U.S. WEEKLY

Data: 15 listopada 2021

Gospodarcze powikłania po COVID-19

W 2020 roku pandemia COVID-19 odcisnęła ogromne piętno na światowych gospodarkach. Od tego czasu sytuacja, wydawałoby się, znacząco się ustabilizowała. Poczynając od drugiej połowy zeszłego roku, świat stara się wrócić do normalności. Okazuje się jednak, że pod wieloma aspektami jeszcze długo nie będzie tak, jak dawniej.

ŹRÓDŁO: FLICKR

Światowe gospodarki cierpią w ostatnim czasie na powikłania wywołane koronawirusem i nie zanosi się, by miało się to szybko zakończyć. Odbijają się one szerokim echem na wielu płaszczyznach gospodarczych, przez co globalne rynki mają ogromne trudności, by wrócić do poziomów sprzed lockdownów. W poszczególnych sektorach pojawiają się nieznane dotąd problemy, z którymi nie do końca wiadomo jak sobie poradzić.
Pandemia doprowadziła do zawirowań na wielu płaszczyznach. Jedną z nich było zerwanie łańcuchów dostaw. W 2020 roku światowa gospodarka na pewien czas została uśpiona, w wielu branżach produkcja i handel zmalały czy wręcz zamarły. Lockdown spowodował zamknięcie fabryk, co zablokowało znaczną część podaży w globalnym transporcie.
Gdy najsurowsze obostrzenia zostały zniesione, gospodarki odbiły się od dna, a firmy ponownie się otworzyły. Państwa poczęły dążyć do ożywienia gospodarczego, by nie doprowadzić do stagnacji i zapobiec kryzysowi. Spowodowało to gwałtowny wzrost popytu na import dóbr.
W efekcie porty na całym świecie są przeciążone, a opóźnienia w ostatnich dwóch miesiącach osiągnęły niespotykane dotąd rozmiary, pobijając kolejne rekordy. W amerykańskich, azjatyckich i europejskich terminalach piętrzą się stosy nieodebranych kontenerów, a w zatokach dziesiątki statków stoją zakotwiczone w oczekiwaniu na zdeponowanie towarów.
Pomijając ogólnie pojętą pandemię, przyczyn takiego stanu rzeczy jest wiele. Jedną z nich są wspomniane już zmiany w popycie na dobra konsumencie spowodowane przez COVID-19, a co za tym idzie zakłócenia w transporcie i kursach statków kontenerowych. Wywołane są one przede wszystkim przez czasowe zamykanie najważniejszych portów w czasie pandemii. Statki przez pewien czas nie mogły być obsługiwane, by następnie nadrabiać powstałe przez ten okres zaległości. Przykładowo w sierpniu jeden tylko przypadek koronawirusa sparaliżował na dwa tygodnie terminal w głównym chińskim porcie Ningbo pod Szanghajem. W rezultacie, w krótkim czasie, pojawiły się ogromne kolejki do załadunków, co sparaliżowało pracę portu. Takich przypadków było znacznie więcej. Gdy z czasem opóźnione statki docierały do portów rozładunku, ustawiały się w kolejce poza harmonogramem, co powodowało efekt domina i kolejne opóźnienia. Dodatkowo, wraz z pandemią pojawiły się ograniczenia w postaci dystansu społecznego i obowiązkowej kwarantanny pracownikówtylko potęgując problem. W międzyczasie pojawiają się także bardziej „typowe” komplikacje dla transportu morskiego, takie jak sztormy czy słynne zablokowanie kanału sueskiego przez kontenerowiec firmy Evergreen, skutecznie zakłócające i tak już rozregulowany harmonogram dostaw w portach. Kolejnym problemem są braki pracowników portowych oraz, a może przede wszystkim, kierowców ciężarówek. Okazuje się, że gdy statki zdeponują już swoje towary, nie ma kto ich odebrać. Braki te spowodowały ogromne utrudnienia w pracy portów między innymi w USA czy Wielkiej Brytanii. W konsekwencji moce przerobowe światowych portów okazują się zdecydowanie niewystarczające, a kolejki rosną.
Ma to bezpośrednie przełożenie na coraz większe opóźnienia w dostawie towarów, czego efektem są niedobory produktów, o czym było głośno w ostatnim czasie choćby w kontekście Wielkiej Brytanii. Znacznie zwiększyły się także koszty transportu. Przykładowo średnia globalna cena wysyłki 12-metrowego kontenera jest obecnie bliska 10 000 USD, co stanowi trzy razy wyższą kwotę, niż na początku 2021 roku i prawie dziesięciokrotnie wyższą niż w okresie przed pandemią. Konsekwencją na szeroką skalę jest znaczne zmniejszenie opłacalności niektórych biznesów, postępująca inflacja oraz niedobory towarów w wielu światowych gospodarkach.
