THE WARSAW INSTITUTE REVIEW
Data: 20 listopada 2016 Autor: Jan Gajewski
Czekiści Putina
Przeciek, jakoby Władimir Putin zamierzał zjednoczyć rosyjskie służby specjalne w jedno potężne Ministerstwo Bezpieczeństwa Państwowego wywołał prawdziwą burzę. Posypały się ostrzeżenia przed powrotem KGB i realnym terrorem niczym w stalinowskich czasach. Tymczasem brakuje przesłanek, by taki scenariusz traktować poważnie. Po pierwsze, nie wskazują na to ostatnie ruchy organizacyjne i personalne w aparacie bezpieczeństwa. Po drugie, utworzenie jednego bezkonkurencyjnego ośrodka władzy, i to w tak wrażliwym obszarze, jak bezpieczeństwo, byłoby absolutnie sprzeczne z charakterystycznym dla Putina stosowaniem zasady checks-and-balances. Reforma sektora siłowego jest przesądzona – to prawda. Ale w innym kierunku.
W powyborczy poranek 19 września dziennik „Kommiersant” opublikował artykuł ujawniający – zdaniem jego autorów – przygotowywany przez władze plan rewolucyjnej wręcz reformy aparatu bezpieczeństwa w Rosji. Przeciek miał przetestować reakcje na pomysły zmian, a władze miały czekać z nim na wynik wyborów. Przytłaczające zwycięstwo putinowskiej partii Jedna Rosja miało otworzyć drogę do rewolucyjnych zmian w służbach. Najważniejsze punkty ujawnionego „planu”?
Federalna Służba Bezpieczeństwa (FSB), Służba Wywiadu Zagranicznego (SWR) i Federalna Służba Ochrony (FSO) miałyby zostać zjednoczone w jedną potężną instytucję, od razu ochrzczoną mianem nowego KGB: Ministerstwo Bezpieczeństwa Państwowego (MGB). Superresort dostałby na dodatek nowe, większe uprawnienia i obowiązki, w tym „zapewnienia wewnętrznego bezpieczeństwa we wszystkich organach ścigania i strukturach siłowych” – co oznacza możliwości kontrolowania wszystkich tego typu instytucji w państwie. Zmiany miałyby objąć także inne służby i resorty:
– likwidacja Komitetu Śledczego (SKR) i powrót jego struktur do prokuratury
– połączenie Prokuratury Generalnej z Ministerstwem Sprawiedliwości
– likwidacja Ministerstwa ds. Sytuacji Nadzwyczajnych (MCzS)
– zasoby MCzS podzielone między Ministerstwo Obrony i MSW
– usamodzielnienie Służby Bezpieczeństwa Prezydenta (SBP), obecnie w składzie FSO
Pomysł powrotu do jednej wszechmocnej bezpieki nie jest czymś nowym w postsowieckiej Rosji. Jeszcze w pierwszej swojej kadencji prezydenckiej Borys Jelcyn poszedł nawet dalej, próbując połączyć większość b. KGB z MSW – wtedy jeszcze opór opozycji i sędziów okazał się zbyt silny. Pomysł połączenia dawnych części KGB w jedną całość pojawiał się też kilka razy już za panowania Putina. Ale to on sam, choć były kagiebista, który otworzył wszystkie instytucje i sektory państwa na desant ludzi ze służb specjalnych, blokował budowę „KGB 2.0”. Oczywiście nie z niechęci do Łubianki, ale czystego instynktu samozachowawczego. Dla każdego cara bezpieczniej, gdy na dworze ma kilka rywalizujących ze sobą o łaskę panującego koterii, niż jedno dominujące stronnictwo, które może nawet zagrozić tronowi. Znana doskonale także w zachodnich demokracjach zasada „checks-and-balances” (ros. cистема сдержек и противовесов) jest jednym z fundamentów systemu rządów stworzonego przez Putina. Odnosi się do każdej dziedziny funkcjonowania państwa, od sektora energetycznego poczynając (Gazprom vs. Rosnieft’) na strukturach siłowych kończąc. Putin woli dzielić i rządzić w aparacie bezpieczeństwa, utrzymując równowagę sił w sieci służb specjalnych jako najwyższy arbiter. Poprzedni gospodarze Kremla także zdawali sobie dobrze sprawę z tego, że jednym z warunków sprawowania przez nich władzy jest lojalność bezpieki. W czasach sowieckich partia komunistyczna dbała o zachowanie kontroli nad KGB. Ale Putin nie dysponuje takim aparatem kontroli, więcej super resort bezpieczeństwa mógłby stać się dla niego zagrożeniem, a w najlepszym razie niepokorną instytucją. Przeciwko koncepcji MGB przemawia narastająca w Putinie obawa przed pałacowym spiskiem. W obecnym modelu bezpieki przygotowanie i przeprowadzenie puczu wymaga porozumienia się co najmniej kilku służb i grup wpływów. Łącząc najpotężniejsze służby w jeden organizm Putin wiązałby stryczek dla samego siebie. Drugim sennym koszmarem Putina jest społeczny wybuch i „rosyjski Majdan”. Wśród komentarzy na temat rzekomego planu powołania MGB pojawiły się i takie, że to ze strachu przed rewolucją. Tłumaczenie bardzo proste, ale i całkowicie błędne. Po pierwsze, „gwardią pretoriańską” Putina na wypadek wewnętrznych wstrząsów jest dopiero co powołana Gwardia Narodowa. Po drugie – tu kłania się zwykła logika – wywołanie chaosu organizacyjnego w bezpiece właśnie w najbardziej wrażliwym okresie, przed wyborami, jedynie osłabia struktury siłowe.
