THE WARSAW INSTITUTE REVIEW

Data: 5 maja 2021; Autor: prof. UKSW, dr hab. Piotr Bajda
Instytut Nauk o Polityce i Administracji UKSW w Warszawie

Europa Środkowa w 2021 r. w obliczu 30-lecia powstania Grupy Wyszehradzkiej. Rok szans i wyzwań

Na pierwszy rzut oka rozpoczynający się 2021 r. wydawać się może bardzo obiecujący dla państw Europy Środkowej, wiele z nich przez pandemię SARS-CoV-2 przeszło z mniejszymi stratami niż większość państw Europy Zachodniej, co pokazuje wskaźnik bezrobocia czy skala spadku PKB. Dodatkowo r. 2020 zakończył się dość silnym sygnałem pokazującym dalszy rozwój Inicjatywy Trójmorza (projektu zrzeszającego 12 państw środkowoeuropejskich położonych między Bałtykiem, Adriatykiem a Morzem Czarnym), wzmocnieniem wymiaru międzyrządowego/wykonawczego całego programu. Na dokładkę Fundusz Trójmorza (Three Seas Initiative Investment Fund, TSIIF) powiększył się o składki nowych państw regionu, a także zapowiedź pierwszej wpłaty amerykańskiej.

W pierwszym kwartale 2021 r. obchodziliśmy trzydziestą rocznicę powołania do życia Grupy Wyszehradzkiej (15 lutego 1991), która przez lata stanowiła symbol aktywności Europy Środkowej na arenie międzynarodowej i nowy sposób koordynacji współpracy regionalnej. A jednak przy tych wszystkich sygnałach jakiś niepokój i cień roztacza się nad tym bałtycko-czarnomorsko-adriatyckim obszarem. Źródeł tego w pierwszej kolejności należy poszukiwać poza regionem.

Pierwszym powodem do niepokoju powinna być sytuacja w Unii Europejskiej. Z jednej strony jej instytucje statutowe jak Komisja Europejska czy Parlament Europejski roszczą sobie prawa do rozszerzania swoich kompetencji poza ramy traktatowe i tworzenia quasi-federalistycznego modelu zarządzania. Z drugiej strony przede wszystkim KE okazała się zupełnie bezradna w obliczu pandemii koronawirusa, a dziś de facto wobec dyktatu wielkich koncernów farmaceutycznych. Te po uzyskaniu ogromnych środków na przyspieszenie prac nad szczepionką przeciw COVID-19, a później otrzymaniu w imieniu całej wspólnoty zamówień na preparat, nagle te kontrakty traktują w kategoriach deklaratywnych, a nie obligatoryjnych. Obrazu nieskuteczności działań UE w obliczu pandemii dopełnia chaos podczas pierwszej wiosennej fali zachorowań, co pozostawiło państwa członkowskie, a także najbliższych partnerów unijnych, samym sobie. W niewielkim stopniu ten wizerunek udało się naprawić jesienią czy w ostatnich tygodniach.

Można nawet odnieść wrażenie, że obraz chaosu, braku pomysłu, co zrobić w obliczu drugiej fali epidemii jeszcze się pogłębił. Dobrą tego ilustracją była, dość kuriozalnie wyglądająca, jedna z ostatnich konferencji prasowych Ursuli von der Leyen – szefowej KE, która na początku lutego br. przyznała, że UE zlekceważyła proces zamawiania szczepionek, co spowodowało opóźnienia (np. wobec USA, Izraela czy Wielkiej Brytanii) w procesie szczepień i bez dwóch zdań przyniesie w konsekwencji dalsze perturbacje dla gospodarki poszczególnych państw wspólnoty. Dużym rozczarowaniem i zaskoczeniem był brak działań pomocowych UE na rzecz swojego najbliższego otoczenia, zwłaszcza gdy okazało się, że Bałkany Zachodnie większą pomoc uzyskały nie od potężnej wspólnoty europejskiej, a ze strony Chin (w ramach „dyplomacji maseczkowej”), z kolei Serbia punktowo od Federacji Rosyjskiej, a Bośnia i Hercegowina od Turcji.