Realnym skutkiem, który społeczeństwa odczują już w najbliższym czasie, będą niezrealizowane na czas zamówienia z okazji nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia. Eksperci prognozują, że kryzys ten nie tylko nie skończy się w najbliższym czasie, ale będzie się jeszcze pogłębiać. Problem jest na tyle poważny, że sam prezydent USA Joe Biden naciskał na firmy zajmujące się transportem kolejowym i samochodowym oraz porty, aby zwiększyć ich przepustowość, między innymi wzywając port Los Angeles do pracy przez całą dobę.
Przez zawirowania w globalnym popycie ucierpiał także inny kluczowy segment gospodarki. Wywołane przez pandemię masowe przejście wielu pracowników na pracę zdalną spowodowało wzrost popytu na potrzebny sprzęt, m.in. laptopy czy kamery internetowe. Z kolei w innych branżach, przede wszystkim w branży samochodowej, dał się zaobserwować znaczny spadek popytu. Efektem tych zmian było przekierowanie znacznej części zamówień chipów komputerowych do branży elektronicznej. Gdy popyt na samochody znacznie wzrósł po pandemii, chipów zaczęło brakować. W efekcie trzeba było ograniczyć lub wstrzymać produkcję, co spowodowało zamknięcie części zakładów oraz opóźnienie dostaw, zmniejszając podaż nowych samochodów o ponad 7 milionów. Zmniejszona podaż oraz zwiększony popyt prowadzą bezpośrednio do niespotykanych od dawna wzrostów cen w tym sektorze gospodarki.
Wspomniane problemy branży motoryzacyjnej wywołane kryzysem półprzewodników, który zmusza praktycznie wszystkich producentów samochodów do ograniczenia produkcji lub czasowego zamknięcia linii montażowych, mogą być wystarczająco duże, aby wywołać w niektórych krajach recesję. W Japonii, ojczyźnie Toyoty i Nissana, niedobory części spowodowały, że we wrześniu eksport spadł o 46 procent w porównaniu z rokiem poprzednim, co z pewnością odciśnie piętno na możliwościach japońskiej gospodarki. W związku z kryzysem dotykającym branży motoryzacyjnej w USA administracja Bidena zmusiła Kongres do uchwalenia ustawy zwanej CHIPS for America, która zachęciłaby do zwiększenia produkcji i badań nad półprzewodnikami w Stanach Zjednoczonych przeznaczając na to środki o wartości 52 miliardów dolarów.
Problemy dotykają jednak także innych branż i sektorów gospodarki. Opisane kwestie, razem z kryzysem energetycznym, który będzie się pogłębiał w związku z nadciągającą zimą, mają i będą miały ogromny wpływ na najbliższe lata, zarówno w kontekście gospodarczym, jak również politycznym. Doprowadza to do zmian w układzie sił oraz wzrostu lub spadku znaczenia państw na arenie międzynarodowej. Tak jak sam COVID-19, także wspomniane wielopłaszczyznowe zawirowania w światowych gospodarkach mogą pozostać z nami w najbliższej przyszłości. Te państwa, które sprawnie odnajdą się w nowej rzeczywistości i najlepiej poradzą sobie z rosnącą inflacją i nadchodzącą recesją będą w przyszłości rozdawać karty na międzynarodowej scenie politycznej.

Autor: Jakub Łyjak

Jakub Łyjak ukończył prawo na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu oraz ekonomię na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu. Studiował również Business Administration (Betriebswirtschaftslehre) na Westfälische Wilhelms-Universität w Münster. Doświadczenie zawodowe zdobywał w branży prawnej oraz organizacjach pozarządowych, m.in. Polish Entrepreneurship and Leadership Association oraz Center for American Studies.

„Artykuł powstał przy współpracy Warsaw Institute i Stowarzyszenia im. Kazimierza Wielkiego.”

Wszystkie teksty (bez zdjęć) publikowane przez Fundacje Warsaw Institute mogą być rozpowszechniane pod warunkiem podania ich źródła.

TAGS: 

 

Powiązane wpisy
Top