Na niekorzyść tezy o „KGB 2.0” przemawiają też personalne decyzje Putina odnośnie najwyższych stanowisk w służbach. Postawienie na czele SWR i FSO lojalnych i skutecznych ludzi (odpowiednio byłego spikera Dumy Siergieja Naryszkina i byłego ochroniarza prezydenta Dmitrija Koczniewa) przemawia za tym, że obie te służby będą się bardzo liczyły w putinowskim systemie bezpieczeństwa. Trudno zakładać, by prezydent powierzał dotychczasowemu przewodniczącemu niższej izby parlamentu, wieloletniemu współpracownikowi z doświadczeniem w służbach sowieckich, stanowisko szefa wywiadu na okres maksymalnie roku. Wątpliwe, by akurat Naryszkin był najlepszym kandydatem na grabarza SWR. Nie zaskakuje więc dementi byłego szefa administracji prezydenta, byłego wysokiego oficera wywiadu, Siergieja Iwanowa. 18 października w wywiadzie prasowym zaprzeczył rewelacjom „Kommiersanta” sprzed niemal dokładnie miesiąca. Podkreślił, że wywiad i kontrwywiad nie mogą działać pod jednym kierownictwem. Wątpliwe, by samodzielnie wyszedł z takim twierdzeniem, tym bardziej, że wcześniej Kreml dość mętnie unikał zdecydowanego zaprzeczenia doniesieniom ws. MGB. Dlaczego więc musiał minąć aż miesiąc, zanim zdementowano złowrogie dla wielu pogłoski o powrocie KGB? Jedna z teorii mówi, że to sam Putin i jego ludzi stoją za tym przeciekiem, który miał na celu skompromitowanie idei MGB. Ostatnio bowiem można było odnieść wrażenie, że takie są ambicje FSB – co nie jest zbieżne z interesem Putina. Ale jest i druga możliwość: to sama FSB chciała wywrzeć nacisk na Kreml, publikując taki artykuł – na rzecz tej tezy mówi fakt, że „Kommiersant” od dawna uchodzi za medium chętnie wykorzystywane przez Łubiankę jako „tuba”.
Zamieszanie wokół publikacji o „planie powołania MGB” potwierdza bardzo duże napięcie, jakie istnieje od dłuższego czasu w strukturach siłowych Rosji. Artykuł i gra wokół niego są kolejną odsłoną toczącej się walki o przyszłe oblicze aparatu bezpieczeństwa. Aparatu, który w zamyśle Putina – przynajmniej tak to wygląda na tę chwilę – ma się opierać na dwóch silnych filarach, dwóch konkurujących centrach. Zgodnie z zasadą „checks-and-balances”, ale w skonsolidowanej i bardziej ekonomicznej formule.
Putinowska koncepcja funkcjonowania aparatu bezpieczeństwa w kolejnych latach jego rządów opiera się na uznaniu, że w Rosji działają służby specjalne dwojakiego rodzaju. I nie chodzi tu bynajmniej o służby wojskowe i cywilne. Putin konsekwentnie tworzy instytucje siłowe lojalne przede wszystkim nie wobec państwa, a wobec niego osobiście. Mamy więc do czynienia z kształtowaniem się aparatu, w którym FSB będzie dbała o interesy zbudowanego reżimu, jego członków i państwa, które uważają za swą własność, zaś bezpieczeństwem samego Putina, jego wpływami i utrzymaniem władzy zajmą się inne instytucje: Gwardia Narodowa i FSO.
