UKRAINE MONITOR
Data: 28 grudnia 2018
Rosyjska dezinformacja: chemiczna prowokacja
Wzrosło ryzyko wybuchu konfliktu zbrojnego na Ukrainie. Jeśli miałoby dojść do otwartej wojny (mało prawdopodobne) lub zbrojnego incydentu na wzór tego w Cieśninie Kerczeńskiej (bardziej prawdopodobne), Moskwa potrzebuje pretekstu. I to bardzo mocnego pretekstu. Takim byłoby z pewnością użycie broni chemicznej w Donbasie.
Kiedy 24 grudnia specjalny wysłannik Stanów Zjednoczonych do spraw Ukrainy Kurt Volker ostrzegał, że należy rozpatrywać „realistyczną możliwość” nowej agresji Rosji, wspomniał o sprawie, „która wywołuje zaniepokojenie”. Jak stwierdził Volker, chodzi o powtarzające się rosyjskie oświadczenia, jakoby Ukraina przygotowuje się do ataku z zastosowaniem broni chemicznej. „Taka dezinformacja niepokoi, gdyż Rosji potrzebna jest przyczyna do agresji. Chciałbym myśleć, że robi się to po to, by odwrócić uwagę od agresji przeciwko ukraińskim okrętom na Morzu Czarnym. Musimy jednak zachować czujność, powinniśmy obserwować sytuację i w ideale – uniknąć dalszej eskalacji i agresji” – mówił amerykański dyplomata. Zresztą nawet tego samego dnia, rzeczniczka MSZ Rosji mówiła, że „jest całkiem możliwe”, iż Ukraina „może uruchomić działania bojowe na pełną skalę w ciągu następnych kilku dni”. Przy okazji Maria Zacharowa kłamała, mówiąc, że „jesteśmy naprawdę zaniepokojeni coraz częstszymi doniesieniami tzw. ekspertów w ukraińskich mediach o możliwym użyciu broni chemicznej przez bojowników (prorosyjskich – red.) na wschodzie Ukrainy”.
Ukraińscy eksperci, ale też politycy, i to nie tylko z Ukrainy (przykład Volkera), głośno poruszają temat rzekomego możliwego zastosowania broni chemicznej w Donbasie bo chcą w ten sposób zneutralizować rosyjską strategię, jaką Moskwa wykorzystała już – i to niedawno- w Syrii. 24 listopada na północnym zachodzie Aleppo doszło do ataku chemicznego, którego ofiarą padło około 100 ludzi. I przed tym atakiem i zaraz po nim rosyjska propaganda nasiliła dezinformacje, jakoby rebelianci syryjscy z pomocą Zachodu szykowali chemiczny atak. Wtedy podawano np. taką informację, jakoby do prowincji Idlib przybyli francuscy wojskowi eksperci mający pomóc rebeliantom przygotować broń chemiczną. USA odrzuciły oskarżenia, same wskazując na udział rosyjskich i syryjskich wojskowych w incydencie chemicznym w Aleppo.
Rosjanie bardzo często z wyprzedzeniem oskarżają innych o coś, co sami zamierzają lada chwila zrobić. Dlatego upór, z jakim Rosjanie wałkują temat rzekomych planów chemicznego ataku Ukraińców w Donbasie, musi budzić poważne obawy. Dezinformacyjną operację uruchomiono 22 listopada. Wtedy to jeden z liderów donieckich separatystów Eduard Basurin powiedział, że „wywiad Donieckiej Republiki Ludowej” ustalił, jakoby do kontrolowanego przez Ukraińców Artemowska w obwodzie donieckim „przybyła grupa wojskowych specjalistów z Wielkiej Brytanii w celu wzięcia udziału w przeprowadzeniu ataku chemicznego na północy DRL”. Cztery dni później przedstawiciel Rosji w OBWE stwierdził, że ukraińska armia „gotuje prowokację z użyciem broni chemicznej w Donbasie”. A 5 grudnia temat podjęła już rzeczniczka MSZ Rosji, strasząc, że „takie działania mogą prowadzić do ofiar wśród ludności cywilnej”. Od tamtej pory ta dezinformacyjna operacja tylko się nasiliła. Jedynie głośne mówienie na ten temat i ostrzeganie, że to rosyjska prowokacja, mogą zmniejszyć prawdopodobieństwo powtórzenia na Ukrainie syryjskiej operacji. Tyle że tym razem – w scenariuszu rosyjskim – rolę Aleppo pełnić może Donieck, sprawcami mają być Ukraińcy, a nie rebelianci syryjscy, zaś fachową pomoc udzielić eksperci nie z Francji, a z Wielkiej Brytanii.
Wszystkie teksty (bez zdjęć) publikowane przez Fundacje Warsaw Institute mogą być rozpowszechniane pod warunkiem podania ich źródła.