Nie można też zapomnieć, z jaką determinacją KE i największe zachodnie stolice dążyły do finalizacji umowy inwestycyjnej między UE a Chinami, pozostawiając zupełnie na boku odpowiedzialność Pekinu za rozpętanie pandemii, chociażby poprzez ograniczanie dostępu do informacji. Jak wskazują specjaliści, gdyby Chiny na czas poinformowały o zagrożeniu, zakres pandemii można byłoby ograniczyć nawet o 80 proc., tak jak miało to miejsce podczas pierwszej epidemii SARS w latach 2002–2003. Za to dziś Pekin staje się strategicznym partnerem dla wspólnoty, a przynajmniej dla kilku wybranych stolic. Wszystko to działo się w czasach niemieckiej prezydencji w Radzie UE, doprowadzając do wyjątkowej sytuacji, gdy dotychczasowa wizytówka – siła normatywna wspólnoty, coś czym mogliśmy się chlubić, dziś stała się oksymoronem. Szczególnie w obliczu zachowania przywódców unijnych wobec sytuacji na Białorusi i w Rosji.

Relacje chińsko-środkowoeuropejskie w tej sytuacji okazują się nowym wyzwaniem dla całego regionu. Pekin, wzmocniony przychylną postawą KE i państw zachodnich, będzie próbował jeszcze bardziej stanowczo domagać się koncesji od słabszych stolic. Chiny wyraźnie wykorzystały lata od czasu uruchomienia formatu 16+1 w 2012 r. (dziś rozszerzony o Grecję do formatu 17+1), by rozeznać się w regionie, zmapować najciekawsze obszary potencjalnej współpracy i spróbować bez większych nakładów przejąć co bardziej atrakcyjne przedsiębiorstwa. Z perspektywy Europy Środkowej dotychczasowy bilans współpracy z Chinami jest bardziej niż rozczarowujący (może z wyjątkiem Węgier, a spoza państw należących do UE – dla Serbii). Zamiast inwestycji podnoszących innowacyjność przemysłu, tworzących nowe miejsca pracy o wysokiej specjalizacji otrzymaliśmy produkty „autostradopodobne” i próby agresywnego przejmowania kapitałowego niektórych przedsiębiorstw.

Najprawdopodobniej w najbliższych miesiącach poszczególne stolice środkowoeuropejskie spotkają się z innym obliczem chińskiej dyplomacji publicznej. Kryzys związany z pandemią SARS-CoV-2 został przez Pekin wykorzystany do zmiany dotychczasowej polityki wobec regionu, a nawet szerzej – wobec kontynentu europejskiego. Do tej pory głównym chińskim instrumentarium dyplomatycznym było przedstawianie się w funkcji partnera handlowego, chcącego odgrywać rolę aktora pokojowego, preferującego w relacjach z innymi promocję swojej kultury humanistycznej i uniwersalnej filozofii konfucjańskiej. Teraz się okazuje, że wszelkie próby krytyki poczynań Chin spotykają się z niemal natychmiastową reakcją. To już nie tylko sprawna akcja zrzucania z siebie odpowiedzialności za pandemię. Warto zauważyć, jak krótki żywot miał w mediach społecznościowych hasztag #ChinaVirus, w zamian częściej słyszymy o „brytyjskim wirusie” czy jego brazylijskiej odmianie. Dodać do tego należy coraz bardziej wrogą postawę wobec jakichkolwiek kontaktów z Tajwanem, czego ofiarą stała się w ostatnim roku Republika Czeska, gdy po wizycie marszałka czeskiego senatu Miloša Vystrčila w Tajpej w sierpniu 2020 r. chińska dyplomacja wywołała ostry kryzys dyplomatyczny. Zobaczymy, jakie dalsze reperkusje na relacje bilateralne będzie miała kolejna decyzja Pragi, by wyeliminować chińskie podmioty z konkursu na modernizację i rozbudowę elektrowni jądrowej w Dukovanach. Mając to wszystko na uwadze, można dojść do wniosku, że jakakolwiek krytyka Chin we współczesnych czasach wymaga dużej odwagi.

