RUSSIA MONITOR
Data: 28 stycznia 2019
Czołgi pod Kaliningradem. Ostrzeżenie dla sąsiadów
Tuż po posiedzeniu Rady NATO-Rosja, na którym Moskwie nie udało się nic uzyskać, rosyjskie media nagłośniły informację o wysłaniu kilkudziesięciu czołgów do obwodu kaliningradzkiego. Jak podkreśliły, tuż koło polskiej granicy. Z militarnego punktu widzenia nie zmienia to wiele, jeśli chodzi o układ sił. Ważny jest wydźwięk polityczny – oto Moskwa próbuje wywrzeć presję na Zachód, by nie wzmacniał wschodniej flanki NATO. Rosjanie twierdzą oczywiście, że tylko reagują na zbrojenia zachodnie.
Wzmacnianie potencjału wojskowego w obwodzie kaliningradzkim trwa od dawna i nie powinno nikogo dziwić. Najbardziej na zachód wysunięta eksklawa rosyjska ma wielkie znaczenie strategiczne: zwiększa zasięg rosyjskiej broni wobec NATO, jest pierwszą poważną barierą obronną, osłabia pozycje państw Sojuszu na Bałtyku i w dużym stopniu izoluje na lądzie trzy kraje bałtyckie od reszty sojuszników. Trzon rosyjskich sił lądowych w obwodzie stanowi, sformowany w 2016 roku, 11. korpus armijny wojsk lądowych i obrony wybrzeża podległy dowództwu Floty Bałtyckiej. W jego skład weszły 152. brygada rakietowa, 244. brygada artylerii, 22. pułk obrony przeciwlotniczej, 7. pułk zmotoryzowany oraz 79. brygada zmotoryzowana. W skład tej ostatniej jednostki wchodzi batalion czołgów – około 40 sztuk. Z informacji napływających z Rosji czołgów w obwodzie kaliningradzkim jest już dwa, a może nawet trzy razy tyle.
11 stycznia resort obrony informował na swojej stronie internetowej, że 11. korpus armijny dostał ponad 30 czołgów T-72B. Zapowiedziano też wówczas, że jednostki w obwodzie kaliningradzkim oczekują na przybycie jeszcze jednej partii takich czołgów, złożonej z około 30 sztuk. Ta informacja przeszła bez echa. Ale 25 stycznia w Brukseli odbyło się posiedzenie Rady NATO-Rosja. Nie przyniosło ono żadnego porozumienia, ani nawet zbliżenia stanowisk, zwłaszcza jeśli chodzi o Traktat INF oraz – podnoszoną przez Moskwę – kwestię wzmacniania wschodniej flanki NATO. I już następnego dnia źródło w armii poinformowało agencję Interfax-AWN, że 11. korpus został wzmocniony czołgowym pułkiem. Dyslokowano go w Gusiewie. W takiej jednostce, w zależności od struktury, może służyć od 70 do 100 czołgów. To była sobota, więc szerokonakładowe media mogły nagłośnić temat dopiero po weekendzie. 28 stycznia zrobiła to „Niezawisimaja Gazieta”, strasząc dodatkowymi 90 czołgami (choć resort obrony mówił wcześniej o 60) w eksklawie. Artykuł wyraźnie powstał na polityczne zamówienie i wpisuje się w narrację Kremla. Oto Rosja zagrożona siłami pancernymi NATO w Polsce musi rozbudowywać swoje możliwości obronne. Gazeta straszy rosyjskich czytelników nie tylko amerykańskim Fortem Trump, ale też planami sformowania polskiej 18. Dywizji Zmechanizowanej. Generalnie – straszy pojawieniem się w Polsce „pancernej pięści” NATO złożonej z 2000 czołgów. Za drobny element tej informacyjnej operacji można jeszcze dodać informację o ćwiczeniach czołgistów w obwodzie kaliningradzkim, która pojawiła się tego samego dnia, co prasowa publikacja.
Cała sprawa ma znaczenie przede wszystkim polityczne i propagandowe. W teorii nowa jednostka pancerna w Gusiewie może stwarzać zagrożenie dla „korytarza suwalskiego”, czyli wąskiego połączenia lądowego Polski z Litwą. Gusiew leży bowiem 30 km od granicy polskiej i niewiele więcej od litewskiej. Jednak należy pamiętać o tym, że siły bojowe w eksklawie mają przede wszystkim zadania obronne. Obwód kaliningradzki ma w razie wojny pełnić rolę tzw. bańki powietrznej (strategia A2/AD) i dużo ważniejsze są rozmieszczone w nim baterie rakietowe oraz systemy walki radioelektronicznej.
Wszystkie teksty (bez zdjęć) publikowane przez Fundacje Warsaw Institute mogą być rozpowszechniane pod warunkiem podania ich źródła.