RUSSIA MONITOR

Data: 8 lipca 2019

S-400 dla Erdogana, problem dla NATO. Nadciąga Turexit?

Determinacja Ankary w sprawie zakupu rosyjskich systemów rakietowych jeszcze bardziej zaogni relacje Turcji z USA, ale też innymi sojusznikami z NATO. Recep Tayyip Erdogan liczy jednak na to, że Donald Trump zablokuje sankcje amerykańskie. Nie zmienia to jednak faktu, że obecność S-400 w tureckiej armii zagraża bezpieczeństwu całego Sojuszu. Można oczekiwać drastycznego ograniczenia współpracy militarnej z Turkami, ale też poszukiwania jakiegoś kompromisu. Wykluczanie z NATO kraju z tak dużą armią, mającego strategiczne położenie, nie opłaca się Sojuszowi, ale też nie chce tego sama Turcja.

ŹRÓDŁO: STRUCTURE.MIL.RU

Jak podają tureckie media, de facto rozpoczęła się już dostawa rosyjskich systemów rakietowej obrony powietrznej S-400 do Turcji. To oznacza, że na nic zdała się rozmowa Trumpa z Erdoganem w Osace i nieoczekiwanie pojednawcze słowa prezydenta USA. Rychłe rozpoczęcie dostaw S-400 Erdogan zapowiedział już następnego dnia. Otwiera się więc droga do uruchomienia amerykańskich sankcji wobec Ankary zgodnie z ustawą CAATSA (Countering America’s Adversaries Through Sanctions Act). Biały Dom będzie mógł wybrać co najmniej pięć z dwunastu potencjalnych środków odwetowych wobec kupujących rosyjskie uzbrojenie, w tym nałożenie sankcji na turecki eksport, odcięcie Turcji od amerykańskich instytucji finansowych czy nawet bezpośrednie objęcie sankcjami tureckich obywateli zaangażowanych w zakup S-400. Według Erdogana amerykański prezydent zapewnił go jednak, że Waszyngton odstąpi od sankcji. Ankara liczy na to, że Trump nie uruchomi sankcji – ma taką możliwość.

Rosyjski system S-400 stanowiłby zagrożenie dla amerykańskich myśliwców F-35, w których produkcji Turcja uczestniczy i które chce kupić. Radary zainstalowane w S-400 mogą nauczyć się dostrzegać i śledzić myśliwce F-35, przez co ich niewykrywalność stałaby się wątpliwa. Przeciwne umowie Turcji z Rosją jest także NATO, którego dowódcy twierdzą, że rosyjska broń nie jest kompatybilna z systemami militarnymi Sojuszu. USA formalnie rozpoczęły więc proces wykluczania Turcji z programu F-35. Erdogan powiedział, że anulowanie przez Waszyngton umowy na sprzedaż Ankarze myśliwców F-35 byłoby „kradzieżą”, bo, jak podkreślił, Turcja zapłaciła już 1,4 miliarda dolarów za 116 sztuk F-35 (w sierpniu 2018 roku tureckie siły zbrojne otrzymały tylko dwie takie maszyny). Spór wokół S-400 nie jest jednak wcale ani pierwszym, ani najpoważniejszym powodem kryzysu w relacjach Turcji z zachodnimi sojusznikami. W 2016 roku, po rozbiciu próby wojskowego puczu w Turcji, ówczesny sekretarz stanu USA John Kerry potępił turecki rząd za brutalne represje wobec politycznych przeciwników i ostrzegł, że stawia to pod znakiem zapytania członkostwo Ankary w NATO. W 2017 roku Erdogan wycofał 40 tureckich żołnierzy z ćwiczeń NATO w Norwegii.

Wesprzyj nas

Jeżeli przygotowane przez zespół Warsaw Institute treści są dla Państwa przydatne, prosimy o wsparcie naszej działalności. Darowizny od osób prywatnych są niezbędne dla kontynuacji naszej misji.