Dodatkowym elementem wywołującym niepewność w części środkowoeuropejskich stolic to rezultat wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych, a jeszcze bardziej kryzys polityczny w USA wywołany stylem przekazania władzy i zamieszkami na Kapitolu. Wybór Joe Bidena na 46. prezydenta Stanów Zjednoczonych dla wielu stanowić będzie wyzwanie, szczególnie dla tych państw, które miały doskonałe relacje z administracją Donalda Trumpa. Nie oznacza to automatycznego ochłodzenia relacji z nowym lokatorem Białego Domu, ale bez dwóch zdań będzie wymagać ułożenia sobie tych kontaktów na nowo. Z perspektywy Waszyngtonu jeden element się nie zmieni w stosunku do poprzedniej administracji, mianowicie traktowanie Chin w kategorii największego konkurenta dla pozycji USA jako światowego lidera na arenie międzynarodowej.

Administracja Donalda Trumpa traktowała region Europy Środkowej jako element szerszej polityki europejskiej Waszyngtonu, jako instrument nacisku na zachodnich sojuszników, by ci zdecydowali się na ponoszenie większych kosztów przeznaczonych na obronność i rezygnowali ze współpracy gospodarczo-politycznej ze stolicami próbującymi osłabić Sojusz Północnoatlantycki (tak jak kooperacja Niemiec z Rosją przy projekcie Nord Stream 2). Dla Waszyngtonu region środkowoeuropejski jest też obiecującym rynkiem zbytu nie tylko dla amerykańskich surowców energetycznych czy uzbrojenia, lecz także innych produktów. Dotychczas bowiem Europa Środkowa w wymianie handlowej ze Stanami Zjednoczonymi odgrywała marginalną rolę, generując ok. 1,5 proc. ogółu obrotów dóbr i usług USA ze światem. Dla porównania udział tylko państw środkowoeuropejskich zaangażowanych w projekt Trójmorza dla wymiany handlowej RFN stanowi 20 proc., a dla Federacji Rosyjskiej ponad 10 proc.

Dlatego dotychczasowe zaangażowanie USA i poniekąd patronowanie Inicjatywie Trójmorza należy odczytywać w kategoriach dobrze przeprowadzonej kalkulacji i próby nadrobienia zaległości we współpracy gospodarczej. Temu służyły wizyta Donalda Trumpa podczas szczytu warszawskiego w 2017 r., stała obecność wysokiej rangi polityków amerykańskich na kolejnych spotkaniach, a ostatnio także zaangażowanie finansowe Waszyngtonu w Fundusz Trójmorza czy propozycje bliższej kooperacji w obszarze energetyki jądrowej.

Dla wielu polityków środkowoeuropejskich, na co dzień spotykających się na unijnych salonach z lekceważeniem ze strony bogatszych stolic, takie podejście Amerykanów wzbudzało sympatię. Wynik wyborów prezydenckich w USA pozostawił otwarte pytanie, jak nowa administracja waszyngtońska podejdzie do polityki poprzedników w stosunku do regionu trójmorskiego. Nie musi to automatycznie oznaczać totalnego odwrócenia się od dotychczasowych posunięć, pierwsze wypowiedzi osób kojarzonych z prezydentem Bidenem na to nie wskazują, ale niepewność pozostaje. Szczególnie że w kontrze do tych uspokajających sygnałów pojawiły się doniesienia o bardzo niechętnej postawie nowego prezydenta odnośnie do eksploatacji surowców energetycznych, z wydobywanym gazem łupkowym na czele.

Trudno w chwili obecnej określić konsekwencje nowej polityki energetycznej, ale w najgorszym z możliwych scenariuszy mogłoby dojść do ograniczenia amerykańskich dostaw gazu do Polski, a także do właśnie otwieranego terminala LNG na chorwackiej wyspie Krk. W dłuższej perspektywie czasowej oznaczałoby to zagrożenie dla projektu Trójmorza jako forum współpracy państw unijnych zainteresowanych bliższymi relacjami ze Stanami Zjednoczonymi. W chwili obecnej brakuje też oficjalnego stanowiska nowej administracji waszyngtońskiej w sprawie energii atomowej, która – w przypadku ograniczenia zainteresowania Amerykanów eksploatacją złóż gazowych i ich eksportem do Europy Środkowej – mogłaby stanowić alternatywny obszar dla relacji biznesowych z regionem.