Najważniejszym wydarzeniem tego roku w środowisku siłowym było powołanie do życia w kwietniu 2016 r. Gwardii Narodowej, zwanej RosGwardią. Tak jak się spodziewano, Putin odebrał MSW wojska wewnętrzne i na ich bazie powstała gwardia. Ale nie tylko. Z MSW wyjęto też inne zbrojne formacje: OMON i SOBR. One również wchodzą w skład RosGwardii. Na jej czele stoi Wiktor Zołotow, który wcześniej spędził niemal trzy lata na stanowisku głównodowodzącego wojsk wewnętrznych. Zołotow to były funkcjonariusz IX Zarządu KGB. Już w latach 90. XX w., w Sankt Petersburgu, zajmował się ochroną Putina, a potem, przez trzynaście lat, stał na czele Służby Bezpieczeństwa Prezydenta. W 2013 r. Putin oddelegował zaufanego oficera do MSW, aby ten przygotował grunt pod budowę, na bazie wojsk wewnętrznych, Gwardii Narodowej. Nowa formację już ochrzczono mianem pretorianów Putina, bo to jemu bezpośrednio podlega. A dowódca jest dziś najbardziej zaufanym siłowikiem prezydenta, niektórzy mówią wręcz, że tym dla Putina, kim był dla Stalina szef jego ochrony gen. Nikołaj Własik. 4 października 2016 r. Putin wydał dekret precyzujący uprawnienia RosGwardii. Łącznie jest około stu, w tym prawo prowadzenia „działań informacyjnych”, pobierania odcisków palców, wydawania pozwoleń na handel bronią i koncesji dla prywatnych agencji ochrony. Licząca w sumie nawet pół miliona wyszkolonych i uzbrojonych po zęby ludzi (z własnymi siłami pancernymi i lotnictwem) formacja wśród swych zadań ma też zabezpieczanie granic państwa, walkę z terroryzmem i zorganizowaną przestępczością, zapewnianie porządku publicznego i ochronę kluczowych obiektów i infrastruktury państwowej. Trudno nie zauważyć, że szeregiem kompetencji Gwardia pokrywa się z FSB i FSO. To nie jest przypadkowe, bo dla FSB RosGwardia ma być konkurencją, zaś z FSO będzie się uzupełniać.
Federalna Służba Ochrony i wchodząca w jej skład Służba Bezpieczeństwa Prezydenta mają razem z Gwardią Narodową tworzyć „osobistą” bezpiekę Putina. Dlatego w maju 2016 r. Putin podziękował za wiele lat służby szefowi FSO Jewgienijowi Murowowi. 71-letni weteran bezpieczeństwa (od 1971 r. w KGB, potem w FSB) był jednym z najdłużej sprawujących funkcje szefów służb specjalnych w postsowieckiej Rosji (2000-2016) – co samo w sobie świadczy o zaufaniu, jakim darzył go Putin. Jednak na nowe czasy prezydent potrzebuje jeszcze wierniejszych żołnierzy, no i młodszych. Dlatego obsadził stanowiska szefów FSO i SBP nie ludźmi wskazanymi przez odchodzącego Murowa, a swoimi kandydatami. Nowy dyrektor FSO Dmitrij Koczniew był wcześniej szefem SBP, a zastąpił go na tym stanowisku Aleksiej Rubieżnoj, były adiutant Putina. Zmiany na tych stanowiskach mają znaczenie nie mniejsze, niż te w FSB, GRU czy SWR. Federalna Służba Ochrony jest bowiem najbardziej elitarną, najlepiej wyposażoną i obsadzoną najlepszymi ludźmi służbą specjalną w Rosji. Przy tym liczy aż 20 tys. funkcjonariuszy. FSO ochrania ważne obiekty państwowe i najwyższych urzędników (w przypadku prezydenta zajmuje się tym SBP), ale też pełni rolę podobną do amerykańskiej NSA (wywiad elektroniczny).