Wspieram

Przez dekady Turcja była barierą dla sowieckiej ekspansji na południowym odcinku frontu zimnej wojny. Z drugą pod względem wielkości armią NATO i bliskimi relacjami z USA Ankara blokowała w dużym stopniu wyjście ZSRS na Bliski Wschód. Jednak od kilku lat Turcja powoli, ale konsekwentnie, wchodzi w rosyjską strefę wpływów. A jeszcze na jesieni 2015 roku oba kraje były na skraju wojny, gdy turecki myśliwiec zestrzelił rosyjski samolot nad turecko-syryjskim pograniczem. Powodem kryzysu na linii Ankara-sojusznicy z NATO nie jest nawet autorytarny styl rządów Erdogana i islamizacja państwa. Punktem zwrotnym był konflikt syryjski. Turcy mieli pretensje do sojuszników z NATO, że zostawiają Ankarę samą w obliczu rosnącego zagrożenia z tego kierunku. I Erdogan nie miał tu wcale na myśli Asada czy dżihadystów, ale Kurdów. Tymczasem USA wspierały walczące z Państwem Islamskim oddziały kurdyjskiej milicji YPG. Decydujące było otwarte wejście do syryjskiego konfliktu Rosji. Początkowo wywołało to potężny kryzys w relacjach Ankary z Moskwą – szczególnie po zestrzeleniu rosyjskiego samolotu przez Turków. Moskwa odpowiedziała zwiększeniem zaangażowania militarnego w regionie oraz wojną handlową z Turkami. Ankara była wtedy gorącym zwolennikiem eliminacji Asada. Minęło nieco ponad pół roku i nastąpił gwałtowny zwrot w relacjach turecko-rosyjskich. Bardzo szybko stojące niemal na krawędzi wojny państwa zaczęły blisko współpracować. Z punktu widzenia Ankary chodzi o gospodarkę (rosyjski rynek zbytu, turyści, budowa elektrowni atomowej, gaz z Rosji) i przede wszystkim Syrię. Erdogan postawił w tej kwestii na bliską współpracę z Moskwą i Teheranem (tzw. format astański), tym bardziej, że nie miał za bardzo innego wyjścia, jeśli chodzi o możliwość doboru partnerów na syryjskim teatrze wojennym. Z Izraelem relacje są fatalne, a z USA stawały się coraz gorsze (sprawa Gulena) – tym bardziej, że Amerykanie mocno wspierają Kurdów, którzy okazali się skutecznym sojusznikiem w wojnie z IS w Syrii. Na dodatek Ankara zacieśniła w Zatoce współpracę z Katarem, co oznacza pogorszenie relacji z Arabią Saudyjską i Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi. Wszystko to ma wpływ na relacje ze Stanami Zjednoczonymi. Ale gorzej, że uderza to również w spójność NATO. Turcja od dawna chce zakupić systemy rakietowej obrony przeciwlotniczej. Kilka lat temu blisko było transakcji z Chinami, ale naciski sojuszników zachodnich spowodowały, że ten kontrakt nie wypalił. Teraz, na fali coraz bliższej współpracy z Putinem, Erdogan postanowił kupić rosyjskie S-400. A to już jest poważny problem dla całego Sojuszu, a nie tylko kwestia relacji dwustronnych Turcji z USA czy innymi krajami sojuszniczymi.

Determinacja Ankary w realizacji kontraktu na S-400 spowodowała, że nie tylko USA, ale też coraz więcej innych członków NATO stawia pod znakiem pytania sens członkostwa Turcji w Sojuszu. Tym bardziej, że Turcja nie ma już tak wielkiego znaczenia strategicznego po zakończeniu zimnej wojny. Pytanie, czy wyrzucenie Turcji z NATO ma sens i czy przyniesie korzyści stronom sporu? Na pewno z punktu widzenia Sojuszu byłaby to porażka. Przez ponad sześć dekad mocno zainwestowano w sojusz z Turkami, w rozbudowę militarnej infrastruktury. Co więcej, jeśli Turcja znajdzie się poza NATO, Sojusz straci już jakiekolwiek możliwości wpływu na sytuację w strategicznych cieśninach łączących Morze Czarne z Morzem Śródziemnym. Turcja poza NATO oznacza wzmocnienie wrogów Sojuszu – bardzo realne wówczas militarne zbliżenie Ankary z Moskwą, Teheranem czy Pekinem. Ale również Turcji nie zależy na opuszczeniu NATO. Obecna sytuacja, zwłaszcza z powodu Syrii ułożyła się tak, jak się ułożyła. W kluczowej dla Ankary kwestii Kurdów Turcy znaleźli się po przeciwnej stronie niż Amerykanie. Ale to nie zmienia faktu, że geopolitycznie Turcja i Rosja były, są i będą rywalami. A nowym punktem zwrotnym w relacjach tych państw znów może być rozwój wydarzeń w Syrii (kwestia rebelianckiej enklawy w Idlib). Na razie jednak Erdogan chce mieć S-400, wiedząc, że Zachód nie pójdzie na eskalację w relacjach. Ankara będzie więc próbowała lawirować między Moskwą a Waszyngtonem i Brukselą, aby umocnić swoją pozycję i zrealizować cele. A to już nie tylko Syria, ale też choćby spór o prawa do bogatych złóż gazu we wschodniej części Morza Śródziemnego.

Wszystkie teksty (bez zdjęć) publikowane przez Fundacje Warsaw Institute mogą być rozpowszechniane pod warunkiem podania ich źródła.

TAGS: migration crisis, NATO, Belarus, Russia

 

Powiązane wpisy
Top