Polska strategia atomowa oraz plany Republiki Czeskiej związane z modernizacją funkcjonujących obecnie elektrowni jądrowych zakładające wykluczenie z projektu partnerów chińskich, co odczytywano w wielu miejscach jako gest dla obecności amerykańskich technologii w tym obszarze. Przy podkreślaniu przez nowego prezydenta Joe Bidena jego przywiązania do zasad demokracji liberalnej i nurtów progresywnych, siłą rzeczy bliższym ideowo partnerem w Europie w najbliższym czasie może się okazać Francja czy Niemcy. Choć działanie obu największych stolic na rzecz szybkiego przyjęcia umowy inwestycyjnej UE-Chiny, a dodatkowo upór Berlina na rzecz finalizacji inwestycji i obrona projektu Nord Stream 2 przez niemieckich przywódców, wystawiają Amerykanów na bardzo trudną próbę. Nie jest zatem wykluczone, że po pierwszych staraniach ocieplenia relacji między Stanami Zjednoczonymi a Europą Zachodnią dojdzie do rozczarowania, aczkolwiek trudno teraz przewidzieć, jakie przyniesie to konsekwencje dla regionu środkowoeuropejskiego – czy będzie to oznaczać politykę izolacjonistyczną Waszyngtonu, czy też dywersyfikację współpracy z większym akcentem położonym na relacje ze wschodnimi członkami UE.

Za to trochę więcej optymizmu płynie z regionu środkowoeuropejskiego. Jak na razie dane makroekonomiczne i socjalne wskazują, że Europa Środkowa całkiem nieźle radzi sobie z pandemią, w większości przypadków spadek PKB i poziom bezrobocia są niższe od średniej unijnej. Mimo obostrzeń Polska, Czechy, Słowacja i Węgry szykują się do celebrowania 30. rocznicy powstania Grupy Wyszehradzkiej, które to obchody 9 lutego na Pomorzu zainicjował prezydent Andrzej Duda wraz ze swoimi odpowiednikami: Zuzaną Čaputovą, Jánosem Áderem i Milošem Zemanem. Warto i należy cieszyć się z tej rocznicy, bo pokazuje, że państwa Europy Środkowej potrafią w autonomiczny i niezależny sposób organizować się wokół najważniejszych dla nich kwestii. 30 lat temu był to, według słów ówczesnego prezydenta Czechosłowacji – Václava Havla, „powrót do Europy”, współpraca na rzecz integracji z instytucjami euroatlantyckimi. Dziś jest to odgrywanie aktywnej roli na forum UE, często reprezentanta interesów nowych członków wspólnoty, a także promotorów utrzymania perspektywy członkostwa we wspólnocie dla Bałkanów Zachodnich oraz poważniejszego wsparcia proreformatorskiego dla państw Partnerstwa Wschodniego.

Jeszcze więcej dobrych wieści płynie ze środowisk zaangażowanych w realizację projektu Trójmorza. Estonia, mimo obostrzeń, znalazła sposób na zorganizowanie, przesuniętego w czasie, szczytu prezydenckiego w Tallinie 19 października ub.r. Pierwotnie planowano jego organizację w czerwcu, a ówczesne odwołanie było podyktowane nadziejami, że do jesieni uda się opanować kryzys zdrowotny. W obliczu drugiej fali pandemii gospodarze mieli nie lada wyzwanie, czy wydarzenie przeprowadzić i ewentualnie w jakiej formie. Prezydent Estonii Kersti Kuljulaid wykazała się dużą determinacją, by w ograniczonym zakresie, ale jednak zorganizować szczyt, który z kilku powodów warto przypomnieć.