Próby budowy „prywatnej” bezpieki Putin podejmował już wcześniej. Na jesieni 2007 r., po słynnej wojnie siłowików, uznał, że nie może być w pełni pewien lojalności FSB, więc powołał Komitet Śledczy (SKR). Z czasem jednak okazało się, że to „rosyjskie FBI” to za mało, zwłaszcza, że za bardzo zbliżyło się do Łubianki. Wtedy Putin postanowił uczynić filarem swego panowania wojska wewnętrzne – i w 2013 r. z taką misją wysłał do MSW Zołotowa. Budowa potęgi RosGwardii nie jest jednak wcale taka łatwa. Przygotowania trwały niemal trzy lata, a gdy już formacja powstała, inni siłowicy, czujący zagrożenie ze strony nowej służby, pokazali Putinowi, że wciąż musi się liczyć z ich zdaniem. Dali mu prztyczka i to w sprawie Zołotowa. 6 kwietnia 2016 r. dekretem Putin wyznaczył nowo mianowanego szefa Gwardii Narodowej na stałego członka Rady Bezpieczeństwa. Ale już po pięciu dniach pojawiła się korekta dekretu: okazało się, że Zołotow będzie miał jednak niższy status zwyczajnego członka RB. Ustępuje tu więc choćby dyrektorowi FSB.
FSB ma być drugim filarem bezpieczeństwa. Widać to po pierwsze, po jej aktywności w ostatnich miesiącach, zaś po drugie, po personalnych decyzjach. Kadrowe zmiany wzmacniają na Łubiance wpływy sekretarza Rady Bezpieczeństwa FR Nikołaja Patruszewa (byłego wieloletniego dyrektora FSB) i – to już nowe zjawisko – Zołotowa. Przy czym nie osłabia to pozycji obecnego szefa Federalnej Służby Bezpieczeństwa, Aleksandra Bortnikowa. Choć nie brak głosów, że dwie osoby, które w ostatnich miesiącach wyraźnie awansowały w strukturze FSB, są brane pod uwagę jako ewentualni następcy Bortnikowa. Pod koniec października 2016 r. nieoczekiwanie zastępcą dyrektora służby został Jewgienij Ziniczew. To były oficer SBP, w przeszłości należał do najbliższego kręgu ochrony Putina. W czerwcu 2015 r. prezydent oddelegował go do FSB, na szefa struktur obwodowych w Kaliningradzie. W lipcu Ziniczew został nawet na krótko p.o. gubernatora Kaliningradu, by potem trafić na specjalnie dla niego utworzone szóste stanowisko zastępcy dyrektora FSB. Na Łubiance będzie oczami i uszami Zołotowa, czyli Putina. A być może jest szykowany już na następcę Bortnikowa?
Drugim, obok „spadochroniarza” Ziniczewa, kandydatem na szefa FSB może być Siergiej Koroliew, świeżo upieczony szef Służby Bezpieczeństwa Ekonomicznego FSB (SEB FSB). Jego pozycja i rola w ostatnich działaniach FSB wskazują, że Kreml nadał mu funkcję swojego „głównego oprycznika”. Seria akcji FSB w ramach walki z korupcją, wymierzonych w gubernatorów, członków rządu i funkcjonariuszy innych organów siłowych, oznacza rozszerzanie wpływów przez Łubiankę i korzystanie przez nią z uprawnień, których dotychczas nie wykorzystywała. Za wszystkie głośne areszty i rewizje w 2016 r. odpowiadała elitarna komórka: licząca niecałe czterdzieści osób 6. Służba Głównego Zarządu Bezpieczeństwa Wewnętrznego (GUSB FSB). O powstałej w 2008 r. służbie wiadomo niewiele, choć krążą plotki, że jest pod wpływem Zołotowa. Do niedawna na czele 6. Służby stał Iwan Tkaczew, zaś GUSB kierował od 2012 r. Siergiej Koroliew, wcześniej związany z ministrem obrony Anatolijem Sierdiukowem.
