowy 2016 roku, kiedy Turcja i Rosja zakończyły ostry konflikt wywołany zestrzeleniem rosyjskiego samolotu na jesieni 2015 r., relacje Moskwy z Ankarą powoli, ale stale się poprawiają. Gazprom wrócił do projektu gazociągu Turkish Stream, Rosja cofnęła większość sankcji ekonomicznych. Co ważne, oba kraje współpracują w Syrii. W grudniu ub.r. Turcja zgodziła się stworzyć z Rosją i Iranem tercet, który forsuje tzw. strefy deeskalacji w Syrii. Po tym, jak USA i Niemcy wycofały baterie Patriot, taką broń w Turcji mają tylko Hiszpania i Włochy. Zastąpienie tych natowskich Patriotów rosyjskim S-400 na pewno zostanie dobrze przyjęte przez Iran i wpisuje się w proces wyraźnej poprawy stosunków na linii Ankara-Teheran, co z kolei satysfakcjonuje Moskwę.

All texts published by the Warsaw Institute Foundation may be disseminated on the condition that their origin is credited. Images may not be used without permission.

Powiązane wpisy
Top