Tallin skorzystał ze sposobności, by w tych okolicznościach przedstawić się jako państwo nowoczesne, korzystające z cyfrowych technologii i obyte ze światem wirtualnym, promujące markę E-stonia. Dlatego szczyt miał charakter hybrydowy, na miejscu w Tallinie fizycznie była obecna gospodarz wydarzenia prezydent Kuljulaid, Andrzej Duda – prezydent RP jako jeden z inicjatorów 3SI oraz prezydent Bułgarii Rumen Radev, który będzie gospodarzem szczytu Inicjatywy Trójmorza w 2021 r. Z pozostałymi prezydentami łączono się przez internet, choć ta ułatwiona forma nie oznaczała automatycznej obecności wszystkich z nich (w wirtualnej debacie przywódców udziału nie wzięli: prezydent Węgier – János Áder i nowo wybrany prezydent Chorwacji – Zoran Milanović). Ważnym sygnałem było uczestnictwo przedstawicieli UE w randze wiceprzewodniczącej KE Margarethe Vestager i Stanów Zjednoczonych, reprezentowanych przez zastępcę sekretarza ds. energii w administracji prezydenta Trumpa – Marka Menezesa. Zabrakło za to udziału w szczycie w jakiejkolwiek formie oficjalnego przedstawiciela Niemiec, a czy oznaczać to będzie trwałą zmianę postawy Berlina wobec Trójmorza, przekonamy się przy okazji kolejnych spotkań.

Dodatkowym ważnym sygnałem wysłanym z Tallina było ogłoszenie finalizacji pierwszej transakcji ze środków Funduszu Trójmorza, który przestaje być postrzegany jako polska fanaberia, ale staje się całkiem pożądanym partnerem. W Estonii padły deklaracje przystąpienia do funduszu kolejnych państw, ogłoszono jego dofinansowanie przez Stany Zjednoczone. Na początku roku agencje prasowe podały informację o przystąpieniu Litwy z minimalnym wkładem finansowym 20 mln euro. W chwili obecnej jedynie Czechy, Słowacja i Austria nie podjęły jeszcze wiążącej decyzji co do swojej roli w Funduszu Trójmorza.

Warto też będzie w nadchodzących miesiącach przyglądać się Bułgarii jako gospodarzowi tegorocznego szczytu Inicjatywy Trójmorza, wstępnie planowanego na czerwiec. Zaangażowanie Sofii w rolę organizatora należy podwójnie docenić, gdyż Bułgarzy dotychczas byli jednym z państw mniej aktywnych we współpracy. Przekładało się to m.in. na niewielką liczbę projektów infrastrukturalnych zgłoszonych na wspólną listę sporządzoną podczas szczytu w Bukareszcie w 2018 r., a przeznaczonych do realizacji w ramach projektowanego wówczas funduszu. Jeśli podczas tegorocznego szczytu zostanie powtórzone spotkanie nie tylko w formacie prezydenckim, lecz także na poziomie pełnomocników rządów realizujących projekty, wówczas będzie to bardzo pozytywny sygnał. Pokaże bowiem, że Inicjatywa Trójmorza się rozwija i przechodzi ze stadium deklaracji politycznych na realizację decyzji rządowych. Prezydenci w Europie Środkowej odgrywają ważną, ale jednak przede wszystkim reprezentacyjną rolę. To rządy i jej agendy są odpowiedzialne za wdrażanie tych politycznych deklaracji w życie.

Już dynamika 2020 r. mogła doprowadzić do zawrotu głowy, ale ten rok raczej nie zwolni tempa. Wiele wydarzeń przed nami, które mogą w dużym stopniu wpłynąć na pozycję Europy Środkowej w relacjach z innymi wielkimi aktorami, w samym regionie będzie można zaobserwować nowe trendy i zmiany postaw np. w stosunku do Inicjatywy Trójmorza. Szkoda, że rozpętana przez Chiny pandemia uniemożliwi huczne świętowanie 30-lecia powstania Grupy Wyszehradzkiej, bo V4 zasłużyło na festiwal radości. Osobiście uważam, że bez tego zainicjowanego w 1991 r. pierwszego formatu współpracy w regionie najprawdopodobniej dziś Europa Środkowa wyglądałaby zupełnie inaczej. Bez szans na taki poziom wzajemnego zaufania, a zapewne też bez Inicjatywy Trójmorza.

Wszystkie teksty (bez zdjęć) publikowane przez Fundacje Warsaw Institute mogą być rozpowszechniane pod warunkiem podania ich źródła.

TAGS: migration crisis, NATO, Belarus, Russia

 

Powiązane wpisy
Top