Lista specjalnych operacji tandemu Koroliew-Tkaczew jest imponująca. Za prolog można uznać zatrzymanie w maju 2014 r. szefa i wiceszefa Głównego Zarządu Bezpieczeństwa Ekonomicznego i Przeciwdziałania Korupcji MSW. Obaj usłyszeli zarzuty korupcyjne i stracili stanowiska. Denisa Sugrobowa na czele szefa antykorupcyjnej struktury MSW zastąpił Dmitrij Mironow z FSO, człowiek Zołotowa. Borys Kolesnikow po przesłuchaniu wypadł z balkonu – zginął na miejscu. We wrześniu 2015 r. ludzie GUSB FSB zatrzymali za korupcję gubernatora Republiki Komi Wiaczesława Gajzera. W marcu 2016 r. zatrzymali za branie łapówek gubernatora Sachalinu, związanego z Igorem Sieczinem, szefem Rosniefti, Aleksandra Choroszawina. Kilka dni później zatrzymany został zastępca ministra kultury Grigorij Pirumow, a pod koniec marca 2016 r. największy petersburski biznesmen Dmitrij Michalczenko (przemyt, korupcja). Przez tego ostatniego uderzono zresztą w Murowa, bo z Michalczenką jakieś interesy wiązały FSO i syna jej szefa. Największy medialny rozgłos miało jednak zatrzymanie przez funkcjonariuszy 6. Służby za korupcję gubernatora obwodu kirowskiego Nikity Biełycha. Największe znaczenie polityczne miało zaś uderzenie przez FSB w inną instytucję siłową: Komitet Śledczy (SKR). W lipcu 2016 r. zatrzymani grupę wysokich rangą funkcjonariuszy, w tym blisko związanych z szefem SKR Aleksandrem Bastrykinem, wiceszefa moskiewskich struktur SKR gen. Denisa Nikandrowa oraz szefa Zarządu Bezpieczeństwa Wewnętrznego Głównego Zarządu Śledczego SKR w Moskwie, płk. Michaiła Maksimienkę. Zatrzymania miały związek ze znanym gangsterem Młodym Szakro, który za milionowe łapówki cieszył się ochroną moskiewskiego SKR. O akcji nie poinformowano Bastrykina. Po raz pierwszy FSB pozwoliła sobie na samodzielne uderzenie w Komitet Śledczy, z którym dotychczas zawsze współpracowała – co może potwierdzać, że dni SKR są policzone.
Tandem Koroliew-Tkaczew wykorzystano też do czystki w łonie samej FSB. Najpierw Służba Bezpieczeństwa Ekonomicznego (SEB FSB), czyli kontrwywiad gospodarczy, oskarżyła GUSB o przekroczenie uprawnień ws. Biełycha. W odpowiedzi GUSB zaczął nasyłać na SEB kontrole i wyciągnął jej kierownictwu związki z zatrzymanym biznesmenem Michalczenką. W czerwcu i lipcu 2016 r. odejść musieli szef SEB oraz podlegli mu naczelnicy Zarządu „K” (sfera kredytowo-finansowa), Zarządu „P” (kontrwywiadowcze zabezpieczenie firm przemysłowych) i Zarządu „T” (kontrwywiadowcze zabezpieczenie transportu). Nowym szefem SEB został Koroliew, a na czele kluczowego Zarządu „K” stanął Tkaczew. W ten sposób grupa uważana za związaną z Zołotowem zdobyła monopol na walkę z korupcją, rozbijając po kolei odpowiedzialne za to struktury w MSW, SKR i w samej FSB. Nietrudno dostrzec tutaj inicjatywę Putina, który doskonale wie, że kluczem do dyscyplinowania elit, zwłaszcza w okresie kryzysu ekonomicznego, jest „antykorupcyjna krucjata”. Jak potężne to narzędzie, elity przekonały się w połowie listopada, gdy uderzono w samego ministra rozwoju gospodarczego Aleksieja Uljukajewa.
