RUSSIA MONITOR
Data: 12 grudnia 2017
To nie koniec wojny w Syrii
Władimir Putin w drodze do Egiptu zatrzymał się w Syrii, by ogłosić zwycięstwo Rosji i nakazać rozpoczęcie ewakuacji wojsk z tego kraju. To element rozpoczętej dopiero co kampanii prezydenckiej, ale też wykorzystanie okazji, by zminimalizować przyszłe negatywne konsekwencje obecności wojskowej Rosji w Syrii. Wojna w tym kraju bowiem wcale nie dobiegła końca. Przeszła jedynie w fazę partyzancką. Moskwa stoi teraz przed trudnym dyplomatycznym zadaniem przekucia powodzenia militarnego w sukces międzynarodowy. Na dodatek rośnie groźba zamachów terrorystycznych w Rosji – co szczególnie niepokoi Kreml w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich.
Celem taktycznym interwencji było ratowanie Asada. Został osiągnięty. Militarna skuteczność rosyjskich nalotów okazała się wysoka także z tego powodu, że lotnictwo dostało od polityków wolną rękę, jeśli chodzi o kwestię ofiar cywilnych. Moskwa nie przejmowała się tak, jak Zachód, tym, że w nalotach na pozycje wroga będą ginęły tysiące cywilów.
Celem numer dwa, strategicznym, było rozszerzenie wpływów Rosji na Bliskim Wschodzie – to też osiągnięto, choć nie wiadomo, na jak długo. Pokoju na horyzoncie nie widać. Zbyt wiele jest wrogości między Asadem a opozycją (właśnie fiaskiem skończyła się kolejna próba rozmów między nimi). A jest jeszcze trzeci gracz: Kurdowie. Do nich z kolei wrogo odnosi się Turcja, choć mają wsparcie USA. Z kolei część opozycji wspiera Arabia Saudyjska skonfliktowana z Iranem, chcącym zagwarantować sobie silną pozycję w powojennej Syrii. A do tego wszystkiego sytuacji z rosnącym niepokojem przygląda się Izrael – gotów w razie konieczności interweniować zbrojnie. Nic dziwnego, że początkowo planowana na listopad wielka konferencja pokojowa w Soczi została przełożona na najwcześniej luty 2018. Wiele wskazuje zresztą, że w ogóle do niej nie dojdzie lub będzie w ograniczonym składzie.
Ale najważniejszy był cel trzeci: pokazanie Zachodowi, a przede wszystkim Amerykanom, że muszą rozmawiać z Putinem, którego izolowano po aneksji Krymu (najbardziej drastycznym przykładem przebieg szczytu G-20 w Brisbane). Ten cel osiągnięto już na samym początku operacji, gdy Obama musiał kontaktować się z Putinem choćby w kwestii uniknięcie incydentów w powietrzu: wszak rosyjskie samoloty pojawiły się tam, gdzie dotąd operowały amerykańskie i sojusznicze. Rozmawiać z Moskwą musiała też zacząć Turcja. Po ostrym konflikcie wywołanym zestrzeleniem rosyjskiego samolotu przez Turków w pobliżu syryjskiej granicy, po paru miesiącach doszło do ocieplenia. Tak daleko idącego, że Ankara zgodziła się wejść do proponowanego przez Rosjan trójstronnego (jeszcze z udziałem Iranu) formatu rokowań.
Wbrew oficjalnym deklaracjom Putina, Szojgu i generałów, wojna w Syrii wcale się dla Rosji nie kończy. Według różnych ocen, w Syrii wciąż pozostaje od trzech do dwudziestu tysięcy bojowników IS. Utraciwszy tereny, których trzeba było bronić, dżihadyści zyskali pełną swobodę manewry. Teraz ich główne skupisko znajduje się we wschodniej pustynnej części Syrii, ale też niewielkie oddziały operują w prowincjach Hims, Hama i Deraa. A przecież są jeszcze dziesiątki tysięcy różnych antyreżimowych formacji rebelianckich. Skończył się etap regularnej wojny z mniej lub bardziej wyrazistą linią frontu. Zaczyna się wojna partyzancka. Taką wojnę Sowieci przegrali w Afganistanie. Teraz więc Putin korzysta z okazji i formalnie kończy interwencję rosyjską w Syrii – nie chce uwikłać się w wieloletni krwawy konflikt, w którym trudno o błyskotliwe wiktorie i ładne obrazki telewizyjne, a łatwo o straty w ludziach.
Nie da się jednak uniknąć innego ryzyka. Oficjalne ogłoszenie końca wojny w Syrii może jedynie sprowokować islamistów do zamachów terrorystycznych w Rosji – aby skompromitować „zwycięską narrację” Putina. Wielu młodych radykałów, których udało się, przy wydatnej pomocy służb rosyjskich, wyprawić z Kaukazu Północnego na Bliski Wschód, może teraz wracać do domu. Tyle że już z dużym bojowym doświadczeniem. Już dzień po deklaracji prezydenta o rozpoczęciu odwrotu z Syrii, dyrektor FSB Aleksandr Bortnikow ostrzegł przed rosnącą aktywnością terrorystów związanych z IS.
Wszystkie teksty (bez zdjęć) publikowane przez Fundacje Warsaw Institute mogą być rozpowszechniane pod warunkiem podania ich źródła.