Rok 2016 był jednym z najgorętszych w postsowieckiej historii struktur siłowych Rosji, bo też zaczęto realizować w tym obszarze największe zmiany od początku rządów Putina. Widowiskowe zatrzymania i rewizje, zaskakujące dymisje i nominacje wynikały nie tylko z planów Kremla, ale też rosnącej nerwowości w środowisku i prób wzmocnienia własnej pozycji – nawet bez uzgodnienia z górą. Najpierw dekretami Putin zlikwidował Federacyjną Służbę Migracyjną (FMS) i Federalną Służbę Kontroli Obrotu i Handlu Narkotykami (FSKN). Ich aktywa dostały się Ministerstwu Spraw Wewnętrznych – co było rodzajem rekompensaty za odebranie wojsk wewnętrznych, jednostek OMON oraz policyjnego specnazu SOBR. Zamknięciem tego pierwszego etapu reform było powołanie Gwardii Narodowej. Kampania prowadzona przez FSB, wymierzona zaś w MSW i SKR, zapowiada tymczasem ostateczną marginalizację MSW jako gracza w sektorze bezpieczeństwa oraz prawdopodobnie likwidację SKR. Co charakterystyczne, skandale omijają tylko FSB i RosGwardię-FSO, czyli dwa filary budowanego nowego systemu bezpieczeństwa. Jakby nieco z boku pozostają dwie inne ważne samodzielne służby specjalne: wywiad cywilny SWR i wojskowy GRU. Ten drugi został poważnie osłabiony przez Kreml w czasie reform Sierdiukowa i obecnie nie odgrywa samodzielnej politycznej roli (nie jest potencjalnym zagrożeniem dla Putina), skupiając zresztą gros wysiłków na konfliktach zbrojnych, w których uczestniczy Rosja (Ukraina, Syria). Choć „wojskówka” jeszcze na początku 2016 r. była na tyle silna, by przeciwstawić się Putinowi: nowym szefem GRU nie został były ochroniarz prezydenta Aleksiej Diumin, ale człowiek z Akwarium Igor Korobow. Batalia była ostra – o czym świadczy fakt, iż nowego szefa GRU przedstawiono dopiero miesiąc po śmierci poprzednika. Jeśli zaś chodzi o SWR, to już z samej racji swej specyfiki (działalność wywiadowcza poza granicami kraju, funkcje przede wszystkim analityczne), nie może być postrzegany przez Putina jako potencjalny uczestnik spisku przeciwko niemu.
Rozwiązanie KGB tylko formalnie rozbiło jedność aparatu bezpieczeństwa. Obszary bezpieczeństwa wewnętrznego, bezpieczeństwa zewnętrznego oraz wywiadu zagranicznego bardzo długo były ze sobą mocno powiązane i współdziałały, zaś podział miał fasadowy charakter. Wynikało to głównie z powodów osobowych: wspólnych kagiebowskich korzeni kadry średniego i wyższego szczebla w poszczególnych służbach. Musiało przeminąć pokolenie, aby to zaczęło się zmieniać. Dymisje kolejnych szefów służb starej daty oraz zastępowanie ich oficerami, którzy niemal całą karierę robili już w putinowskiej Rosji, utrwala podział rosyjskiej „intelligence community” bardziej, niż strukturalne podziały i zmiany nazw. Co ważne, odnowieniu kadry kierowniczej towarzyszy jednoczesne obniżenie politycznej rangi nowych szefów. Wiktor Iwanow, Konstantin Romodanowskij, Paweł Fradkow czy Jewgienij Murow byli bez porównania silniejszymi i bardziej samodzielnymi graczami. Ich następcy są nie tylko młodsi, ale też bez ambicji politycznych i gotowi na rozkaz Putina pójść dużo dalej niż starzy towarzysze.
Trzecia kadencja prezydencka Putina dała nowy impuls wzrostowi ambicji środowiska służb bezpieczeństwa. Po pierwsze, sprzyja temu generalny światowy trend, antyamerykańska retoryka, rosnący izolacjonizm Rosji, kryzys liberalnego projektu. Po drugie, wzrosła rola specsłużb w związku z wojnami na Ukrainie i w Syrii. W warunkach militaryzacji polityki państwa, realnym ośrodkiem rządzenia stała się Rada Bezpieczeństwa z silną reprezentacją siłowików (z byłym szefem FSB Patruszewem jako sekretarzem na czele), a nie rząd. W tych nowych warunkach Putin musi przebudować cały system bezpieczeństwa reżimu. Sprzyjają mu w tym obiektywne okoliczności, ze starzeniem się starej gwardii na czele. Otóż po kilkunastu latach panowania, Putin przestaje być uzależniony od dawnych towarzyszy z Łubianki, którzy obsadzili stanowiska w niemal każdej dziedzinie życia publicznego. W biznesie, polityce, instytucjach siłowych, administracji centralnej, a także w regionach. Na progu kolejnej kadencji prezydenckiej do gry wchodzą czekiści nowego typu. W przeciwieństwie do weteranów sowieckiego KGB, niemal całą swą dotychczasową służbą związani z putinokracją i Putinowi zawdzięczający najwięcej. To oni mają zabezpieczyć kontynuację panowania obecnego gospodarza Kremla.
Wszystkie teksty (bez zdjęć) publikowane przez Fundacje Warsaw Institute mogą być rozpowszechniane pod warunkiem podania ich źródła.